Weterani altcountry'owego grania zdecydowali się odświeżyć swoje brzmienie. Jak im poszło?

Ta płyta jest jak obwarzanek. A może raczej pączek, bo porównanie do obwarzanka sugeruje, że to smakowite i atrakcyjne otacza jakąś pustkę. Więc niech będzie pączek – w środku trochę bułowaty, ale też zaskakujący niespodziewanie smakiem nadziewającej go konfitury.

„Flotus” też potrafi zaskakiwać. Większą część tej płyty, od drugiego w zbiorze tych piosenek „Directions To The Can” po przedostatni „NIV”, to zestaw, którego raczej po Lambchop byśmy się nie spodziewali. Oto weterani (istnieją od końca lat 80., wydają płyty od początku następnej dekady) altcountry’owego grania zdecydowali się odświeżyć swoje brzmienie. I podjęli w tym kierunku bardzo śmiałe ruchy. Gdzieś w kąt poszło typowe dla alternatywnego country instrumentarium, zastąpiła je nieoczywista, szemrząca w tle elektronika, z lekka jazzujący fortepian i przede wszystkim auto tune nadający liniom wokalnym nieco surrealistycznego zabarwienia.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze