„Miniona przyszłość” – trudno o lepszy tytuł płyty, która w chwili rejestracji wyprzedzała wszystko, co się wtedy w Polsce grało na gitarach. Nie tylko w Polsce zresztą. Black Sabbath wrócili wówczas z wielką pompą w oryginalnym składzie, kwadratowe hymny Rammstein właśnie docierały pod strzechy, w modzie był pompatyczny, wagneriański black metal – to wszystko z pozoru groźne, ale wymierzone od linijki, stuprocentowo przewidywalne. W takim kontekście dogorywał zespół Kinsky dążący do brzmieniowego ekstremum, ale eklektyczny, pokręcony i – trzeba to zaznaczyć – funkcjonujący poza ówczesną sceną metalową.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze