Krzysztof Garbaczewski z XIV-wiecznego tekstu o wędrówce przez piekło, czyściec i niebo zrobił teatr ogromny - ale i przechodzący od medytacji do zmęczenia. Reżyser, znany z poszukiwań na pograniczu sceny i wirtualnej rzeczywistości, zdradza ostatnio skłonności i do literatury klasycznej, i do monumentalizmu właśnie. „Boska komedia”, zrealizowana z debiutującym w roli dramaturga raperem Kozą (rocznik 2000), to chyba apogeum tych poszukiwań.
Wielka góra, nieustannie kręcąca się w jednostajnym rytmie sceny obrotowej; krążący wokół niej tłumek aktorów; ekrany, śpiewy, dymy, transowa muzyka. Postaci tego teatralnego fresku odgrywają mikrosceny z życia piekła, czyśćca i nieba niczym na obrazach Hieronima Boscha. Ich sylwetki są zdeformowane kostiumami w duchu Kantora czy Szajny, z mackami czy dodatkowymi głowami (autorem kostiumów jest Sławomir Błaszewski). Spektakl w Powszechnym to chwilami wręcz pastisz średniowiecznej sztuki.
Wszystkie komentarze