Pięć wyprodukowanych przez siebie płyt w pięć tygodni, w tym dwie własne. Kanye West znowu zmienił reguły gry i znowu wygrał. A nawet jeśli przegrał, to w pięknym stylu.

Ponad dwa lata temu Kanye West wydał swój siódmy album studyjny zatytułowany „The Life of Pablo”. Uważany był wtedy przez niektórych za najwybitniejszego rapera naszych czasów, przez wielu za ekscentryka i megalomana, przez siebie samego... jeśli nawet nie za nową inkarnację Jezusa, to na pewno kogoś, kto jest przekonany, że Bóg ma wobec niego specjalne plany.

Później było tylko gorzej, choć dziwactwa muzyka ograniczały się głównie do bredni publikowanych na Twitterze. Punktem krytycznym okazał się występ w Sacramento, w Kalifornii, w listopadzie 2016 r., przerwany płomienną przemową, w której West zaatakował m.in. Beyoncé, Jaya-Z i Hillary Clinton. Zszedł ze sceny i już na nią nie wrócił.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Sebastian Ogórek poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Te łamy są bardzo niewdzięcznym medium dla peanów na cześć Kanyego.
    Czytelnicy GW chyba chętniej przeczytaliby recenzję nowego Stinga, Roberta Planta bez głosu, ale za to z orkiestrą symfoniczną i nieśmiertelnego Bono, zbawcy świata, fotografującego się z biednymi dziećmi z trzeciego świata w okuralach wyprodukowanych przez inne dzieci z trzeciego świata.
    @kuba_szymkowiak
    Ja od początku roku się dziwę, że te łamy publikują tę żałosną pisaninę tego pożal się boże dziennikarzyny z Dukli.
    Zabrakło Sankowskiego i to jest ból ..
    już oceniałe(a)ś
    1
    6
    @OttoFahrenwirst
    Wytykanie komuś pochodzenia z prowincji jest niskie.
    już oceniałe(a)ś
    5
    0