Anna Streżyńska, minister cyfryzacji: Ta ustawa ma zwalczać przestępczość. Przestępca korzysta z telefonu i internetu. Jak każdy. Tylko w innym celu. Porozumiewa się z szefami i wspólnikami, kupuje fałszywe dokumenty, składniki materiałów wybuchowych itp. Ustawa ma ułatwić kontrolowanie aktywności przestępców: z kim się łączyli, skąd dzwonili, jak długo rozmawiali, co kupowali itd. Dotąd obowiązywała żelazna zasada, że poza etapem kontroli operacyjnej i procesowej nie można pobierać danych o treści korespondencji. Czyli kto z kim rozmawiał - tak, ale już o czym - nie. Natomiast w projekcie tej ustawy pojawił się zapis pozwalający każdemu śledczemu na każdym etapie postępowania kontrolować treść rozmowy, SMS-a czy maila bez zgody sądu. Ale spotkaliśmy się ze służbami i wytłumaczyliśmy im, dlaczego te zapisy wywołują taki społeczny niepokój. Już je poprawiliśmy - te i inne przepisy, np. dotyczące tajemnicy spowiedzi i tajemnicy adwokackiej. A będzie jeszcze nowa, szeroko konsultowana ustawa.
Jest pani skuteczna, co widać po cenach połączeń - najniższych w Europie. Dlaczego telekomunikacja?
- Mój ojciec ją skończył. Zajmował się homologacją sprzętu. W związku z tym wszystkie szuflady w domu pękały od tarcz i słuchawek - towarzyszyły mi przez całe dzieciństwo i młodość. Jak na ironię sami nie mieliśmy telefonu - wtedy czekało się na niego 15 lat. A potem - kto by przypuszczał - pierwsza praca w Urzędzie Antymonopolowym i od razu sprawa przeciwko Telekomunikacji Polskiej o stwierdzenie nadużywania pozycji rynkowej i stosowania praktyk monopolistycznych. Był 1995 r. i właśnie otwierał się rynek.
- Bariery inwestycyjne. A konkretnie prawo budowlane, krajobrazowe, środowiskowe, drogowe itp. Sztafeta od okienka do okienka. Dwa miesiące realnego działania, 12 miesięcy biegania po urzędach. Po to, by ktoś raczył pochylić się nad wnioskiem i udzielił zezwolenia, zaakceptował przebieg trasy, wydał mapę cyfrową itp. Koszmar. I tak jest od lat. W 2013 r. grupa ekspertów, w której byłam, zaproponowała ministerstwu zmiany w ustawach, które pozwoliłyby te bariery zlikwidować. Ministerstwo nic z tym nie zrobiło - zmarnowało 2,5 roku. Wtedy też namawiałam urzędników, by postawili się w sytuacji inwestorów i spróbowali np. zgłosić budowę, wydobyć mapę, przeprowadzić dowolny element procesu budowlanego. Nie chcieli, bo nie mają tego w obowiązkach. Za to od nas wymagają, byśmy zmieścili się w ostrych terminach i przedkładali wszystkie dokumenty wypełnione na tip-top. I np. jeden urząd, który rozlicza mnie jako inwestora z unijnych pieniędzy, wymaga zaświadczenia, że złożyłam zgłoszenie, ale inny urząd nie ma obowiązku wydawać takich zaświadczeń i mówi: nie wydam. A kolejny mówi: u nas nie praktykujemy zaświadczeń, ale mogę pani wbić pieczątkę i się podpisać. I składa nieczytelny podpis i datę. Idę z tym do rozliczenia i słyszę: to jest nieważne, to żaden dowód, że pani cokolwiek zgłosiła.
Są oczywiście wyjątki, ale generalnie los przedsiębiorcy jest administracji całkiem obojętny - może przychodzić, służyć za interfejs białkowy, nosić dokumenty, interweniować u zwierzchników, podtykać kwiatki i czekoladki, a i tak będzie traktowany jako dopust boży i ostatnie nieszczęście. Jeżeli ktoś chce budować infrastrukturę, włączać swoje kable do cudzych sieci albo rozprowadzać je po budynkach, to jego los jest gorzki. Oto największy problem rynku telekomunikacyjnego.
- Już wtedy przygotowaliśmy 41 propozycji zmian, dziś dopisujemy kolejne. Zebraliśmy te przeszkody, dodaliśmy nowe wymagania prawa unijnego i zrobiliśmy jeden duży dokument zmieniający przepisy inwestycyjne. Zaraz idziemy z nim do Sejmu. W kwietniu nowa ustawa powinna wejść w życie.
Cały wywiad z Anną Streżyńską czytaj w piątek w "Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny