Rosyjski bloger i fotograf Ilya Varlamov Zyalt odwiedził główną fabrykę karabinów AK-47 w Iżewsku. To tam produkowane są słynne Kałasznikowy, nazywane tak od nazwiska ich twórcy - Michaiła Kałasznikowa.
"Rosyjski bloger i fotograf Ilya Varlamov Zyalt odwiedził główną fabrykę karabinów AK w Iżewsku. To tam produkowane są słynne Kałasznikowy, nazywane tak od nazwiska ich twórcy - Michaiła Kałasznikowa."
Zdecydujcie się. Albo transkrypcja angielska albo polska. Skoro Varlamov, to Mikhail Kalashnikov i Izhevsk w wersji dla mających pałę na maturze z polskiego.
Dla dumnych z języka polskiego to Ilja Warłamow Zjalt.
@leszlong
Racja i nie racja. Ja tam wolę pisać po polsku "Warłamow", bowiem transkrypcja z rosyjskich bukw na polskie litery jest prosta i intuicyjna. Ale, jak zwykle, "wszystkiemu winne Ruskie". Po prostu sami Rosjanie wybierają i nawet w Polsce proszą, aby ich nazwiska były pisane w transkrypcji angielskiej. Podobno mają tak zapisane w paszportach. Stąd widzimy na plakatach "Zespół im. Alexandrova" zamiast znanego dobrze w Polsce Aleksandrowa. Taki dualizm powoduje mnóstwo konfuzji. Przemiły pan Przemysław Babiarz wymienia w sprawozdaniach narciarską biegaczkę rosyjską Dotsienko, bo tak czyta po swojemu angielską transkrypcję jej nazwiska. Tymczasem chodzi tu o pannę Docenko. Przykłady można mnożyć. Tak, powolutku, całkiem zgłupiejemy od tego, bowiem i nasze polskie nazwiska też należałoby transkrybować na angielski, np. "Szczepan Brzęczyszczykiewicz". Ja się tego nie podejmę. Ale żarty na bok, bowiem nasi rodacy na Litwie mają duże trudności z udowodnieniem tożsamości w sprawach spadkowych, bowiem ich nazwiska były wielokrotnie transkrybowane z polskiego na rosyjski, litewski, polski znów rosyjski (radziecki) i znów litewski. Za każdym razem zapis wyglądał inaczej.
Jeszcze w czasach ZSRR o sklepu w Moskwie wchodzi babcia i pyta o odkurzacz.
- Gdzie tam mateczko, u nas odkurzaczy już dawno nie było. Jedźcie do Iżewska - tam jest fabryka odkurzaczy, zapytajcie w sklepie zakładowym.
- Ale ja właśnie synku w tej fabryce pracuję.
- No to w czym problem, babciu? Codziennie będziecie wynosić z fabryki jedną część i po miesiącu - góra dwóch złożycie sobie w domu nowy odkurzacz.
- No to synku już tak trzy razy robiłam. I za każdym razem wychodzi mi kałach.
AK-47 to nazwa wymyślona chyba przez amerykańskich żurnalistów. W ZSRR nie była oficjalnie używana w wojsku. Pierwszy A(wtomat) K(ałasznikowa) powstał w 1946 r., więc powinien nazywać się raczej AK-46. Pierwsze próbne egzemplarze fabryczne nosiły oznaczenia AK-46 nr 1. Nie przeszły one, podobnie, jak broń innych konstruktorów wymaganych prób. Na następny konkurs skierowano bardzo mocno przerobiony AK-46 pod oznaczeniem AK-47. Fabryczne oznaczenie było KB-P-580. Ten model wygrał konkurs i w 1948 r. został skierowany do produkcji w słynnych Iżewskich Zawodach, których początki tkwiły w czasach carskich. Egzemplarze przedseryjne skierowane do prób w wybranych jednostkach wojskowych nosiły oznaczenie AK-48. Trwało ono krótko, bowiem (za Wikipedią) "Rozkaz dowództwa armii radzieckiej o przyjęciu karabinu do uzbrojenia oficjalnie odrzucił jakiekolwiek oznaczenia rocznikowe. Z tego powodu używanie nazwy AK-47 w stosunku do jakiejkolwiek odmiany seryjnej karabinka jest więc nadużyciem i błędem terminologicznym. Wszelkie oznaczenia typu: AK-46, AK-47 i AK-48 dotyczą wyłącznie poszczególnych odmian rozwojowych karabinu. W armii radzieckiej karabin zawsze występował jako AK lub AKS bez oznaczenia roku. Występował również pod kodowym oznaczeniem – Wyrób 56-A-212 (AK) lub 212M (AKS)". Ja taki automat (fabrycznie nowy) dostałem w 1961 r. na obozie ćwiczebnym Studium Wojskowego UW. Studenci wcale tym faktem nie byli zachwyceni, bowiem musieli go się nauczyć i zdać z niego egzamin. Stare Mosiny mieli już zaliczone. W tym czasie automat ten nosił w WP oficjalne oznaczenie "pmK" (p(istolet) m(aszynowy) K(ałasznikowa). Nikt z nas wtedy nie przypuszczał, że zrobi on taką olśniewającą światową karierę.
Ech, aż trochę sentymentalne te zdjęcia - atmosfera całkiem jak w starej fabryce Łucznika w Radomiu, wyburzonej w ubiegłym roku: dziurawe podłogi, obrabiarki sprzed pół wieku i ręczne dopasowywanie elementów przy zwykłych stołach narzędziowych; obok doniczek z kwiatkami i pustych butelek po oranżadzie ;-) Przypuszczam, że fotograf specjalnie dlatego wybrał akurat te działy, bo fabryka w Iżewsku bynajmniej nie cała jest taka "breżniewowska"...
Pzdr
@kapitan.kirk
Wiekszosc niemieckich zakladow branzy "metall", ktore zatrudniaja do 50 pracownikow wyglada tak samo. Zapytajcie polskich kierowcow TIR-ow, oni to potwierdza. Takie sa realia.
Zdjęcie 12. Kobieta z nieokrytymi niczym długimi włosami obsługuje wiertarkę. To nie jest zgodne z podstawowymi prawami BHP. W przypadku wkręcenia się tego jej końskiego ogona w obracający się uchwyt wiertarki grozi jej oskalpowanie.
@uutek
To złożone zagadnienie. Można chyba powiedzieć, że nie ma ale było (?).
W oficjalnym dokumencie - decyzji o przyjęcie na uzbrojenie - używana jest nazwa AK (bez liczby). O prototypach już tu ktoś napisał więc się nie będę powtarzał. Niemniej w rosyjskiej instrukcji do czołgu T-54 wydanej w początku lat 50. stoi jak byk, że w czołgu przewożony jest "automat AK-47" i na rysunkach jest wyszczególniony i opisany jakiś tam stojak czy uchwyt do AK-47 i pojemnik na magazynki do AK-47 itd. itp. Chyba też w instrukcji do jakiegoś transportera opanc. z tego samego okresu używana jest nazwa AK-47. Być może taka miała być początkowo oficjalna nazwa, z czego jednak potem zrezygnowano.
Wszystkie komentarze