Po zadymie w przerwanym finale Pucharu Polski w Bełchatowie między Legią i Wisłą.
''Gazeta'': Co pan jako zwierzchnik policji zrobi w sprawie odpowiedzialności za wydarzenia?
Minister SWiA Grzegorz Schetyna: Dziś minister Adam Rapacki wysłał list do prezesa Listkiewicza z żądaniem wyjaśnień. Odpowiedzialność spada na organizatora, czyli PZPN.
''Gazeta'': Zaraz po finale powiedział pan, że PZPN ukarze Legię za zachowanie kibiców. Ale to PZPN dał im bilety, bo Legia nie chciała brać odpowiedzialności za kiboli.
Szef PZPN Michał Listkiewicz: Przecież nie ja jestem od karania.
''Gazeta'': Kierowany przez pana związek złamał prawo: wpuścił na stadion ludzi z materiałami pirotechnicznymi, sprzedał bilety niezidentyfikowanym z imienia i nazwiska kibicom, a wśród nich mogli być kibole z zakazem stadionowym.
Listkiewicz: - Przecież nie ja się tym zajmowałem, tylko sekretarz generalny związku Krzysztof Rola-Wawrzecki. I z tego, co wiem, kibice byli weryfikowani (...).
''Gazeta'': Byli weryfikowani? Przez kogo? Zaręczy pan, że w Bełchatowie nie było nikogo z zakazem stadionowym?
- No aż tak, to nie, nie zaręczę. Jak wrócę z Wiednia, a jadę tam razem z ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim, wszystkim się zajmę. Na razie poleciłem, by wstrzymać się z wszelką oceną sytuacji.
Ludzi z PZPN, którzy ułożyli się z kibolami, też pan oceni?
- O nie, nie. Po pierwsze, nie układaliśmy się, tylko zawarliśmy pewne porozumienie i dostaliśmy od nich gwarancje. Po drugie, nie nazywałbym ich kibolami, bo to tylko nieliczne grupki, które rozrabiają.
Wszystkie komentarze