- To najważniejsza lekcja, jaką dała nam fizyka. Materia, z której jesteśmy zbudowani, traci swój zwyczajny sens, gdy się w nią coraz bardziej zagłębiamy - badając zjawiska w skali subatomowej. Według współczesnej fizyki ten solidny stół, przy którym siedzimy, to głównie pustka. Zbiór pól fizycznych, chmur elektronowych, fal prawdopodobieństwa, a nie twarda materia, substancja, której można dotknąć. Fizyka uczy, że trzeba mieć ograniczone zaufanie do zdrowego rozsądku i naszych zmysłów, bo one są bardzo topornym narzędziem do poznawania rzeczywistości.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
W dyskusji o styku boga i nauki często miesza się dwa pojęcia boga i religii. Tak się składa, że zakładamy, iż istniejąca religia w stu procentach wyjaśnia istnienie boga i jego cel. Wcale tak być nie musi.
Teoria Ewolucji jest dobrym przykładem konfliktu pomiędzy religią, ideą boga, oraz nauką. Oficjalnie ten konflikt nie istnieje, ale wyznawcom jakiejkolwiek religii wydaje się, że naukowe wyjaśnienie rozwoju życia, burzy opowieść o boskim stworzeniu.
Istnienie boga nie przeczy nauce, bo bóg mógł stworzyć Wszechświat z warunkami brzegowymi i początkowymi takiemi jakie odkrywa mozolnie nauka, a które są praktycznie Wielkim Wybuchem, czy masą elektronu.
Wybór należy do każdego z nas, a wybòr pomiędzy teizmem, czy ateizmem nie powinien być kryterium wartościującym kogokolwiek. Niestety obawiam się, że ta świadomość nie jest jeszcze w Polsce powszechna.
Nie mogłeś się powstrzymać przed tym "dziecinne wyobrażenie", co nie? To coś w stylu XIX-wieczny ateizm albo gimbo-ateizm, prawda?
No dobra, to kiedy katolicyzm uznał tak do końca TE? Jakiś oficjalny dokument? Bo zdaje się, że KrK tylko częściowo się zgadza z tą teorią, bo przecież musi mieć miejsce w swojej doktrynie dla duszy nieśmiertelnej, dla której akurat w ewolucji miejsca nie ma.
To, że akurat Pan Profesor uznaje TE, może najwyżej świadczyć o tym, że nie jest "prawdziwym" katolikiem.
Aha, i w którego to Boga wierzy profesor Heller? Czyżby w tego dowcipnisia, który stworzył rośliny przed Słońcem? Czy może w deistycznego Boga Woltera?
"Najprościej osiągnąć przez zwykłe pytanie : a co tam Panie teologu z "grzechem pierworodnym" słychać ? Adam i Ewa w czasach ewolucji i rozwoju paleoantropologii trzymają się mocno ?" - Zadając takie pytanie dajesz dowód na to, że Profesor ma rację w cytowanym przez Ciebie fragmencie. Czytając tak dosłownie biblie stawiasz się w równym szeregu z tymi, dla których Bóg to ten dziadek z brodą na chmurce.
Genetycy badający nasze źródła często używają takich określeń jak choćby "pramatka", zastanawiając się, czy kobieta której geny posiada prawie każdy europejczyk pochodziła z Etiopii czy Mezopotamii. Niektórzy mówią o niej "Ewa" nawiązując do wiadomo czego. I co? Mamy z tym jakiś problem, bo wiemy że to nie była jedna kobieta, a jednak "wszyscy my z niej"? Biblia jest księgą spisaną przez ludzi, czasem poetycko, czasem nieudolnie - na tyle, na ile byli w stanie ująć w słowa to, co im wtedy głowy zaprzątało. Jak ktoś chce to czytać nie jak tekst poetycki ze swoimi symbolami, przerysowaniami czy innymi zabiegami stylistycznymi, ale jak podręcznik do historii czy nauk przyrodniczych, to jego problem.
Czy jak ktoś długo żyje i nam współcześni powiedzieliby, że najstarsi górale nie pamiętają kiedy się urodził, to znaczy że ma 120 lat, czy że to jest przenośnia? Czy jak ktoś będzie snuł wyobrażenia o tym, co z nami po śmierci jako o miejscu bajecznego spokoju, pozbawionego trosk i bólu (co do tego chyba wszyscy jesteśmy zgodni) i stylistycznie popłynie próbując to zobrazować w sposób zrozumiały dla prostego człowieka, to będziemy go rozliczać z koloru marmuru na posadzce w raju, czy jednak zrozumiemy, że nieudolnie opisuje pewną ideę, a nie realnie istniejące miejsce? Jak można czytać historię o początkach człowieka literalnie jako historię o dwojgu nagich ludzi i wężu? Może dzieci na lekcji religii tak, ale jak ktoś chce dyskutować z Profesorem o myśli teologicznej to się nieco ośmiesza. Patrząc na wspomniane dokonania genetyki może się okazać, że bajeczka jednak ma pewne odniesienia, bo wygląda na to, że pula naszych genów z dość wąskiego źródełka wyciekła.
To zależy jak definiujesz kościół katolicki. Jeżeli to jest pleban, czy wikary w twojej parafii to z pewnością nie uznaje Teorii Ewolucji, jeżeli zaś jako definicję przyjmiesz G. Lemaitre to spotkasz się z pełnym uznaniem.
Problem jest w tym, że wszystko odnosicie do sytuacji w kraju, a świat jest inny, bardziej złożony i ciekawszy.
Ależ czy my w ogóle chcemy dyskutować o teologii z księdzem profesorem?
Nie, nie mamy zamiaru, dla nas teologia nie ma żadnych podstaw naukowych, jest oparta o przypuszczenia i opinie, bez żadnych dowodów, więc po co?
Znów, niby do czego nam jest potrzebne uznanie księży czy kościoła? Do niczego.
Nauka go w ogóle nie potrzebuje. A gdy mówimy o konieczności przedstawienia dowodów na teorie teologiczne to druga strona ucieka bo ich nie ma.
I dlatego nie jest tez partnerem do dyskusji.
"Jak można czytać historię o początkach człowieka literalnie jako historię o dwojgu nagich ludzi i wężu?"
Normalnie, tak jak czytano przez kilkanaście wieków w każdym kościele. Niejeden stracił życie, bo przeczytał te historie inaczej.
Chcesz nam tu wmówić, że stwórca wszechrzeczy nie mógł podyktować książki, która nie zawierałaby oczywistych dla nas bzdur, typu rośliny przed Słońcem, a Ziemia przed gwiazdami, które z kolei zostały zawieszone na firmamencie dla ozdoby i żeby w nocy było widniej?
Nie wiem dlaczego profesor Heller jest księdzem, zresztą to nie moja sprawa. Jest ciekawym człowiekiem, dla mnie jako ateisty byłaby z nim ciekawa rozmowa, a że interesują mnie podobne zagadnienia i nie jest to teologia, byłby to dobrze spędzony czas.
"Problem jest w tym, że wszystko odnosicie do sytuacji w kraju, a świat jest inny, bardziej złożony i ciekawszy." - to jest największy problem przy jakichkolwiek dyskusjach, które choćby zahaczają o temat wiary - panujące powszechnie przekonanie, że wierzący=katolik i do tego ten nasz, wiejski czy raczej wsiowy, nawykowy, bezrefleksyjny, wierzący w księdza, przymykający oko na pedofilię w kościele itp. Żal mi ludzi, którzy zadowalają się takimi stereotypami, nie mają pojęcia co się dzieje w świecie z chrześcijańską myślą teologiczną, jak ewoluuje, jak reaguje na zmieniającą się rzeczywistość, jak odpowiada na pytania, z którymi nie musieli się mierzyć nasi rodzice.
"Ależ czy my w ogóle chcemy dyskutować o teologii z księdzem profesorem?" - nikt nikogo nie zmusza. Odpowiedziałem jednemu z komentujących, który się takiej dyskusji podjął.
"dla nas teologia nie ma żadnych podstaw naukowych" - teologia, czy wiara? Bo to kolosalna różnica. To, w co ludzie wierzą to jest wiara i z definicji nie ma podstaw naukowych - przecież nie można wierzyć w coś, co się wie - dowód kończy wiarę. A teologia jest o tym, w co i jak ludzie wierzą i takie rozważania można jak najbardziej prowadzić w oparciu o podstawy naukowe, choć często się tego nie robi.
Stary, rzecz w tym, że nie jest ważne jak ewoluuje myśl teologiczna, jak odpowiada na pytania. Garbage in, garbage out. Mówi ci to coś? Można wszystko dopasować za pomocą gładkich słówek, by uciec od śmieszności, ale czy to ma cokolwiek wspólnego z prawdą? Cesarz jest nagi, "z tej mąki nie będzie chleba, z tych prac nie będzie korzyści". I nie użalaj się nade mną, proszę, tym bardziej się za mnie nie módl.
Mało tego. Mój wikary z lat 80’ też nie miał najmniejszego problemu z akceptacją teorii ewolucji, a nie był profesorem tylko zwyczajnym młodym księdzem góralskiego pochodzenia. Wyjaśnienie dlaczego teoria ewolucji jest niesprzeczna z religią chrześcijańską jest tak banalnie prosta, że aż nie chce mi się o tym pisać.
Jak to zależy jak zdefiniuję KrK? Kościól ma swój katechizm i swojego papieża. Nie interesuje mnie zdanie ani wiejskiego wikarego, ani niejakiego Lemaitre - żaden z nich nie ustalał oficjalnej doktryny.
Ale żaden dokument Kościoła nie jest potrzebny. Mało tego, z punktu widzenia nauki, uznanie teorii ewolucji za dogmat, jest bzdurą. Właśnie tym nauka różni się od religii, że nie ma dogmatów.
"W którym okresie w dziejach życia na ziemi ,każdy organizm wielokomórkowy w tym ludzie był nieśmiertelny?" no w żadnym nie był. I nikt też poważany, nie głosi, że Adam i Ewa naprawdę istnieli. Wybacz, ale to argumenty z poziomu dyskusji na szkolnych korytarzach w podstawówce.
Wspomniałem o tym bo rodaków obecnie znam głównie z lektury Wyborczej. Trudno to przeoczyć, co wiecej, kreuje to rozdźwięk pomiędzy wyobraźnią społeczeństwa o sobie, a rzeczywistą wartością poglądów.
"teologia, czy wiara?"
To jedno z najdziwniejszych pytań. Bo rzecz polega na tym, czy obie mają jakiekolwiek podstawy - czy rzeczywiście istnieje to w co ludzie wierzą a co teologia ujmuje w jakąś formę doktryny.
Dlatego mówimy tu o tej samej rzeczy - czy rzeczywiście istnieje to co religia twierdzi, że istnieje.
I odpowiedź jest jedna do wyboru: tak lub nie.
Tak wymaga uzasadnienia dowodami inaczej postaw książki teologiczne w dziale fantastyka.
"czy rzeczywiście istnieje to co religia twierdzi" - chyba zupełnie nie rozumiesz, co próbuję tu powiedzieć. Co znaczy pytanie, czy istnieje to w co ludzie wierzą? Gdybyśmy mieli dowód na istnienie tych rzeczy, to byłaby to nadal wiara? Przecież dowód to wiedza, a tylko tam gdzie nie ma dowodu jest miejsce na wiarę lub jej brak. I wiara to jest to, w co wierzymy, a teologia próbuje to tylko opisywać.
"To, w co ludzie wierzą to jest wiara i z definicji nie ma podstaw naukowych - przecież nie można wierzyć w coś, co się wie - dowód kończy wiarę."
Znów nie o to chodzi. Inna możliwość, która pomijasz, że możesz wierzyć w rzeczy, które po prostu nie istnieją. I nie ma dowodów że kiedykolwiek istniały. Bo zostały wymyślone przez garstkę sprytnych ludzi po to by zdobyc władze nad takimi jak ty. Albo z kazdego innego powodu.
Mamy 21 wiek, więc masz już wybór, coś potwierdzonego albo nie. Ryzykujesz, że poświęcisz masę życia i pieniędzy wspierając cos co nie istnieje.
W dyskusji o styku boga i nauki najczęściej zapomina się, że nauka już się skutecznie do boga dobrała.
Mechanizmy powstawania bogów, bytów i zdarzeń pozazmysłowych, wierzeń, zachowań rytualnych - są już przedmiotem badań i mocnych hipotez naukowych.
Relacja między bogiem a nauką to dziś relacja między pantofelkiem na szkiełku a mikroskopem.
Tylko, oczywiście, czarownikom bardzo się ta lokalizacja nie podoba.
"I nie użalaj się nade mną, proszę," - napisałem, że żal mi pewnych ludzi nie dlatego, że nie wierzą, ale dlatego że zamykają się na pewną wiedzę o świecie w kwestiach, które jak widać ich dotyczą, a nawet zajmują. Tak samo bym napisał o kimś, kto próbowałby rozmawiać o fizyce, a twierdził że po Newtonie nic już ciekawego się nie wydarzyło, albo o muzyce w klimacie kultu Mozarta, bo po nim to już pustka. Nie interesuje mnie, czy dla Ciebie wiara to "garbage", nie interesuje mnie nawet, że fundamentalnie nie rozumiesz słowa wiara. Wierzyć można tylko wtedy, kiedy nie ma dowodów, a o prawdzie można mówić wtedy, kiedy możemy coś jednoznacznie wartościować logicznie. Jak można w ogóle próbować dyskutować z pozycji, czy ludzie wierzą w prawdziwe rzeczy? Gdybyśmy mogli wykazać, że są prawdziwe to na czym polega wierzenie w nie? Nie rozumiesz bezsensu takiego podejścia?
rffree
"Inna możliwość, która pomijasz, że możesz wierzyć w rzeczy, które po prostu nie istnieją. " - oczywiście. Są ludzie, którzy wierzą w znaczenie snów, w przeznaczenie, w reinkarnację, w pecha przynoszonego przez czarnego kota, rozmawiają z psami. Dlaczego uważasz, że ludzie mają wierzyć w to, co Tobie się podoba, a nie wierzyć w to, co Ty uznajesz za niewłaściwe. Wierz sobie w co chcesz, pozwól innym wierzyć w co chcą. Ale przede wszystkim zrozum wreszcie najważniejsze - słowo wierzyć, przyjmować coś na wiarę oznacza przyjmować coś bez dowodu, nie wymagać dowodu, ufać w coś bez jakiegokolwiek potwierdzenia. Jak krytykujesz ludzi za to, że wierzą w coś na co nie ma dowodu pokazujesz swoje elementarne niezrozumienie istoty sprawy. A że tak jest najlepiej pokazuje Twoja konstatacja:
"Mamy 21 wiek, więc masz już wybór, coś potwierdzonego albo nie." - nie możesz wierzyć w coś potwierdzonego, bo to po prostu wiesz, nie możesz w to wierzyć. Nikt rozsądny nie powie, że wierzy w arytmetykę czy w istnienie Krakowa czy w to, że jabłko ma pestki. Przyjmować na wiarę, lub nie - jeśli taka twoja wola - możesz tylko rzeczy niepotwierdzone. I są tacy, którzy to robią oraz tacy, którzy się z tego śmieją, zamiast wykazać odrobinę tak modnej teraz tolerancji dla wybory drogi życiowej.
Apelujesz o tolerancję dla drogi życiowej facetów i bab, którzy chcą regulować moje życie i mojej żony według nakazów swojego mzimu, przekazanych przez czarownika. To już trochę przesada jednak.
W co wierzysz mnie nie obchodzi. od warunkiem, że nie chcesz mi układać według tego życia i żyć za moje pieniądze 9a tu mamy przypadek religii w tle, która nas do tego zmusza).
Po drugie, czego jak widzę nie rozumiesz ja jestem tolerancyjny. Nic mi do tego w co wierzysz, natomiast nie będziesz wolny od krytyki bo moja tolerancja wcale nie oznacza, że nie powiem Ci wprost co myślę o Twoim podejściu - że to nonsens.
Masz prawdopodobnie wykształcenie kościelne, bo uważasz milcząco że wiara jako taka sama w sobie jest wartością. Ja twierdze, że nie jest - bo możesz wierzyć w to, że świat stworzył Wielki Żółw o Różowych Oczach a ja na to odpowiem, że nie ma na to, żadnych dowodów. Dokładnie, dokładnie tak jak teraz.
"Apelujesz o tolerancję dla drogi życiowej facetów i bab" - rozmawiamy o chrześcijańskiej myśli teologicznej, a nie o jakimś ponurym kraju na skraju wsi, w którym w ramach jakiejś radykalnie kurczącej się zbiorowości uprawia się jakieś folklorystyczne przedstawienia i próbuje się do nich przymuszać wszystkich w koło, proszę czytać ze zrozumieniem.
Rozmawiamy właściwie o obu rzeczach, w tym jedna jest naładowana emocjonalnie a druga miałka. To miałem na myśli pytając czy jest tam jakaś "myśl" nad która warto się pochylić.
A to tak, jakbyśmy rozmawiali o teorii komunizmu w oderwaniu od realiów ZSRR. W sumie - nie najgorsza analogia.
"Masz prawdopodobnie wykształcenie kościelne, bo uważasz milcząco że wiara jako taka sama w sobie jest wartością" - napisałem chyba kilka już razy, że nie uważam, że wiara w cokolwiek jest wartością, ale Ci to najwyraźniej nie przeszkadza.
"możesz wierzyć w to, że świat stworzył Wielki Żółw o Różowych Oczach a ja na to odpowiem, że nie ma na to, żadnych dowodów." - i po raz kolejny palniesz głupstwo, bo żadna wiara choćby w Wielkiego Żółwia czy latającego potwora spageti nie wymaga żadnych dowodów, bo na tym polega wiara. Serio to do Ciebie nie dociera?
Wiesz że jabłko ma pestki, więc nie możesz powiedzieć, że wierzysz w to że ma pestki. Wiesz, że 2+2=4 więc głupotą byłoby mówić, że w to wierzysz, bo po prostu to wiesz. Więc kiedy wierzysz? Tylko wtedy, kiedy nie ma na to dowodów, bo inaczej to jest wiedza i fakty, a je się zna, a nie w nie wierzy. Zrozum to wreszcie, już mi się to nudzi, ileż można tłumaczyć tak banalną rzecz. Zarzut że ludzie wierzą w coś na co nie ma dowodów jest wprost idiotyczny.
To widać, że nie masz większych zainteresowań.
G. Lemaitre jest twórcą teorii Big Bang. Gdy przedstawiĺ swoje rozwiązanie Ogólnej Teorii Względności Einsteinowi, ten go wyśmiał, mówiąc iż Lemaitre jest dobrym matematykiem, ale nie ma pojęcia o fizyce.
Niewiele różnisz się od wiejskiego wikarego.
W tej dyskusji absolutnie nie bronię boga. Uważam, go nie ma, ale tylko uważam. To że ktoś jest księdzem nie oznacza, że nie należy go słuchać, tymbardziej, gdy mówi rzeczy ważne z dziedziny historii nauki.
Wielokrotnie czytałem w Wyborczej bajania o cywilizacji judeo-chrześcijańskiej głoszone przez profesorów i was czytelników. Mam nadzieję że profesor Hheller choć trochę skorygował te poglądy.
To dobrze, że Polacy wykazują taki entuzjazm do nauki, ale ile ludzi w Polsce wie kim był ksiądz G. Lemaitre i dlaczego stał się sławny?
"Serio to do Ciebie nie dociera?"
Dociera, ale nie o tym rozmawiamy. Starasz się wykręcić od większej sprawy argumentem na poziomie przedszkola. Spróbuje więc inaczej. Twoja wiara nie ma żadnej wartości. I obawiam się powiem delikatnie, że nic za nią nie stoi, żadne realia. Nic. Nie ma tam żadnej wartościowej "myśli".
Nauką skutecznie, mam nadzieję, dobrała się do pytania skąd się wzięła religia i jak ludzkość stworzyła boga/bogów. To nie jest mimo wszystko odpowiedź na pytanie czy bóg rzeczywiście istnieje.
Poza tym te dowody pochodzą z nauk społecznych. Darzę zaufaniem wyłącznie nauki ścisłe.
Jestem bardzo zdziwiony, że moje opinie którymi się tutaj podzieliłem są rozumiane jako obrona teizmu. Jest to widocznie moja wina muszę uważniej dobierać słowa i argumenty.
"Jest to widocznie moja wina muszę uważniej dobierać słowa i argumenty." - szanuję odrobinę skromności i powściągliwość w wydawaniu opinii, ale bądźmy realistami - czytanie ze zrozumieniem nie jest zbyt rozpowszechnioną umiejętnością. Ja też za moje upominanie się o sens słowa wiara zostałem członkiem jakiejś sekty czy wręcz księdzem lub teologiem, czy piewcą wartości jakiś wiar.
"Dociera, ale nie o tym rozmawiamy." - ależ właśnie tylko i wyłącznie o tym rozmawiamy, przynajmniej ja usiłuję - o znaczeniu słowa wiara. I nie oszukuj się, że dociera, bo ciągle upierasz się, że za wiarą mają stać jakieś realia, co oznacza że znaczenie tego pojęcia nadal jest Ci obce.
Mógłbyś mi proszę napisać jedno, a najlepiej ze dwa-trzy zdania z użyciem zwrotu, że ktoś w coś wierzy, które uznasz za właściwe logicznie użycie tego słowa? Nie chodzi o żadne deklaracje, czy ocenę jakiś wierzeń, tylko o poprawne - twoim zdaniem - zastosowanie czasownika wierzyć.
Nie pierwszy raz anegdotyczne powiedzenia, są traktowane w polskim społeczeństwie jako prawdy absolutne.
Pan do mnie? To taki dżouk był. Sprzed 7 lat z resztą. Dziś mi już z tym nie do śmiechu.
Wystarczy uznać wszystkich księży za uczonych i już okaże się, że wcale nie zapomnieliśmy.
Kiedyś tak było. Kopernik czy Ockham, uczeni i duchowni zarazem.
Dziś, 500 lat później na szczęście juz nie.
Kopernik nie był duchownym. Godność "kanonika" można było być wówczas otrzymać będąc człowiekiem świeckim.
NIE ZAGADACIE TEGO!
masz posłuch ,na razie.......
gdzie w wywiadzie pada coś na temat kościoła? Co więcej -katolickiego?
:)) Twój antyklerykalizm oczadził ci łepetynę.
Nie masz pojęcia o czym gadasz.
Ale zrobiłeś mi dzień :)
O pewnie jestes po KUL-u, tak zwanym uniwersytecie. :)
A co powiesz na to, że bóg stworzył człowieka na własne podobieństwo, po czym kazał mu się modlić: "Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie"?
zakładając że stworzył na swoje podobieństwo i to co ludzie wyprawiają na przestrzeni dziejów to bóg musiałby być niezłym sku rwysynem.
Kiedy czarni sięgają po argument antyklerykalizmu (czyli inaczej: wymogu racjonalnego myślenia) to dowód że już nic im nie pozostało na obronę swego prawa do prowadzonego przez nich zakłamanego, pasożytniczego trybu życia.
Powiedzialbys/powiedzialabys cos wiecej na temat tej niekompatybilnosci?
Nie znasz mnie, ale "pewnie jesteś po KUL-u".
No cholernie naukowy sposób myślenia posiadasz :)
Jak najbardziej naukowy.
Szukam "szkoły" która kształci bigotów nie umiejących myśleć, najpewniej któraś przykościelna typu KUL lub dawny ATK.
Prepraszam. Dopiero teraz zauwazylem, ze komentarz @uo.rety byl z 2019 roku, wiec zapewne obecnie nie przeczyta mojego pytania.
Kopernik była księdzem.
jesteście płytcy jak talerz od pizzy. Wszystko o czym piszecie to jakieś bzdury dotyczące rytuałów i szopek narzucone przez jakiś ultrabetonowy odłam jakiegoś dziwnego kościoła, który z chrześcijańską myślą teologiczną niewiele ma wspólnego. Ale to klasycznie polskie zrównanie chrześcijanin=katolik, co tylko pokazuje, że nie macie pojęcia o czym piszecie.
Chrześcijańska i teologiczna ale czy myśl?
Ten "jakiś ultrabetonowy odłam" to 50% chrześcijaństwa.
A skoro nie ich, to czyja ta "chrześcijańska myśl teologiczna"? Którego z tuzina kościołów protestanckich (tych większych, bo mniejszych to na kopy).
Każda z tych sekt ma własne rytuały i szopki. Co jedna - to zabawniejsze.
"A skoro nie ich, to czyja ta "chrześcijańska myśl teologiczna"?" - widzę, że masz rozległą wiedzę na temat sporów, czasem bardzo emocjonalnych, jakie mają miejsce wewnątrz polskiego kościoła katolickiego na temat jego kształtu. Masz też jak widać świadomość jak polski kościół katolicki jest postrzegany przez inne, zagraniczne kościoły katolickie i pewnie masz świadomość, że pojawiają się w tym kontekście określenia skansen czy folklor. I pisząc o każdej innej sekcje opierasz się zapewne na szerokiej wiedzy na temat ich interpretacji chrześcijaństwa.
Zawsze to ciekawie porozmawiać z kimś o szerokich horyzontach.
Nie podzielam twojego przekonania, że brak wiedzy o ruchach frakcyjnych wewnątrz polskiej sekty katolickiej i jej ocenie przez sekty zagraniczne jakoś boleśnie zawęża horyzonty.
Horyzonty zawęża brak wiedzy o pracach Lawsona i McCauley'a, Atrana, Boyera czy Barretta.
W skrócie - nie ma znaczenia jakie szopki i jaka teologia. Kosmogonia Biblijna nie jest w niczym lepsza od Wedyjskiej ani indiańskich opowieści o kruku Kangi. Wszystko to są produkty uzwojenia naszych nieszczęsnych mózgów. Oto gdzie teologia ma styk z nauką.
"Nie podzielam twojego przekonania, że brak wiedzy o ruchach frakcyjnych wewnątrz polskiej sekty katolickiej i jej ocenie przez sekty zagraniczne jakoś boleśnie zawęża horyzonty." - pod warunkiem, że nie zabiera się do dyskusji właśnie na temat tej "sekty katolickiej", i chciałoby się sprawić wrażenie, że ma się coś do powiedzenia poza powielaniem stereotypów, uogólnień, tzw. obiegowych opinii czy zwykłych głupot.
No sorry, on stara Ci się powiedzieć, że jeśli idziesz do podstawówki to nie spodziewasz się tam wytrysków intelektu.
A że fizyka pokazała, że przydatność naszego mózgu (czyli rozumu, jak się zwykło mówić) do eksplorowania "tego co może istnieć" niekoniecznie może być wystarczająca. Skoro można założyć istnienie transcendencji (a można i być może nawet trzeba), to nie mamy ŻADNYCH podstaw, by o niej orzekać. Pojęcie Boga nie jest więc niczym uzasadnione, oprócz naszej (niektórych z nas) tęsknoty do oswojenia świata i samych siebie w tym świecie. Tak jak wszystkie inne bóstwa i bogowie prze erą racjonalizmu.
Gorzej: nauka całkiem nieźle radzi sobie już z wyjaśnianiem mechanizmu powstawania "bogów" i innych bytów "nadprzyrodzonych", wierzeń i doznań pozazmysłowych. Coraz bardziej przypomina to iluzję optyczną: już zmierzyliśmy te strzałki i wiemy, że są równe. Ale dalej dalej nam się wydaje, że ta rozchylona dłuższa, więc dalej popylamy do kościółka.
Chyba opacznie to zrozumiałeś. Moim zdaniem sens jest taki, że jeśli czegoś obecnie nie rozumiemy albo nie widzimy, to jeszcze nie oznacza, że tego czegoś nie ma.
Tylko dlaczego oczekiwać, że tym "czymś" będzie akurat Bóg osobowy?
mylisz ludzi, którym po drodze z tym na górze z jego błądzącym w błędach personelem naziemnym. Utożsamianie naszej wersji katolicyzmu z chrześcijaństwem jest wyrazem wyjątkowej ciasnoty umysłu.
a Ty jestes Polakiem i odpowiadasz za to, co wyrabia Ziobro!
Z naszej perspektywy jesteście tacy sami, niezależnie jak się nazwiecie czy z tej grupy czy z tamtej.
Tak, niestety tak. Nawet, jeśli nie ty go wybrałeś, to ty się musisz za niego wstydzić. Podobnie każdy Ruski ma się wstydzić za to, co wyrabia s k u r w y s y n Putin.
Zabawne, że fakt upominania się przeze mnie o elementarne zasady logiki w dyskusji skutkuje natychmiastowym przypisaniem mnie do jakiś innych, którzy z Waszej (w imieniu jakiej grupy używasz tej liczby mnogiej?) perspektywy są tacy sami? Jacy? Logiczni? Porządkujący dyskusję? Starający się zwracać uwagę na płyciznę intelektualną niektórych argumentów, lub elementarnie niezrozumienie używanych słów? Czy to mnie w Twoim mniemaniu z automatu przypisuje - jak staram się zrozumieć co napisałeś - do jakiejś grupy religijnej? Nie boisz się, że to jest jednak komplement pod adresem tych tak przez Ciebie krytykowanych?
Ojej, widzę, ze trafiłem na kogoś ze środowiska kościelnego, penie sam jesteś księdzem - "profesorem", moja ocena czy opinia ma wartość porządkującą, w tym sensie, że dyskusja z ta czy tamtą opcją od was nie ma większego sensu i to z wielu powodów, najważniejszy to chyba głęboki zaścianek intelektualny.
Jesteście pod państwową ochrona instytucjonalną, co może budzić w was złudzenie, że nie możecie być poddawani krytyce albo, że jesteście dla kogoś spoza swojego środowiska partnerem do dyskusji. Nie jesteście.
I bierzecie do siebie emocjonalne argumenty podczas gdy pomijacie najważniejsze które są tu podnoszone: nie macie żadnego dowodu na to, że to czego "uczycie" i co "studiujecie" jest prawdą i ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.
Kiedy zrozumiecie, że stoicie w dyskusji z niczym na poparcie własnych tez to może zaczniemy dyskutować.