Tylko jedna trzecia dzieciaków lubi szkołę i czuje się z nią związana. Aleksander Pawlicki, socjolog szkoły, nauczyciel i wykładowca Szkoły Edukacji PAFW i Uniwersytetu Warszawskiego, podaje proste sposoby, jak przywitać dzieci w pierwsze dni nowego roku szkolnego. Może wszyscy nie muszą wypełniać stosu papierów i wysłuchiwać często nudnych apeli. Czy są jakieś przepisy na to, żeby dzieci dobrze czuły się w swoich szkołach? Co to jest szkoła relacji?
Do 'Pokoju Nauczycielskiego' Olga Woźniak - nauczycielka i dziennikarka 'Gazety Wyborczej', współtwórczyni Wyborcza.pl/strefanauczyciela, zaprasza wybitnych nauczycieli, pedagogów, edukatorów, psychologów. Rozmawiają o tym, jak to zrobić, żeby lekcja o II Pokoju Toruńskim nie była meganudą, co dziś nauczyciel WOS mówi dzieciom o konstytucji i czy da się z największego chuligana w klasie zrobić wybitnego matematyka.
Oglądajcie co poniedziałek.
Wszystkie komentarze
Ty to wiesz, ja to wiem, oni tez. Ale jeszcze żeby nauczyciele zmienić model nauczania a) chcieli b) umieli? I jeszcze żeby matury i egzaminy szósto- czy tam ośmioklasisty były na podobnej zasadzie?
Całe życie kształcili wg zasady ZZZ, i teraz byś chciał, żeby się przestawili?
Żeby nie było, że uczniowie tacy super - któraś z reform wprowadziła prezentację, aby uczniowie nauczyli się również, nomen omen, prezentowania efektów pracy. I co? Sami wiemy, co.
Pytanie, ilu spośród tysięcy nauczycieli realizuje swoją misje w ten sposób, pytanie ilu traktuje swój zawód jako misją?
W mojej opinii tak 10 % (opinia intuicyjna , bez żadnej innej podstawy).
Pytanie dlaczego tak mało?
Nad tym powinni zastanowić się administratorzy oświaty, (kuratoria, ministerstwo).
Aktualnie "dobra zmiana" wydała kupę szmalu na zmiany organizacyjne.
W mojej opinii bezsensowne.
Dobry nauczyciel nauczy dobrze i w liceum i w szkole podstawowej (i na parterze i na piętrze).
Praca administratorów oświaty powinna być ukierunkowana na wprowadzenia rozwiązań ułatwiających pracę szkoły i nauczyciela, wprowadzić mechanizmy powodujące że pracę nauczyciela będą podejmowali entuzjaści ( a nie na zasadzie "coś w życiu robić trzeba a nic nie potrafię, może zostanę nauczycielem").
Programy powinny nadążać za zmianami we współczesnym świecie. Szkoła powinna budzić w uczniach ciekawość świata, i ułatwiać poznanie otaczającej nas rzeczywistości.
W dawnych czasach człowiekiem mądrym był ten, kto dużo wiedział (nauczył się na pamięć kilku książek) i w tamtych czasach panował taki model nauczania :
"Ja, wasz mistrz mówię wam...., a teraz powtórzcie czego się nauczyliście".
Ten model dzisiaj jest bezsensowny, na każde pytanie encyklopedyczne wujek Google da szybką odpowiedź. Niestety nasza szkoła uczy i ocenia wiedzę encyklopedyczną.
( czy pamięta datę bitwy xx, a ile nóżek ma owad yy, ilu synów miał król zz ).
Jakiego programu nauczania oczekiwałbym od szkoły ?
Np. przeczytajcie regulamin ubezpieczenia mieszkania.
-Czy potraficie powiedzieć kto to jest ubezpieczyciel, ubezpieczający i ubezpieczony, jakie każdy z nich ma prawa i obowiązki.
-Czy potraficie powiedzieć kto czerpie korzyści z ubezpieczeń.
-Jaka jest różnica pomiędzy ubezpieczaniem/nieubezpieczaniem samochodu osobistego i floty samochodów (np., policyjnych).
Z innej działki np. z fizyki.
Ledwo na lekcji opiszemy np. II zasadę Newetona , to od razu pojawia się zadanie "oblicz..."
A po kiego kaduka każdy uczeń ma na fizyce obliczać.
Niech obliczeniami zajmą się zdolniejsi, zainteresowani, wszyscy pozostali powinni dostać dobrą ocenę za znajomość zjawisk, (opowiedz swoimi słowami dlaczego satelita nie spada na Ziemię , a nie "oblicz pierwszą prędkość kosmiczną").
To prawda, kiedyś słuchałam takiego oczytanego mistrza z otwarą buzią, niejednokrotnie nauczyciele byli dla mnie takimi oknami na świat. W TV niewiele było, nie było internetu, na lepsze książki i encyklopedie były zapisy. A dziś nauczycielom się wydaje, że jak będą dużo mówić, to nadal będą mistrzami. Guzik prawda. Do wiedzy jest łatwy dostęp, problem jest z odróżnieniem wiarygodnego źródła od niewiarygodnego, z odpowiednim zadaniem pytania, z samodzielnym wymyśleniem rozwiązania i wyrażeniem swojego zdania (skoro można w necie znaleźć pomysły innych i ściągnąć), z zaplanowaniem eksperymentu, a potem analizowaniem i opisywaniem jego wyniku (samodzielne odkrywanie to prawdziwa frajda, nigdy się nie nudzi). Prawdziwy Mistrz potrafi tego nauczyć. Jest takich niewielu, mój syn ma obecnie takich dwóch. Reszta tylko wykłada, uznając za największe uatrakcyjnienie lekcji wyświetlenie prezentacji i czytanie ze slajdów. Ale nie będzie Nauczycieli-Mistrzów, gdy nie zwiększymy statusu i prestiżu tego zawodu (także finansowego) i gdy nie będą chcieli go uprawiać najlepsi. W Finlandii na studia pedagogiczne jest mnóstwo chętnych i trudno zdobyć ten zawód - a my najwyraźniej chcemy mieć głupie społeczeństwo, skoro nam wszystko jedno, kto uczy nasze dzieci i wpływ na to mamy praktycznie żaden.
Tak, fizyka to porażka. A wyprowadzanie czy odwracanie wzorów to juz w ogóle strata czasu.
Za to dzieci w podstawówce maja lekcje 4 razy w tygodniu (środa wolna) i nie ma prac domowych.
Bo pracodawców to nie interesuje.
Uczeń ma obsłużyć komputer, znać języki i znaleźć dobrze płatną pracę. Po co mu bzdury o szczękoczułkach i nogogłaszczkach i tępe wykłady o roślinach nago czy pokrytozaklążkowych? Praktyka się liczy. Czyli zabrać ich do lasu żeby umieli klon od kasztanu odróżnić. Nauczyć gotowania, rozliczania kredytów w ekselu, przekazywać praktyczną wiedzę o ruchu drogowym, uczyć brydża, szachów i jeżdżenia na nartach czy gry na gitarze elektrycznej albo tańca salsa w kontaktach z rówieśnikami z innych krajów. Bo to są przydatne umiejętności w życiu.
To samo z literaturą. Po co komu knoty z XIX-go wieku nad Niemenem. Trzeba znać Władcę Pierścieni czy Gwiezdne Wojny, bo to jest współczesny kod kulturowy a nie jakaś średniowieczna łacina smutnych poetów Henryka Mickiewicza i Adama Sienkiewicza. Bo potem jadą teoretycy z dyplomami teatrologii na zmywak do takiej Holandii i nawet z basenu skorzystać nie umieją bo się wodą zachłystują.