W szczególności czerpię perwersyjną przyjemność z głoszenia poglądów niezgodnych z polityką macierzystej redakcji, co ostatnio praktykowałem przed wyborami prezydenta. Na redakcyjnych kolegiach krytykowałem poparcie, jakiego "Gazeta Wyborcza" udzieliła Bronisławowi Komorowskiemu. Uznawałem go za kandydata tak mało inspirującego, że w ogóle nie poszedłem głosować.
Dlatego wizyta prezydenta w Waszyngtonie, którą przyszło mi oglądać z bliska, jest moim osobistym dramatem. Bardzo chciałbym coś wykpić, niestety muszę przyznać, że Komorowski wypadł znakomicie, do tego stopnia, że momentami, ku własnemu przerażeniu, odczuwałem rodzaj dumy, że mam takiego prezydenta. Piszę o tym ze wstydem przed sobą samym i srogimi czytelnikami, którzy niechybnie okrzykną mnie cynglem Michnika.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze