Oparzenia, owrzodzenia, odmrożenia, złamania otwarte, rany cięte i kłute. Lista urazów i dolegliwości, którym trzeba zaradzić, jest długa. Ratownicy i wolontariusze udzielający bezpłatnej pomocy medycznej w rejonie Dworca Centralnego widzieli już chyba wszystko.
- Rana z robakami w nogach to naprawdę nie jest największy problem, z jakim musimy się tu zmierzyć. Trafiają do nas osoby bezdomne, które padły ofiarą przemocy, gwałtu czy straciły dziecko. Bywają sytuacje, gdy ktoś nie chce już żyć, ma dość ulicznej tułaczki. To są sytuacje, w których musimy zrobić wszystko, by być dla kogoś wsparciem - opowiada Anna Jastrzębska, założycielka inicjatywy
'Medycy na ulicy'. W ramach akcji udaje się im pomóc kilku tysiącom osób bezdomnych rocznie.
- Nie próbujemy nikogo zmieniać czy nawracać, nie pytamy o nic. Pomagamy każdemu, kto tego potrzebuje - zapewnia Paweł Wieczorek, jeden z 'Medyków na ulicy'. Zobacz reportaż Marcina Warszawskiego.
Wszystkie komentarze
Nie pomagasz? Milcz.
A nawet jeśli, to czym się to różni z etycznego punktu widzenia od nader powszechnej "zaradności życiowej" nie-bezdomnych, dymających tzw. bliźnich tak w życiu zawodowym, jak i prywatnym...? Chyba tylko tym, że bezdomni cwaniaczą, by przetrwać, a reszta, by zrobić karierę, nabić dodatkową kasę lub skorzystać w inny sposób.