Róża Thun : Marysią lalką?
- Troszkę się zepsuła. Gdy byłam mała, wyłożyłam ją kiedyś, żeby się opaliła na słońcu. Musiała się wtedy za bardzo rozgrzać, bo z czasem zaczęła się kruszyć. Szukam dla niej lekarza od lalek.
- To na razie pamiątka jednopokoleniowa. Takich, które przechodziły z pokolenia na pokolenie, mamy bardzo mało. Ciągle była jakaś zawierucha wojenna, ludzi wypędzali, wywozili, zsyłali, ich dobytek niszczyli, palili. Jak to w wielu polskich rodzinach. Dziś od Marysi Czekajowej - bo tak się teraz nazywa - wynajmuję w Krakowie lokal na biuro poselskie. Lalka jest z tego domu. W tej okolicy znam każdą cegłę, kiedyś mieszkaliśmy tu całą rodziną. Gdy nie mogłam w nocy spać, nakładałam kurtkę i biegłam z psem na Rynek Główny. W zimie to była jedyna okazja, żeby zobaczyć rynek cały w śniegu, bez śladu ludzkiej stopy.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze