Dwie dekady musieliśmy czekać na drugi album warszawskiego zespołu Kinsky. Jedna z najważniejszych grup sceny alternatywnej lat 90. łączy tu awangardowy metal z intensywnym kursem filozofii, historii sztuki i naukami politycznymi.

„Miniona przyszłość” – trudno o lepszy tytuł płyty, która w chwili rejestracji wyprzedzała wszystko, co się wtedy w Polsce grało na gitarach. Nie tylko w Polsce zresztą. Black Sabbath wrócili wówczas z wielką pompą w oryginalnym składzie, kwadratowe hymny Rammstein właśnie docierały pod strzechy, w modzie był pompatyczny, wagneriański black metal – to wszystko z pozoru groźne, ale wymierzone od linijki, stuprocentowo przewidywalne. W takim kontekście dogorywał zespół Kinsky dążący do brzmieniowego ekstremum, ale eklektyczny, pokręcony i – trzeba to zaznaczyć – funkcjonujący poza ówczesną sceną metalową.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Michał Olszewski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Na jednym ze zdjęć wyświetla mi się Inkwizycja, a nie Kinsky.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Pusty hałas i pretensjonalny bufon na froncie. Podziwiam chęć recenzenta, by znaleźć jakaś treść w czymś, co jej nie ma.
    już oceniałe(a)ś
    1
    3