Straty niemieckie na terenie okupowanej Polski do lata 1944 r. nie przekroczyły 3 tys. Jakie są zatem implikacje liczb przytoczonych przez Grossów? Ni mniej, ni więcej takie, że byliśmy, a przynajmniej chłopska część naszego społeczeństwa, nie po tej stronie, po której nam się wydawało, że byliśmy, skoro zabiliśmy więcej Żydów niż Niemców.

Najnowszy esej Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross liczy zaledwie sto kilkanaście stron, jednak ma siłę rażenia porównywalną do jego poprzedniej książki "Strach", która wywołała ogólnopolską debatę.

Gross przyzwyczaił nas, że w swoich rozważaniach idzie pod prąd. Przełamuje kolejne tabu. W "Sąsiadach" zarzucił Polakom współuczestnictwo w Holocauście, przywołując wstrząsający obraz stodoły w Jedwabnem, do której zapędzili swoich żydowskich sąsiadów, żeby ich spalić żywcem. "Złote żniwa" idą dalej ; traktują o tym, jak Polacy (głównie chłopi) skorzystali materialnie na zagładzie ludności żydowskiej, grabiąc jej domy, warsztaty, mienie. Zwłaszcza po 1942 r., gdy rozpoczęła się tzw. trzecia faza Holocaustu, czyli wyłapywanie ukrywających się Żydów, którym cudem udało się uniknąć śmierci w gettach i obozach zagłady. W setkach miejscowości, zwłaszcza mniejszych, sąsiedzi Polacy plądrowali opuszczony majątek. Zdarzało się, że czyhali na ubranie zmuszonych do rozebrania się przed egzekucją Żydów. Wstrząsający fragment książki mówi o bezdusznym sprzedawaniu wody ludziom wiezionym na śmierć w bydlęcych wagonach.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze