To nie chęć wywołania skandalu napędzała polską sztukę krytyczną lat 90. Jej siłą było to, że wymaga od odbiorcy wyłącznie otwartej głowy. Dziś kontrowersyjnych rzeczy pokazuje się niewiele - mówi Karol Sienkiewicz, krytyk sztuki, autor książki ?Zatańczą ci, co drżeli?

MILENA RACHID CHEHAB : Czytając pana książkę, zatęskniłam trochę za latami 90., kiedy o sztuce współczesnej toczyła się w Polsce dyskusja na tyle gorąca, że zdarzało jej się trafiać do głównego wydania "Wiadomości".

KAROL SIENKIEWICZ* : Sztuka krytyczna silnie wchodziła w dyskusje, które toczyły się wtedy w Polsce, ale jeśli pojawiała się w mediach, to, niestety, w roli chłopca do bicia. Potrzeba Katarzyny Kozyry, Zbigniewa Libery, Pawła Althamera czy artystów z Gdańska, by wejść w szranki z rzeczywistością polityczno-społeczną, wynikała pewnie z rozczarowania, że transformacja po 1989 r. nie pociągała za sobą zmian obyczajowych. Przeciwnie - następował zwrot konserwatywny. Z czasem odbiór tej sztuki stał się na tyle negatywny, że łatwo było dojść do wniosku, iż definiowaniem, kto jest artystą krytycznym, zajmowali się głównie prawicowi publicyści, którzy ziali do nich nienawiścią.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Michał Olszewski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Sztuka w stanie krytycznym
    już oceniałe(a)ś
    0
    0