- Obojętnie po której stronie politycznej dzisiaj stoimy, widzimy, że ten system jest dysfunkcjonalny. Nie chcemy żyć w kraju, w którym marszałek Kuchciński jest odwoływany przez szeregowego posła - powiedział poseł PO Cezary Tomczyk po ogłoszeniu decyzji o
rezygnacji z funkcji marszałka Kuchcińskiego. Jak opozycja komentuje tę sytuację?
Zobacz wideo.
Wszystkie komentarze
Tłumaczę ten skąpy bełkot na pełną wersję języka prawdy.
Tylko pierwotniak mógłby wracać samolotem rejsowym a przecież nie jestem pierwotniakiem, he, he. Zadałem sobie też teoretyczne pytanie: co by było gdyby rejsowy lot się opóźniał?
No cóż, odpowiedziałem, g.. mnie to obchodzi, bo i tak polecę rządówką.
A w pewnym momencie zadałem sobie drugie pytanie teoretyczne: a gdyby pojawiła się informacja, że lot może zostać odwołany? No cóż, odpowiedziałem, g.. mnie to obchodzi, przecież właśnie lecę sobie rządówką, pani stiuardeso, to jeszcze jeden kieliszeczek DonPerignon rocznik 1829, na drugą nóżkę…
co, drogo, że tysiąc złotych lampka,
se pani też naleje,
naiwne podatniki płacą,
he, he…
Ale ...głęboko zmrożonym, tak jak w szpitalu kazali.
To bardzo wazny element tej ukladanki.
"Pierwszy poważny dołek, w jaki premier wpadł niebawem po potwierdzeniu odkrycia dziury budżetowej, związany był z duperelnymi sumami pieniężnymi, bo ileż może kosztować przelot do Watykanu? 300-400 dolarów razy trzy daje 1200. Licząc po górnych kursach, bez uwzględnienia kiepskiej jakości rządowego samolotu. Ale przecież w ogólnonarodowej dyskusji, jaką ów lot wywołał, o sumy nie chodziło. Tylko o pryncypia, zasady.
To prawda, że wnuczka, synowa i syn „nie generują kosztów przelotu”, bo nie obciążają dodatkowo samolotu. Ale obciążają premiera i jego ekipę. Przecież ta ekipa doszła do władzy, bo krytykowała poprzednią formację za nepotyzm, za prywatyzowanie państwa. Za „republikę kolesiów”. Za dzielenie obywateli RP na swoich i obcych. Zapowiadała nowy styl rządzenia.
I dlatego rzecznik rządu nie powinien stawiać warunku – premier zapłaci, jeśli okaże się, że jego poprzednicy też płacili. Bo rzecznik premiera powinien od razu wiedzieć, że premier zapłaci. Nie będzie oglądał się na praktyki totalnie potępionej poprzedniej ekipy. Poza tym rzecznik wie, iż premier jest socjaldemokratą. A w kanonie wartości socjaldemokratycznych jest zasada równości obywateli wobec prawa i wobec państwa. Jest zasada oddzielenia sfery publicznej, służbowej od prywatnej. Premier i jego małżonka byli w podróży służbowej, pozostała część rodziny nie.
Drugi zgrzyt wywołali dziennikarze, mściwie wypominając pobyt synowej premiera, obywatelki RP pochodzenia ukraińskiego, w składzie delegacji rządowej do Moskwy. Tu znowu pomogły zakłócenia informacyjne. Raz usta rządu informowały, iż synowa odbywała tam podróż sentymentalną, innym razem, że była tłumaczką pani premierowej. Niewątpliwie synowa premiera, słynąca inteligencją i urodą, ma kwalifikacje do tłumaczenia i prawo do sentymentów. Tylko czy premier Miller, udając się w podróż służbową, powinien zatrudnić jako tłumaczkę swoją synową? Nawet jeśli tłumaczyła społecznie. (...) Przeglądając pasażerów rządowego samolotu, szef Kancelarii Premiera, minister Wagner, wypomniał dziennikarzom, iż oni też latają „za darmo”. Co niektórym zabrzmiało: „Jeśli nie będziecie grzeczni, to i wam rachunki przyślemy”. Prawie deja vu