Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska podała dziś dane dla stolicy: ponad 3 tys. dzieci nie dostało się do żadnej ze szkół.
Minister Dariusz Piontkowski utrzymuje, że to wina systemu rekrutacji, która pozwalała składać uczniom podania do dowolnej liczby szkół.
Kazanowska dementuje też informacje o danych, które podaje Ministerstwo Edukacji Narodowej.
MEN nie uwzględnia 19 tys. podań, jakie wpłynęły od dzieci spoza Warszawy i przekonuje, że wolne miejsca jeszcze są.
Zobacz materiał.
Wszystkie komentarze
Ale przepychanka między urzędnikami MEN i urzędnikami Ratusza jest w sumie rodzajem zasłony dymnej. Bo obie strony mało mówią o tym co będzie jesienią. W 36-osobowych klasach w szkołach, gdzie nowy nabór to 14, 15, 16, 17 klas pierwszych. W szkołach, gdzie nauczycieli zamiast przybywać w trakcie tych wakacji, to ubywa. Bo uciekają na emerytury, bo odchodzą do innej pracy.
Warto też pamiętać, że warszawska rekrutacja nie jest taką klęska, jaką być mogła z dwóch powodów:
Po pierwsze w ostatnich tygodniach dorzucono 2200 miejsc co zbiło w dół progi, ale odbije się czkawką w postaci jeszcze gorszych warunków nauki.
A po wtóre w Warszawie szkoły publiczne zostały odciążone przez szkoły niepubliczne. Nikt jasno i otwarcie nie mówki ile nowych miejsc utworzyły niesamorządowe licea w ostatnim czasie, ale to są znaczące liczby. Urzędnicy MEN zachowują się zaś tak, jakby o istnieniu tych miejsc nic nie wiedzieli. Są jakieś mgliste insynuacje, że są uczniowie figurują na wielu listach przyjętych, ale ministrowi nie przechodzi przez gardło, że chodzi o rekrutację do szkół niepublicznych...
Bo pisowski kłamca na stanowisku ministra usiłuje sprawić (całkowicie fałszywe) wrażenie, że ci uczniowie, którzy złożyli podania do kilku szkół i dostali się do pierwszej, "blokują" miejsca w szkołach drugiego, trzeciego, czwartego itp wyboru. Wystarczy, że jeden z tych "prymusów" zadeklaruje wybór tej pierwszej szkoły - i w cudowny sposób pojawi się kilka dodatkowych miejsc, które dotychczas "blokował". Jest to absolutna bzdura, ale to nie przeszkodziło nawet niektórym pisowskim trollom wklejać na forach tak właśnie kłamliwe stwierdzenia, co pozwala przypuszczać, że takie były wskazówki z KC PiS.
A tak naprawdę tych "odblokowanych" miejsc będzie bardzo niewiele, bo jeśli ktoś już dostał się do szkoły, to zrezygnuje z niej w zupełnie wyjątkowym wypadku.
Tak, co do instrukcji z KC PiS pewnie racja, choć są i tacy, co twierdzą że min. Piontkowski zwyczajnie nie rozumie na czy polega system rekrutacyjny. Ale zostawmy to.
Nie, zwolnionych miejsc w szkołach będzie sporo. Zawsze ich było sporo, nawet w najlepszych LO. A w tym roku będzie więcej niż zazwyczaj osób zabezpiecza się na różne sposoby.
Lekko licząc kilka tysięcy uczniów kandyduje w Warszawie mając zarezerwowane miejsce w szkole niepublicznej. Kolejne kilka tysięcy kandyduje w innych systemach rekrutacyjnych - w swojej niedużej miejscowości, albo w kilku wielkich miastach.
Najzdolniejsi często wybór szkoły uzależniają od przyznania internatu.
Rynek wtórny miejsc będzie wyjątkowo w tym roku duży.
Ale wbrew temu co mówi min. Piontkowski to wszystko nie jest atut w rękawie MEN, bo to obnaża słabości reformy i mankamenty systemu rekrutacji, który wręcz wymuszał kombinatorstwo.
Bardzo dobre porównanie.
Przecież nie każdy musi jechać do zaraz do Grecji...
Chyba samolotem na nowe lotnisko, bo koleją to 2 i pół godziny
Mam nadzieję, że za kilka lat, kilkaset tysięcy dzieciaków spisanych dziś na straty przez PiSbolszewików wynagrodzi im to w kolejnych wyborach. Oni będą już wiedzieć na co stać partię misiewiczów i żadne pińcetplusy Prezesa Pana Ichniego nie pomogą.