Fot. mat. prasowe
Jobs
Wszystko w tej biografii się zgadza, wszystko jest na swoim miejscu. Ale film bezpieczny w przypadku Steve'a Jobsa to jednak mało.
Kiedy na początku filmu bohater przemawia do publiczności, pokazując swój wynalazek zwany Ipodem (jest rok 2001), nie ma wątpliwości: Steve Jobs to faktycznie ktoś, kto zmienił nasze życie. Po filmowych dokumentach i książkach, a zwłaszcza bestsellerowej biografii Waltera Isaacsona, jego biografia nie jest już jednak nieznana. Film Joshui Michaela Sterna żadnych zresztą tajemnic nie odkrywa, ryzykowne interpretacje i domysły ustępują miejsca faktom w ten czy inny sposób zwykle znanym. I właśnie to, że 'Jobs' jest obrazem ostentacyjnie 'bezpiecznym', wydaje się jego największą wadą.
Gromy rzucane w stronę odtwórcy głównej roli Ashtona Kutchera wydają się przesadzone: fakt, że jego rola sprowadza się w dużej mierze do naśladowania Jobsa i mało wyszukanych, aktorskich środków, ale czy nie tego właśnie oczekiwał od niego reżyser?
'Jobs' przypomina przecież bardzo zręcznie odrobione, rzemieślnicze zadanie - wszystko się w nim zgadza, wszystko jest na swoim miejscu, ale brakuje tu przekory, artystycznego ryzyka, odrobiny filmowego szaleństwa. Dla Aarona Sorkina, scenarzysty 'The Social Network', który pisze właśnie scenariusz kolejnego filmu o Steve'ie Jobsie, pole do działania ogromne.
Pełna recenzja filmu tutaj...
Wszystkie komentarze