Od 1985 roku, gdy Leonard Cohen zagrał w Polsce po raz pierwszy, przy każdej okazji odbierał hołdy i wyrazy uwielbienia polskich fanów. Oto historia tej wzajemnej fascynacji w ośmiu odsłonach - numerach kanadyjskiego wokalisty i poety, które szczególnie mogły zapaść w pamięć rodzimych słuchaczy. Na dowód, że to był związek zupełnie wyjątkowy, nie ma wśród nich "Hallelujah", utworu katowanego przez dziesiątki zachodnich artystów i uczestników rozmaitych programów telewizyjnych.
REKLAMA
1 z 8
"Suzanne" z płyty "Songs Of Leonard Cohen" (1967)
Za tę piosenkę - zaśpiewaną zresztą pierwotnie przez Judy Collins, dopiero rok później nagraną przez zachęconego jej sukcesem autora - pokochał Cohena świat. Pokochała też Polska, szczególną i wyjątkowo gorącą miłością, która miała przetrwać całe dekady. Długowłosi hipisi i ambitni artyści, rockmani i brodaci bardowie z przeglądów piosenki studenckiej - wszyscy ulegli czarowi zarówno oryginału, jak i napisanej przez Macieja Zembatego, niestrudzonego popularyzatora twórczości Cohena, polskiej wersji zaczynającej się od słów: "W swe miejsce nad rzeką/ Zabiera cię Zuzanna/ Możesz słuchać plusku łodzi/ Możesz zostać z nią do rana/ Wiesz że trochę źle ma w głowie/ Lecz dlatego chcesz być tutaj".
2 z 8
"Partisan" z płyty "Songs From A Room" (1969)
Za sprawą debiutu do Cohena przylgnęła etykietka poety kontestacji. "Partisan" z drugiego albumu barda zrobił z niego artystę zaangażowanego politycznie i piewcę wolności. Trochę niesłusznie, jak zresztą nie do końca słuszne były wszystkie etykietki, jakie na siłę pragnęli mu doczepiać zarówno fani, jak i krytycy. Wbrew popularnym sądom nie jest to kompozycja samego Leonarda - piosenka jest przeróbką prawdziwej pieśni francuskich partyzantów z II wojny światowej. Jej oryginalny tekst możemy zresztą usłyszeć w drugiej części utworu. Cohen w angielskiej wersji wyrzucił wszystkie odniesienia do konkretnej wojny, usunął słowa takie jak "Niemcy" czy "Francja". Piosenka stała się nieco enigmatyczna, ale też zarazem uniwersalna. Nadawała się więc idealnie także na hymn opozycjonistów w środkowoeuropejskim kraju. Co podobno dla Cohena, gdy w końcu w roku 1985 dotarł na koncerty do Polski, było sporym zaskoczeniem i przyczyną zakłopotania.
3 z 8
"Bird On The Wire" z płyty "Songs From A Room" (1969)
A tu jeszcze jedno ujęcie tematyki wolności, ale w wymiarze dużo bardziej typowym dla Cohena. Gwiazdor country i aktor Kris Kristofferson stwierdził podobno, że pierwsze wersy tekstu tego utworu: "Like a bird on a wire/ Like a drunk in a midnight choir/I have tried in my way to be free" powinny stać się kiedyś epitafium na jego kamieniu nagrobnym. - Będę rozczarowany, jeśli tak rzeczywiście nie będzie - odpowiedział Cohen. - Ta piosenka to trochę modlitwa, trochę hymn - mówił. - Taka swoista wersja "My Way", tyle że w duchu bohemy - wyjaśniał, nawiązując do słynnego przeboju Franka Sinatry. Podobnie jak do innych piosenek Cohena, także do "Bird On A Wire" polskie tłumaczenie tekstu napisał Maciej Zembaty.
4 z 8
"Famous Blue Raincoat" z płyty "Songs Of Love And Hate" (1971)
Nikt tak jak Cohen nie śpiewa o miłości. A właściwie inaczej - nikt tak jak on nie śpiewa o końcu miłości. Kiedy wczorajsi kontestatorzy trochę podrośli, zorientowali się, że ich idol najlepiej sprawdza się nie w kontrkulturowych songach, lecz konfesyjnych balladach, w których opowiada o cierpkim smaku rozstania i przejmującym bólu samotności. Starszy od swej publiczności (początkowo był przecież głównie pisarzem, na estradzie zadebiutował dopiero w wieku 33 lat) mówił o tym w wyjątkowo dojrzały i sugestywny sposób. Tak jak w "Famous Blue Raincoat" - dość enigmatycznej piosence, która - choć sprawia wrażenie gorzkiego rozliczenia z przyjacielem - tak naprawdę zaadresowana jest przez Cohena do samego siebie. Tytułowy słynny prochowiec to płaszcz, który sam Leonard nosił w czasach, gdy na początku lat 60. smakował życia nowojorskiej bohemy.
5 z 8
"Dance Me To The End Of Love" z płyty "Various Positions" (1984)
Polska miłość do Cohena potrafiła czasami być ślepa - gdy w połowie lat 80. dotarła do nas jego piosenka promująca najnowszy album artysty, tak bardzo zachwyciliśmy się tym, jak melancholijny klimat splata się w niej z tanecznym rytmem walca, że kompletnie zignorowaliśmy wymowę tekstu. Łatwiej było skoncentrować się na wzruszającym refrenie (Maciej Zembaty z typowym dla siebie mistrzowskim wyczuciem języka przełożył go na: "Tańcz mnie po miłości kres"), niż zrozumieć, o czym właściwie jest ten utwór. W ten sposób "Dance Me To The End Of Love" stało się przebojem polskich wesel, podczas gdy tak naprawdę do napisania tych pięknych, wydawałoby się, wersów kanadyjskiego poetę zainspirowała raczej śmierć niż miłość - orkiestry, które przygrywały idącym do komór gazowych ludziom w hitlerowskich obozach koncentracyjnych.
6 z 8
"First We'll Take Manhattan" z płyty "I'm Your Man" (1988)
Każda wielka namiętność musi być kiedyś wystawiona na prawdziwą próbę. Tak było w 1988 roku, gdy Cohen przygotował nową wersję swojej piosenki, którą wcześniej nagrała występująca w jego zespole wokalistka Jennifer Warnes. Przyzwyczajonej do stonowanych, melancholijnych kompozycji Leonarda polskiej publiczności objawił się nagle utwór bogato zaaranżowany na instrumenty klawiszowe, na dodatek wzbogacony rytmami, które natychmiast przywoływały na myśl największe hity ówczesnych wykonawców synthpopowych. Na szczęście był jeszcze głos Leonarda i jego jak zawsze wieloznaczny tekst.
7 z 8
"In My Secret Life" z albumu "Ten New Songs" (2001)
Podobno kiedy Cohen dowiedział się, że ta piosenka trafiła na sam szczyt polskich list przebojów, nie mógł w to uwierzyć. - Taki ponury numer? - pytał Daniela Wyszogrodzkiego, autora polskiego suplementu do wydanej u nas w ubiegłym roku biografii "Sekretne życie" Anthony'ego Reynoldsa. A jednak. Nie dość, że numer stał się hitem, to jeszcze cały album, z którego pochodził, pokrył się w naszym kraju platyną. Podobny wynik z "Ten New Songs" Cohen osiągnął tylko w rodzinnej Kanadzie.
8 z 8
"Because Of" z płyty "Dear Heather" (2004)
Co prawda "Dear Heather" było najlepiej sprzedającym się albumem Cohena w Ameryce od 1969 roku, ale to w Polsce, jako jedynym kraju na świecie (co zresztą skwapliwie odnotowuje nawet anglojęzyczna Wikipedia), płyta dotarła do pierwszego miejsca na liście przebojów. Fani mieli szczególne powody, aby mieć ten album w kolekcji - tylko u nas do płyty dołączona była specjalna, podpisana przez Leonarda litografia. Trudno chyba o lepsze dowody szczególnej więzi, jaka łączy kanadyjskiego barda z polską publicznością.
Komentarz do 8 pozycji: cyt.Wikipedia "Lyon Cohen (1868–1937) was a Polish-born Canadian businessman and a philanthropist. He is the grandfather of singer/poet Leonard Cohen."
Wszystkie komentarze