- Samodzielność, współpraca, odpowiedzialność, na tych trzech zasadach amerykańska pedagog Helen Parkhurst oparła swój plan edukacyjny niemal 100 lat temu. Kolorowy zegar (zamiast godzin), zielony dzień (zamiast dnia tygodnia, który jest abstrakcyjny dla dzieci), starsi uczą młodszych (zamiast nauczyciela) - to tylko niektóre z 'narzędzi', które mają wspomóc dzieci w uczeniu się. Dlaczego po prawie wieku od zdefiniowania tych edukacyjnych zasad wraca się do nich?
- Plan daltoński jest częścią oficjalnego systemu edukacyjnego w Holandii. Został tam zaimplementowany w latach 90. - tłumaczy Robert Sowiński z Plandaltonski.pl Zdaniem Anny Sowińskiej, jego żony i partnerki szkoleniowej, plan daltoński jest aktualny, bo nie trzeba się sztywno trzymać zasad, a te, które są sformułowane, są bardzo proste. Po jednodniowym szkoleniu nauczyciel jest gotowy, żeby w ten sposób prowadzać lekcje. Jednak polski system edukacyjny wciąż nie przyjmuje tego działania (chociaż są szkoły czy przedmioty w szkołach, gdzie w ten sposób się naucza), bo na uniwersytetach nauczyciele są szkoleni na tych, którzy dziecko 'nauczają'. A tu zasada jest odwrotna. Dziecko ma samo szukać, chociaż każdego tygodnia losuje 'partnera do pracy' i jego pyta o rzeczy, których nie wie - jeśli on nie odpowie na pytanie, w planie daltońskim są jeszcze dwie inne osoby (wyznaczone), które może zapytać. Dopiero jeśli trzech kolegów z klasy nie odpowiedziało mu na pytanie, pyta nauczyciela.
Ten nurt pedagogiki wywodzący się z tzw. nowego wychowania polega głównie na tym, że dziecko nie musi być prowadzone 'za rękę'. Nauczyciel ma koncepcję, ma cel, do którego ma doprowadzić dzieci, ale musi tak zorganizować przestrzeń edukacyjną, żeby dziecko mogło sobie zaplanować, jakie zadania ma do wykonania w jakim czasie. - Uczone w ten sposób dzieci będą innowacyjne, a nie odtwórcze. Chcemy, żeby polskie dzieci tworzyły rzeczy, a nie mieszkały na zapleczu innowacyjnej Europy - podsumowują Anna i Robert Sowińscy z Plandaltonski.pl
Wszystkie komentarze