W średniowieczu zawód golibrody był paskudnym sposobem zarabiania na życie. Cyrulicy używali brzytew, noży i skalpeli. Strzygli, amputowali kończyny i upuszczali krwi, przez co częściowo byli przedstawicielami ówczesnej branży medycznej.
Jeśli ktoś czuł się chory, korzystał z ich porad, których cyrulik najczęściej udzielał na podstawie próbek moczu. W tamtej epoce uważano, że ciało zawiera 4 humory: krew, flegmę, oraz żółtą i czarną żółć. Aby zdiagnozować pacjenta, trzeba było porównać jego mocz z tabelami, używając wzroku, węchu i? smaku.
Cyrulicy zajmowali się upuszczaniem krwi za pomocą lancetów, czyli małych noży chirurgicznych o obosiecznym ostrzu. Umieszczali je na żyle, mocowali, wkładali rurkę, żeby rana pozostała otwarta i krwawiła. Po upuszczeniu stosownej ilości krwi, wyjmowali rurkę i zamykali ranę. Cały proces przeprowadzany był z chirurgiczną precyzją.
Cyrulik zajmował się także amputacją, naostrzonym z obu stron nożem, który najczęściej był zakrzywiony. Amputacje odbywały się oczywiście bez znieczulenia, więc cyrulik nie miał zbyt wielu klientów w tej gałęzi swojego biznesu. Co prawda płacono dobrze, ale rzadko, więc cyrulik dorabiał sobie strzyżeniem i goleniem.
W średniowieczu panowało przekonanie, że jeśli połknie się lekarstwo, to spali się ono w żołądku, który uważano za swego rodzaju piecyk. Trzeba więc było aplikować leki innym sposobem. Najczęściej długim urządzeniem do lewatywy, które cyrulik smarował smalcem, żeby ułatwić jego wprowadzenie w pacjenta. Potem wlewał lekarstwo i popychał je, żeby dotarło tam gdzie trzeba.
-----
Dowiedz się więcej z programu "Najgorsze zawody w historii" prezentowanego w poniedziałki od 28.11 do 26.12 na kanale Viasat History.
Wszystkie komentarze