Grupa aktywistów z Greenpeace Polska wspięła się na jeden z kominów elektrowni Bełchatów. W ten sposób chcą zaprotestować przeciwko bierności polityków wobec kryzysu klimatycznego. Strajk odbywa się kilka dni przed szczytem klimatycznym COP24, który w niedzielę (2.12) rozpoczyna się w Katowicach. W akcji biorą udział osoby z Polski, Austrii, Chorwacji, Indonezji, Niemiec, Szwajcarii i Węgier. - Jesteśmy bardzo blisko przekroczenia granicy, zza której nie ma już odwrotu. Kryzys klimatyczny zbiera swoje żniwo na naszych oczach, a politycy, którzy mają moc, żeby go powstrzymać, muszą wprowadzać w życie takie rozwiązania, które uchronią nas przed katastrofą - oceniła Marek Józefiak z Greenpeace Polska.
Wszystkie komentarze
OZE powinno się rozwijać jak najszybciej, ale niestety bez gigantycznej infrastuktury (dla składowania energii i/lub przesyłania na bardzo dalekie odległości) OZE nie może w całości zastąpić stabilnych źródeł prądu - a elektrownie jądrowe mogą.
Mimo wszystko dobrze robią. Problem jest ze składowaniem odpadków, które kiedyś dadzą o sobie znać. Powinniśmy się skupić na nowoczesnej energetyce ze źródeł odnawialnych. Wystarczy, że każdy dach na świecie pokryjemy panelami słonecznymi. Fotowoltaika powinna być wszędzie i już powinna zacząć się ogromna budowa na Saharze, która zapewni czystą i bezpieczną energię dla nas wszystkich. Poza tym, najwięcej energii potrzeba w słoneczny dzień.
Problem ze składowaniem odpadów jest bardzo, bardzo przeolbrzymiany, te odpady mogą w przyszłości zostać "spalone" z pożytkiem w nowoczesnych, bezpiecznych reaktorach na szybkie neutronu (typu "breeder") - dzisiejsze odpady użyte jako paliwo zawierają bardzo dużo energii, dużo więcej niż energia pozyskana w klasycznych reaktorach przy ich "produkcji".
Cała sprawa jest przede wszystkim polityczna - Greenpeace zaszął swoją działalność w 1971 w dużym stopniu jako organizacja protestująca istnnieniu broni jądrowej, a energetyka jądrowa była postrzegana jako niebezpieczeństwo proliferacji takiej broni.
Teoretycznie obłożenie pustyń fotowoltaikami i Oceanu Południowego wiatrakami (użytymi powiedzmy, do produkcji wodoru), mogłoby dostarczyć wielkiej ilości energii, ale niestety choć to brzmi dobrze na papierze, w rzeczywistości byłby to projekt niesłychanie trudny technicznie, i chyba prawie niemożliwy politycznie. Świat jest podzielony, nie ma jednego rządu, i taka na przykład Polska, która racaej nie może liczyć na to że własne OZE zagwarantuje jej samowystarczalność, nie będzie raczej skłonna by stać się zakładnikiem energetycznym Libii.
Fotowoltaiki na każdym dachu - oczywiście, czemu nie, można napędzać klimatyzator i ładować swój samochód "swoim" prądem, i sprzedawać część do sieci - ale przemysł będzie potrzebował coraz więcej energii, gwarantowane o każdej porze dnia i roku,, a dachów będzie tylko tyle ile będzie :-/