Pierwszą fotografię sarkofagu ze szczątkami Lecha i Marii Kaczyńskich, jaką ujrzał świat zrobił Adam Bielan telefonem komórkowym i zamieścił na twitterze - szybkim komunikatorze internetowym. Oprócz poważnych komentarzy krążą tam ploteczki, dowcipy i banalne informacje.
Bielan pstryknął zdjęcie podczas albo tuż po najintymniejszej, zarezerwowanej dla rodziny i najbliższych przyjaciół uroczystości. Wpuszczono go jako jednego z najbliższych współpracowników prezydenta. Sam mówił o zmarłym "przyjaciel", "autorytet", "wszystkiego mnie nauczył".
Zdjęcie pstryknął telefonem po kryjomu lub oficjalnie. Jeśli po kryjomu, to lepiej, bo znaczy, że czuł, że robi coś niefajnego. Jeśli oficjalnie - gorzej, bo sądzi, że w takim odarciu uroczystości z intymności, niedyskretnym zaglądaniu przez dziurkę od klucza na śmierć, nie ma niczego złego. Że wszystko może być na sprzedaż.
Świadek intymności najbardziej granicznej sytuacji, jaką jest śmierć, winien jej strzec i nie traktować jak towaru, który można sprzedać w celach autopromocyjnych na komunikatorze internetowym. Szczególnie jeśli dotyczy Mistrza, Przyjaciela, Autorytetu, Prezydenta.
Filozof Zbigniew Mikołejko mówił tydzień temu, w dniu tragedii w Smoleńsku, w "Gazecie Wyborczej": - Nie da się żyć bez prywatności, bo tylko ona daje nam wolność. Jeśli wszystko sprzedamy, co nam zostanie? Gdzie będziemy? I kim?
Wszystkie komentarze