Powiem od razu, że nie będę bezstronny w ocenie "Barbie…", i to z dwóch powodów. Po pierwsze, filmy z tej serii z jednej strony wykorzystują popularność marki, z drugiej jeszcze ją wzmacniają i mają w zasadzie charakter reklamowy (a na reklamy jest czas przed rozpoczęciem seansu).
Po drugie, szczerze nie cierpię przesłodzonej, kiczowatej estetyki, która się z tą swoistą subkulturą wiąże: człowiek się czuje, jakby cały czas siedział w sklepie z landrynkami (dzisiaj chyba żelkami). Fakt, że akcja rozgrywa się w egzotycznym kurorcie w pobliżu rafy koralowej, czyni ją niby naturalną, ale przecież gdyby przenieść fabułę na ponure bagniska to też wszystko tam byłoby śliczne i cudne.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze