Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
Koreański autokar, czyli magiczne podróże korespondenta. Pjongczang 2018
Nie wyobrażam sobie igrzysk bez autobusów. Tylko dzięki nim rano mogę fotografować narciarstwo alpejskie, w południe - wyścig biatlonistek, a wieczorem - skoki narciarskie. Każdego dnia przemieszczam się z wioski dziennikarskiej do biur prasowych oraz rozsianych na olbrzymim obszarze, często wysoko w górach obiektów sportowych. W autobusach spędzam nawet trzy, cztery godziny dziennie.
Autokary nie są wielkie, w wąskie przejścia szczególnie trudno wgramolić się nam, fotoreporterom, obwieszonym sprzętem. Wszyscy mamy wielowarstwowe grube ubrania, na zewnątrz jest przecież minus kilkanaście stopni i przeszywający chłodem wiatr. A witający wszystkich uśmiechem kierowcy zwykle niemiłosiernie nagrzewają wnętrze autobusu.
Wielkie turystyczne autokary organizatorzy igrzysk ściągnęli z całego kraju. Są ich tysiące. Oprócz sieci transportu dla mediów jest sieć dla sportowców oraz osobna dla gości igrzysk, wolontariuszy i wszystkich tych, którzy mają jakąś akredytację wydaną przez organizatorów.
Nie ma w tym nic szczególnego, na każdych igrzyskach jest tak samo. Imprezę w Pjongczangu wyróżniają jednak wnętrza wyprodukowanych w tutejszych koncernach autokarów. Nigdy nie wiesz, co na ciebie czeka. Stylizacje przypominające koreańskie domowe wnętrza, brawurowo połączone są z iluminacjami rodem z imprez techno. Zasłonki z ozdobnych tkanin i tworzywa imitujące wiśniowe drewno sąsiadują z podświetlonym kolorowym światłem, napisami i ornamentami. Kierowcy dodają coś od siebie, upiększając lewarki zmiany biegów i kierownicę. Tajemnicą pozostaną dla mnie rolki papieru toaletowego, które pozostają na wyposażeniu niemal każdego pojazdu, zawieszone pod sufitem. Toalet bowiem w autobusach nie ma. Witajcie na pokładzie!
Wszystkie komentarze
save polish chicken, save polish cows, save polish ducks, a co dopiero z biednymi konikami: save polish horses, no i najbardziej inteligentne zwierzaki: save polish pigs!
Najpierw posprzatac pod wlasnym domem, a potem wzkazywac palcem na innych. Dla Hindusow uchodzimy za barbazyncow, bo zremy swiete krowy, dla muzulmanow, bo swinie. Kazdy je, co mu smakuje.