Dwa udane filmy na festiwalu w Cannes. Fabuła o kobiecym batalionie z Kurdystanu. I animacja o Kapuścińskim.

Wojna – powracający motyw festiwalu. Wojna na złe i na dobre. Realna i symboliczna. Wojna jako stan permanentny, sposób istnienia. W filmie Siergieja Łoźnicy „Donbas” wojna wywołana przez wspieranych przez Putina rebeliantów jest czarną groteską, piekielnym koszmarem, wylewem dziejowego szamba o stężeniu mocniejszym jeszcze niż to, które reżyser ukazał w „Łagodnej”. To niesie ryzyko wywołania u widza reakcji obronnej, zobojętnienia.

Młoda Francuzka Eva Husson w filmie „Girls of the Sun” („Córy słońca”) robi coś odwrotnego: wskrzesza gatunek rewolucyjnej epiki bohaterskiej. Na końcu języka mam słowo „soc”. Że to zrobione w „radzieckim stylu”. Nie wydaje się, aby reżyserka mogła tamte filmy znać (choć jest wnuczką republikańskiego bojownika z czasów hiszpańskiej wojny domowej).

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Marcin Ręczmin poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Ciekawe... "Córy Słońca" zbiera raczej marne recenzje, a tu mowa o Złotej Palmie?
    już oceniałe(a)ś
    0
    0