Fot. Joel Meyerowitz / Courtesy Howard Greenberg Gallery
1 z 6
Wyoming, 1964 r.
Joel Meyerowitz rozpoczął swoją przygodę z kamerą na początku lat 60., fotografując ulice Nowego Jorku. Wtedy także spotkał Roberta Franka, który był wówczas postacią legendarną w środowisku amerykańskich fotografów dokumentalnych. Spotkanie to zaważyło na dalszym losie młodego Meyerowitza, który postanowił związać się z fotografią na dobre.
Fot. Joel Meyerowitz / Courtesy Howard Greenberg Gallery
2 z 6
Nowy Jork, 1974 r.
Nowy Jork pozostał w centrum jego fotograficznej pasji. Traktował to wielkie miasto jak swoje terytorium, żywą scenę, na której trwa przedstawienie stworzone na podstawie przypadkowych scenariuszy.
Fot. Joel Meyerowitz / Courtesy Howard Greenberg Gallery
3 z 6
Paryż, 1967 r.
Fotografię Meyerowitza charakteryzuje wyjątkowe wyczucie sytuacji, umiejętność uchwycenia magii codzienności i niepowtarzalny styl wynikający z ciekawości i otwartości na świat i ludzi. Mało kto potrafi tak perfekcyjnie uchwycić zaskakujące i często absurdalne sceny codziennego życia. Zaobserwowane i zatrzymane w ułamkach sekundy ujęcia zawsze sprawiają wrażenie drobiazgowo zaaranżowanych kompozycji. Wszystkie elementy fotografii - obiekty, kolor, forma, kompozycja - współgrają ze sobą, tworząc wnikliwy i nieco ironiczny opis otaczającego świata.
Fot. Joel Meyerowitz / Courtesy Howard Greenberg Gallery
4 z 6
Nowy Jork, 1974 r.
Meyerowitz jako jeden z pierwszych zrozumiał rewolucyjne znaczenie koloru uważanego wówczas za element powierzchowny, niegodny profesjonalisty. Na początku swojej kariery używał zarówno kolorowych, jak i czarno-białych negatywów. Szybko jednak doszedł do wniosku, że kolor daje bogatszy, pełniejszy obraz świata. "Zawsze miałem wrażenie, że kolor ma więcej do powiedzenia. Jeśli fotografia polega na opisywaniu świata, kolor opisuje go dokładniej" - mawiał Meyerowitz. Jego postawa miała decydujący wpływ na popularyzację kolorowej fotografii jako formy sztuki. Sprzeciw wobec koloru zmienił się w niemal powszechną akceptację, a barwne zdjęcia trafiły do najlepszych galerii czy muzeów.
Fot. Joel Meyerowitz / Courtesy Howard Greenberg Gallery
5 z 6
Paryż, 1967 r.
Podróż Meyerowitza do Europy 1966 roku, zaledwie cztery lata po rozpoczęciu kariery, była ważna dla zdefiniowania jego nowego podejścia do pracy. Artysta zaczął traktować fotografowanie jak dialog z rzeczywistością, jak odpowiedź złożoną z energii i medytacji. Jego podejście przestało być polowaniem, poszukiwaniem zdobyczy - stał się raczej spacerowiczem obserwatorem, który pozwala, by wpływało na niego nie tylko to, co widzi, ale także to, co czuje.
Fot. Joel Meyerowitz / Courtesy Howard Greenberg Gallery
6 z 6
Nowy Jork, 1962 r.
"Żyję pod wpływem każdej z tych nieoczekiwanych chwil. To rodzaj podnoszącej na duchu, energetyzującej inspiracji - by iść dalej, widzieć dalej. Zanim się zorientuję, przejdę pięć lub sześć mil i przez większość czasu będę śmiał się z szalonych rzeczy, które zobaczyłem"
- wspomina w jednym z wywiadów.
Wszystkie komentarze