Polscy specjaliści ponownie zbadają szczątki prezydenckiego TU-154M, który osiem lat temu rozbił się pod Smoleńskiem. Jednak zanim rozpoczną swoją pracę, najpierw sami zostaną dokładnie zbadani przez Rosjan. Strefa, w której leży wrak samolotu, jest nazywana 'sterylną', co oznacza, że każda osoba przed jakimkolwiek kontaktem ze szczątkami maszyny musi przejść przez bardzo czuły aparat rentgenowski. Wykryje on nawet najmniejsze ślady materiałów wybuchowych czy narkotyków. Czy takie praktyki są na porządku dziennym? Jakie obawy mają Rosjanie przed polskimi specjalistami? O tym opowiada wieloletni korespondent 'Gazety Wyborczej' w Rosji Wacław Radziwinowicz.
Więcej
    Komentarze
    Nie ma sie czemu dziwic....wpuszcza oszolomow bez sprawdzenia, i w stu procentach jakis binienda albo inny, madry prokurator lamiacym glosem bedzie o materiale wybuchowym opowiadal, ktory zupelnie przypadkowo specjalnie szkoleni specjalisci polscy odkryli....
    już oceniałe(a)ś
    23
    0
    Trotyl można przecież przemycić na miejsce katastrofy, ukryty chocby w naturalnych otworach ludzkiego ciała. Ostrożność godna pochwały.
    już oceniałe(a)ś
    18
    0
    Eliminacja naćpanych oszołomów z Polski już przy wejściu ???
    już oceniałe(a)ś
    13
    0
    specjaliści?? dobrze przeczytałem??
    już oceniałe(a)ś
    10
    0
    Ajest tez wykrywacz parowek?
    już oceniałe(a)ś
    9
    0
    Rosjanie traktują ich przecież jak swoich ...
    już oceniałe(a)ś
    9
    0
    Kolejny rozdział tragifarsy smoleńskiej.
    już oceniałe(a)ś
    8
    0
    Rosjanie musza się upewnić, czy polscy specjaliści nie wniosą podstępnie maszyn parowych, które mogłyby "udowodnić" że to personel lotniska rozpylał mgłę...
    @emigrand
    ... ale Oni przecież maja rację bo wpuszczając oszołomów można wszystkiego się spodziewać.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0