Ten obraz ma niesamowity rozmach, nawiązuje do wielkiej amerykańskiej klasyki, ale to nie jest hollywoodzkie efekciarstwo. Wciąga narracją, postaciami, klimatem VistaVision. Do tego Adrian Brody w roli głównej. A skąd taki tytuł? Prosto z architektury.
Pamiętacie stary dworzec kolejowy w Katowicach? „Gołe", szare ściany, po prostu wielka betonowa konstrukcja, jakby pozostawiona w stanie surowym? To był najwybitniejszy przykład brutalizmu w naszym kraju. Już go nie ma. Dość powszechnie był uważany za „strasznie brzydki".
Brutaliści lekko nie mają. Jeśli coś zbudują, to większość ludzi kręci na to nosem. To architektura trudna w odbiorze – nie wdzięczy się, nie oczekuje poklasku, choć bywa spektakularna.
I jeszcze jedno, dla jasności. Nazwa „brutalizm" nie wzięła się np. od skłonności architektów do brutalnego traktowania przestrzeni. Pochodzi z francuskiego określenia „béton brut", oznaczającego surowy beton. Surowość nie oznacza też wcale, że to nudne projekty. Np. katowicki dworzec miał też w sobie intrygujące rozwiązania, jak betonowe kielichy podtrzymujące strop głównej hali. Z czasem ten obiekt zaczął być odpychający i w końcu został zastąpiony innym. Kto wie, może wystarczyło o niego zadbać, zamiast burzyć?
„The Brutalist" nie opowiada jednak o architekturze. To właściwie film o architekcie-emigrancie. A może emigrancie-architekcie? Ta kolejność ma znaczenie. Jest to opowieść o budowaniu nowego życia. Węgierski Żyd László Tóth (Adrien Brody) przetrwał Holokaust i wyjechał do Stanów Zjednoczonych, uciekając przed demonami Europy i szukając lepszego życia. Dołącza do niego żona – Erzsébet Tóth (Felicity Jones).
Emigranci zwykle też lekko nie mają. Nawet jeśli mają dobry fach w ręku. Architekt to przecież nie byle co. Poza tym Tóth zdobył już sobie mocną pozycję zawodową. Tyle że w Budapeszcie. W Stanach (prawie) na nikim nie robi to większego wrażenia. László ogląda więc najpierw Statuę Wolności, a potem znajduje zatrudnienie w kopalni węgla.
Dopiero później poznaje się na nim bogaty przemysłowiec Harrison Lee Van Buren (w tej roli Guy Pearce), który daje Tóthowi szansę. László musi coś udowodnić sobie i innym. Dostaje specyficzne zlecenie. Ma zaprojektować tzw. instytut, publiczny obiekt fundowany przez przemysłowca gdzieś wśród wzgórz Pensylwanii. Trochę przypomina to budowę świątyni, a może pomnika. Van Buren nie jest oczywiście postacią jednoznaczną. Postępy budowy obserwujemy w trakcie filmu.
To film o budowaniu nowego życia, ale przecież przeszłość – straszne doświadczenie Holocaustu: czy można sobie wyobrazić straszniejsze? – cały czas kładzie się cieniem na jego spojrzeniu na świat, ludzi, w końcu na to, jakie ma pomysły jako architekt. Cały czas odczuwa się w nim napięcie. Brody odnajduje się w tej roli doskonale. Do tego dochodzi zderzenie – to chyba dobre słowo – artysty z kapitalistą. Uwaga: tego obrazu nie da się jednak łatwo podsumować w jednym czy dwóch zdaniach. Obraz jest epicki. To ma być wielka narracja.
Dotyczy to również pytania: dlaczego brutalizm? Za proste będzie stwierdzenie, że to tylko odreagowanie koszmarów wojny, że gdy piękno zostało zdeptane i puszczone z dymem, pozostaje radykalna surowość betonu. O takiej architekturze słyszy się naprawdę często, że jest „nieludzka". Ale korzenie brutalizmu tkwią w czasach jeszcze przedwojennych. Z filmu dowiadujemy się, że W Europie Tóth kształcił się w szkole Bauhausu, z której wychodzili ludzie zafascynowani modernizmem, a brutalizm to jedna z jego późnych odmian. Pojawił się na przełomie lat 40. i 50. XX wieku. Gdyby projekt Tótha w Pensylwanii rzeczywiście powstał, architekt należałby do prekursorów tego kierunku. W tamtym czasie projekty w tym duchu realizował m.in. słynny Le Corbusier. Jest to więc też film o odwadze architekta-artysty. Tóth nie szuka poklasku, nie wdzięczy się – o to łatwiej, gdy się projektuje coś „ładnego". A prekursorzy to już nigdy nie mają lekko.
Później, w drugiej połowie XX wieku, powstało sporo obiektów brutalistycznych. U nas też, nie tylko katowicki dworzec, projektowany przez młodych, śmiałych architektów. Niektórym taka architektura kojarzy się z PRL-em, ale to zupełnie nie tak. Brutalizm wywodzi się z Zachodu. Można go spotkać w różnych krajach. Nieraz są to ważne budynki, jak biblioteka uniwersytecka w Chicago, gmach brytyjskiego ministerstwa sprawiedliwości czy siedziba główna Departamentu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast w Waszyngtonie.
Jednak architekt-brutalista László Tóth to postać fikcyjna. Nie znajdziemy go w żadnym leksykonie architektury. Chociaż istniały prawdziwe postaci noszące to samo imię i nazwisko. Chyba najbardziej znanym z nich jest węgierski emigrant do Australii, geolog, o którym zrobiło się głośno, gdy z młotkiem w ręku zaatakował Pietę Michała Anioła w Watykanie, dokonując pewnych uszkodzeń.
Adrien Brody w roli głównej to wyjątkowo dobry wybór. Po pierwsze, ze względu na jego kunszt aktorski. Po drugie, okazuje się, że matka aktora wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych z Węgier, tyle że nie zaraz po wojnie, a po rewolucji w Budapeszcie w 1956 roku. „Mam to szczęście, że rozumiem doświadczenie imigrantów" – powiedział Brody w wywiadzie wideo dla CNN.
Film wyreżyserował Brady Corbet, na podstawie scenariusza, który napisał wspólnie z Moną Fastvold.
I jeszcze ciekawostka. Podczas każdej projekcji tego filmu nastąpi przerwa. Jest zaplanowana między dwiema częściami. Trwa kwadrans. Na ekranie jest widoczny zegar odliczający minuty do końca. Dziwne? Kiedyś takie przerwy był stosowane dość często. Nawet nie bardzo dawno. Takie rozwiązanie pojawiło się np. w „Tańcząc w ciemnościach" Larsa von Triera z 2000 roku. A wcześniej choćby w „2001: Odysei kosmicznej".
Jeszcze jedna ciekawostka: film został nakręcony na VistaVision, czyli takiej taśmie filmowej, która właściwie mogłaby być eksponatem muzealnym. W amerykańskim filmie nie była używana od 1961 roku. Tworzy klimat. Obraz, również dzięki drobiazgowej scenografii, jest w ogóle piękny.
„The Brutalist" miał premierę na Festiwalu Filmowym w Wenecji we wrześniu 2024. Corbet przywiózł stamtąd Srebrnego Lwa dla najlepszego reżysera. Do polskich kin film wchodzi 31 stycznia 2025.
Materiał promocyjny UNITED INTERNATIONAL PICTURES SP. Z O.O.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny