Gdyby żyła, obchodziłaby dzisiaj 80. urodziny. Może sprezentowałaby sobie i fanom jakiś uroczysty koncert z udziałem przyjaciół, może płytę, na której śpiewałaby duety z młodszymi, bardziej dziś popularnymi kolegami. Mogłaby już nie budzić takich emocji jak kiedyś. Niestety, Janis Joplin nie zdążyła się znudzić publiczności.
Urodziła się w Port Arthur w Teksasie. Niewielkie miasteczko dzisiaj chwali się swoją sławną obywatelką, ale gdy dorastała, nie było miejscem szczególnie przyjaznym dla wrażliwej dziewczyny o artystycznych ambicjach. Na studiach w Austin było nieco lepiej. W 1962 r. uczelniana gazeta „The Daily Texan" poświęciła nawet Janis artykuł zatytułowany „Ona ma odwagę być inna", ale Joplin nie dotrwała do dyplomu. Rok później była już w Kalifornii, gdzie spełniała sen o muzycznej karierze, ale szukała też mocniejszych wrażeń. Również w narkotykach, które w końcu – 4 października 1970 r. – ją zabiły.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
ależ ja ci zazdroszczę :(
Też to przeżyłem. To były czasy! Spotkałem się nawet z twierdzeniem, że w latach 60. ludzie byli piękniejsi.
Na liście zabrakło Hendrixa.
I wiele jeszcze innych, teraz to disko polo króluje.
Z ostatnim zdaniem absolutnie się nie zgodzę! Zaśpiewała "Summertime" rewelacyjnie, wykonanie zapisało się w historii muzyki. Ale to absolutnie nie znaczy że nikt nie powinien śpiewać tego utworu.
Zakazać wystawiania opery "Porgy and Bess" Gershwina?
"Jak śpiewać „Summertime" po Janis? Udając, że nie zna się jej wersji? Naśladując ją? Jedno i drugie właściwie niewykonalne"
Ojjjjj, jak najbardziej wykonalne. Lecz Pan Redaktor powinien posłuchać kogoś jeszcze oprócz Janis Joplin. Jej wersja jest niesamowita - racja! Ale zaśpiewała to po swojemu, spalając się. Niech Pan jednak posłucha także innych! Choćby np. taka Patricia Barber - krańcowo inaczej zagrane i zaśpiewane, a równie fantastyczne. To jest jazz, Panie Redaktorze, a nie jakiś Chopin ;) Tu jest wolność.
Akurat Chopin jest dosyć intensywnie eksploatowany w jazzie
Zgadza się. Biorą i wywijają nim na wszystkie strony. Ale na konkursach chopinowskich... weź i spróbuj zmienić nutkę! ;)
Zwróć uwagę na: ;)
No ale to nie wina Chopina :)
Medal za pierwsze miejsce w konkurencji protekcjonalnych komentarzy
"Summertime" to przede wszystkim aria z opery "Porgy and Bess" Gershwina, w oryginale przeznaczona dla sopranu (czego autor artykułu pewnie nie wie). Śpiewana i grana w wersjach jazzowych i bluesowych przez bardzo wielu muzyków, od wielkiej Elli Fitzgerald począwszy.
Nie zgadzm się jednak z dwoma określeniami:
"wulgarny" i "eklektyczny" - nie chce mi się nawet o tym rozpisywać, po prostu to tak jakby Pan odkrył przed nami, że nie zna się całkowicie na muzyce i różnorodnych kanonach i estetyce: bluesa, jazzu, rocka .... ja bym raczej użył w to miejsce słów:
"przejmująca, autentyczna, elektryzująca do szpiku kości, szczera" i "czująca wszelkie tradycyjne amerykańskie formy muzyczne" ....
masz 100% racji.
Autor wspomnienia o Janis także.
Jego opis jednak do mnie bardziej przemawia.
Wulgarna? Taka, jak rock - prawdziwa, bez udawania.
Janis była sobą i była wulgarna, w rozumieniu tzw. savoir vivre.
Klęła, nie myła się za często, piła, kochała się z chłopakami, dziewczętami.
Mogło to salonowców szokować. Ale to było autentyczne. I dla tamtego okresu, było normą, choć norm ten ruch nie określał.
Janis nie udawała. Słucham jej często. I jest wciąż moją muzyczną inspiracją.
a nawet komicznie