Była gorąca wrześniowa noc, a w klubie, nabitym do granic możliwości dwustoma ciałami rozgrzanymi trwającą już kilka godzin imprezą, temperatura sięgała ponad 40 stopni.
W kącie sceny wąsaty trzydziestolatek w pocie czoła majstrował przy plątaninie kabli łączącej komputer, samplery, mikser i syntezator. Z tych ustrojstw wygenerowywał muzykę zachwycającą popowymi melodiami, porywającą za sprawą dzikiej punkowej energii, zmuszającą do tańca dzięki bitom rodem z mocnego electro albo nawet techno, wreszcie zaskakującą a to 8-bitowymi brzmieniami jak ze starych komputerów, a to niemal gotycką aurą, a to nagłymi przeskokami od mollowych smutków do potężnych, hymnicznych klimatów.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
De gustibus... Przy Deli, aż mi gonady ściska, z kolei do Bambino zacniej dyga, jak zwykle, pewnie kwestia set&setting i takie tam...