Projekcja filmu na taśmie 35 milimetrów wraz ze wszystkimi niedoskonałościami to wydarzenie jedyne w swoim rodzaju. Cyfra nigdy nie dostarczy podobnych wrażeń.

Unikatowa kopia japońskiego filmu "Yuwaku" (Pokusa) z 1948 roku na taśmie 35 mm dotarła z drugiego końca świata na festiwal w Museum of Modern Art. Pokaz miał się zacząć za 22 minuty, gdy nagle popsuł się sprzęt.

Emisję mógł uratować wyłącznie Chris Jolly, kinooperator.

Założył pierwszą rolkę na jeden z dwóch sprzężonych kinowych projektorów, lecz ten drugi, który miał rozpocząć wyświetlanie kolejnej rolki, tak by nie było widać żadnej przerwy, nawalił.

Gdy ludzie zaczęli wypełniać widownię, Jolly rozkręcał właśnie śrubokrętem tylną klapkę urządzenia. Sytuację dobrze obrazował przypięty do ściany żart rysunkowy ukazujący oszołomionego operatora z podpisem: „Niezliczone godziny kompletnej nudy. Nagle chwila absolutnej grozy!"

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze
    Tekst o projektorach, w którym dwa razy użyto słowa emisja. W kinie nie ma emisji, w kinie jest projekcja. Emisja jest w telewizji.
    @Bowman
    nie tylko to. Zdjęcie z taśmą 65mm jest okraszone podpisem "Projekcje z taśm filmowych 35 milimetrów wracają do łask".
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @Bowman
    nie mówiąc już o nazywaniu taśmy triacetatowej "taśmą celulozową". Trochę jakby sól kuchenną nazywać proszkiem chlorowym.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0