"Narzeczony na niby" to polska komedia romantyczna, którą ogląda się bez poczucia zażenowania, ale i bez szczególnych emocji.

Recenzja filmu "Narzeczony na niby": ***

Tak to jest, jeśli uwierzy się, że wystarczy tylko skompletować składniki, trzymać się z grubsza sprawdzonego przepisu, a ciasto upiecze się samo. Ten błąd popełnia zresztą w pewnym sensie główna bohaterka filmu.

Kiedy Karina robiła lasagne i wkładała seksowną bieliznę, inaczej wyobrażała sobie nadchodzący wieczór. Nie spodziewała się przyłapać faceta na zdradzie. Wydaje się, że nic gorszego jej już nie spotka. I wtedy wpada (dosłownie – mają stłuczkę) na Szymona. Ratuje go przed utratą prawa jazdy, ale o rewanżu nie chce słyszeć. A właściwie, dlaczego nie? W końcu przydałby się ktoś, kto poudawałby jej chłopaka na ślubie siostry. Ot, niewinne kłamstewko oraz okazja do odegrania się na byłym. Ale za jednym kłamstwem szybko pójdą kolejne. Dobrze wiecie, jak to się skończy.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze