Czy warto latać w kosmos? Czy musimy wysyłać tam ludzi? Księżyc, Mars a może Tytan - gdzie ludzie zbudują bazy? Na pytania Piotra Cieślińskiego, szefa działu nauka Gazety Wyborczej odpowiada Artur Chmielewski z NASA. Pracował nad statkami bezzałogowymi lecącymi na Marsa, Jowisza, Saturna, był kierownikiem sześciu misji kosmicznych, ostatnio dowodził misją lądowania na komecie. Obecnie planuje nowe misje NASA na najbliższą dekadę. Jest synem autora popularnego komiksu 'Tytus, Romek i A'Tomek'. Poza pracą zawodową od wielu lat udziela się społecznie. Pracuje m.in. w organizacji Duzi Bracia i Duże Siostry (Big Brothers and Big Sisters), która zajmuje się pomocą dla biednych dzieci z domów bez ojca lub matki. Ponadto lubi grać w tenisa i marzy o wspaniałym polskim programie kosmicznym.
Wszystkie komentarze
Co może nas czekać? Kwaśne deszcze niszczące roślinność lądową? Przyducha w morzach i oceanach? Podniesienie temperatury o kilkanaście stopni? Zmiana składu atmosfery, np. znacznie mniej tlenu, jak rośliny padną? Nowa epoka lodowcowa i "ziemia śnieżka"? Skażenie promieniotwórcze?
A teraz to sobie porównajmy z warunkami gdziekolwiek poza ziemią w układzie słonecznym. Nawet po takiej gigantycznej katastrofie, ziemia będzie najlepszym miejscem zapewniającym przetrwanie ludzi. Nadal będzie tu woda, nawet jeśli nie czysta, to i tak łatwiejsza do oczyszczenia niż np. na Marsie czy księżycu. Nadal będzie tu atmosfera, której nie ma na księżycu, prawie nie ma na Marsie, albo jest absolutnie nieprzyjazna jak na Wenus. Nawet jeśli będzie o kilkanaście stopni więcej lub mniej, niż to dla nas dogodne, to na innych ciałach niebieskich to są dziesiątki lub setki stopni... Nawet jeśli będzie promieniowanie, to w większości miejsc, na księżycu czy Marsie, jest promieniowanie słoneczne i kosmiczne przed którym też trzeba by się chronić.
Podsumowując: przy takich katastrofach, jeśli nie będziemy sobie w stanie poradzić sobie ze stworzeniem jakiś refugiów na ziemi, to tym bardziej gdziekolwiek indziej w układzie słonecznym.
Oczywiście można by sobie wyobrażać gorszą katastrofę. Np. taką jaką w końcu zgotuje (dosłownie) nam słońce, które w wyniku swojej ewolucji w końcu spali planety wewnętrzne. Ale to kwestia miliardów lat.
Oczywiście gdzieś dalej można by znaleźć dogodniejsze miejsce do życia, na planetach w innych układach gwiezdnych. Rozprzestrzenienie się na wiele gwiazd mogłoby faktycznie zwiększyć szanse dłuższego trwania naszych potomków. I nie jest to takie nierealne jak by się mogło wydawać.
Wiesz, jak na ziemi będzie 4 stopnie więcej, to nie będzie nadawała się do życia, oczywiście żadnej ekspansji nie będzie, bo nim osiągnie taki stan ludzkość cofnie się do średniowiecza. Nie będzie komu budować rakiet.
Będzie się nadawała do życia. Nie raz w historii ziemi było już 4 stopnie więcej. Oczywiście nie będzie się nadawała na dobre miejsce dla liczącej kilka miliardów ludzi cywilizacji, ale i tak łatwiej będzie tu przeżyć niż na Marsie czy księżycu.
Jeśli ludziom na takiej ziemi nie uda się zachować cywilizacji technicznej zdolnej do budowania rakiet, to tak samo nie uda się to jakiejś kolonii na Marsie, żyjącej w o wiele mniej sprzyjających warunkach. Proste.
Dlaczego tak trudno ludziom oswoić się z myślą, że jesteśmy tylko częścią ewolucji życia, i jak każdy gatunek który był ( i będzie) po prostu wymrzemy?
No Haliny i Janusze na pewno sie tam nie znajda. Najbogatsi i najmadrzejsi. Z tym ze najbogatsi beda mieli luksusowe kabiny a ci naukowcy i biolodzy zwykle lezanki.
Jeżeli nic nie zmieni się w ekonomii to bez Janusza i Haliny ci najbogatsi i najmądrzejsi nie dadzą rady być najbogatsi . Mądrzy mogą być i najsilniejsi? To już inżynieria społeczna próbowana na ziemi dużo razy z mizernym skutkiem. Co chcielibyśmy ocalić ze starej ziemi?
No i naukowcy będą zapierniczać dla najbogatszych.
Wątpię żeby była akcja na hura, uciekamy bo Ziemia nie nadaje się do życia i szukamy planety gdzie by się dało przenieść, to by się na pewno nie udało. Raczej będzie to powolny proces, planety które będą zbliżone do Ziemi będą stopniowo przekształcane żeby warunki na nich były zbliżone do ziemskich. Potem dopiero będą tam wysyłani koloniści i wątpię czy będą to jakieś elity, życie na początku będzie tam raczej trudne i dopiero stopniowo w sytuacji gdyby warunki życia na Ziemi się pogarszały ruszy kolonizacja na większą skalę i wtedy pewnie będą się tam też pewnie przenosić zwykli ludzie. Zresztą oprócz ludzi trzeba tam będzie też przenieść rośliny i zwierzęta, cały ekosystem, żebyśmy i my mogli tam żyć.
Pewnie tak, za sto lub dwieście milionów lat.
"nie da się, nic nie ma, nic się nie uda"...plus obowiązkowe stawki idioty, który ciągle myśli o prezesie
600 lat temu , dla wszystkich, między Europą i Chinami był tylko ocean, a 100 lat później nikt nawet nie myślał o masowej kolonizacji Nowego Świata...
brawo za te pare sensownych słów w zalewie niemocy
Dlaczego próbujesz obrażać ludzi wyrażających swoje wątpliwości? Jestem gotów się z tobą założyć, że za swego życia nigdzie się nie ruszysz. Ba, nawet nie zyskasz potencjalnych możliwości przeniesienia poza Ziemię np. w ramach Układu Słonecznego. A przecież nawet taka migracja nie rozwiązuje przyszłego problemu ludzkości. Prędzej ludzie zużyją dostępne surowce Ziemi.
za mojego życia pewnie nie, za 100 i więcej lat, któż wie? czy wszystko co miało zostać odkryte i wynalezione, zostało już odkryte/wynalezione?
ludzie mieli zużyć surowce przed końcem 20 wieku, przeczytaj sobie raport Klubu Rzymskiego
się może kiedyś da, ale to bardzo odległa perspektywa prawda?
Rakiety używane w lotach kosmicznych są przeważnie na wodór. Wodór można otrzymać np. w wyniku rozkładu wody na tlen i wodór pod wpływem prądu. Prąd można wytworzyć z wiatru albo ze słońca. Trwają też prace nad naturalnym wytwarzaniem wodoru z udziałem alg. Dlatego akurat o paliwo jestem spokojny.
O tak. W ch... wielki zbiornik na wodór, drugi na tlen czy cos innego koniecznego do spalenia wodoru. A na samiusieńkim czubku kabinka dla prezesa prezesów. I może jeszcze dla kota.
Jak widzę kolega z pełnym przekonaniem, że silniki będą musiały pracować cały czas? Jeszcze kilkanaście lat temu problematyka podróży kosmicznych była znana każdemu nastoletniemu pryszczersowi (że o latach 60, 70' i 80' nie wspomnę, bo wtedy temat gościł na łamach wszelakich częściej niż dziś wyczyny sióstr Godlewskich w Plotku). Zaiste, upadek.