Nie hałasują, nie dymią, nie plują lawą. Tkwią cicho pod ogromnymi połaciami ziemi, wybrzuszając ją nieco. Ale gdy już się na dobre zbudzą, niszczą wszystko w promieniu tysięcy kilometrów, niosąc zimę, pył i śmierć.

Myślicie o dalekim Yellowstone? Cóż, podobnych superwulkanów naukowcy naliczyli na globie jeszcze dziesięć. Najbliższy jest 650 km od naszej granicy. Mimo to o niebezpieczeństwie ze strony superwulkanów mówi się dziś niewiele. Wygląda na to, że katastroficzny przebój kinowy "2012", który tak barwnie odmalował erupcję Yellowstone, jednocześnie pozbawił ten temat znamion naukowości i powodów do poważnego traktowania.

Niesłusznie, bo ten superwulkan drzemie i wciąż straszy. Kiedy wybuchł ostatnim razem, zniszczył sporą część kontynentu amerykańskiego i pogrążył świat w wulkanicznej zimie. Potem, od 174 tys. do 70 tys. lat temu, niemal stale wyrzucał z siebie lawę. Dziś powierzchnię Parku Narodowego Yellowstone porastają bujne lasy, nie brak pięknych jezior i gór, a tu i ówdzie dymią fumarole, bulgoczą wulkany błotne i wystrzeliwują w niebo słupy gorącej wody z licznych gejzerów, na tle których turyści tak chętnie się fotografują. Ziemia wokół nich drży - naukowcy niemal stale odbierają wstrząsy, których w ostatnich latach jest jakby więcej. Grunt pod pięknym parkiem delikatnie się unosi - niezbyt szybko i nienachalnie, by nie spłoszyć odwiedzających - ot, o kilka centymetrów na rok. Tym więc skwapliwiej naukowcy zaglądają pod powierzchnię parku. A im więcej się o nim dowiadują, tym szerzej otwierają oczy ze zdumienia.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.