Uchwalona w maju 2005 r. ustawa o kinematografii to rewolucja - dzięki niej powstał Polski Instytut Sztuki Filmowej i mocny system finansowania polskiego kina. Niechętnie przyjmowany przez tych, którzy składają się na budżet PISF, czyli prywatne telewizje, multipleksy, dystrybutorów, platformy cyfrowe i kablówki, ale w końcu zaakceptowany.
Ustawa ma jednak zasadniczy mankament: skupia niemal wszystkie decyzje w rękach dyrektora. - Nie jest normalne, że jeden urzędnik - ktokolwiek by nim był - ma niemal jednoosobową władzę nad kinematografią - mówi Agnieszka Holland. - Jeśli pojawi się kiedyś dyrektor, który nie będzie chciał mediować między różnymi siłami, jest w stanie pogrążyć polskie kino jednym ruchem - dodaje Andrzej Jakimowski. I właśnie tak stało się na Węgrzech: premier Orbán oddał rządy nad kinematografią Andrew Vajnie, który zasłynął w Stanach jako producent "Rambo". A Vajna marzy o węgierskim Hollywood, więc wstrzymał rozpoczęte produkcje filmowe i doprowadził do tego, że instytut filmowy na Węgrzech praktycznie przestał istnieć.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze