Unia Europejska tonie w kryzysie. W minionym dziesięcioleciu wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle. Jak projekt, który zapewnił powojennej Europie pokój i dobrobyt, mógł tak źle skończyć?
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

George Soros, prezes Soros Fund Management i sieci Fundacji Społeczeństwa Otwartego. Jest autorem książki „Tragedia Unii Europejskiej. Rozpad czy odrodzenie?”.

Za mojej młodości grupka wizjonerów pod wodzą Jeana Monneta przekształciła Europejską Wspólnotę Węgla i Stali w Europejską Wspólnotę Gospodarczą, a potem UE. Moje pokolenie z entuzjazmem wspierało te plany.

Sam uważałem UE za ucieleśnienie idei społeczeństwa otwartego. Był to dobrowolny związek równych państw, które połączyły się dla wspólnego dobra, poświęcając w tym celu część swej suwerenności. Nadal fascynuje mnie idea Europy jako społeczeństwa otwartego.

Jednak od kryzysu finansowego w 2008 r. Unia Europejska robi wrażenie zagubionej.

Przyjęła program oszczędności fiskalnych, który wywołał kryzys wspólnej waluty, przekształcając strefę euro w klub kredytodawców z jednej strony i dłużników z drugiej. Pierwsi ustalali warunki, które drudzy mieli spełnić, lecz nie mogli tego uczynić. Budowało to relacje mające niewiele wspólnego z dobrowolnością i równością, będące przeciwieństwem tego, czym było credo stanowiące fundament UE.

W rezultacie wielu młodych ludzi widzi dziś w UE wroga, który odebrał im pracę, bezpieczeństwo i obiecujące perspektywy. Populistyczni politycy żerują na resentymentach, tworząc antyeuropejskie partie i ruchy.

W 2015 r. pojawiła się fala uchodźców. Zrazu większość współczuła losowi ludzi uciekających przed politycznymi represjami i wojną domową, ale nie chciała, by jej codzienne życie zakłóciło załamanie się systemu opieki społecznej. Wkrótce rozczarowanie przyniosły im też rządy nieumiejące radzić sobie z kryzysem.

Kiedy doszło do tego w Niemczech, szybko urosła w siłę skrajnie prawicowa Alternative für Deutschland (AfD), stając się główną partią opozycyjną kraju. Włochy mają ostatnio podobne doświadczenia, a polityczne reperkusje są jeszcze bardziej katastrofalne – omal nie doszło do przejęcia rządów przez antyeuropejski Ruch 5 Gwiazd i Ligę Północną. Odtąd było coraz gorzej. Włochy pogrążone w politycznym chaosie stoją przed perspektywą nowych wyborów.

Kryzys migracyjny zdezorganizował życie całej Europy. Nieprzebierający w środkach przywódcy wykorzystują go także w tych krajach, w których prawie nie ma uchodźców. Węgierski premier Viktor Orbán, walcząc o ponowny wybór, oskarżył mnie fałszywie o plany zalania Europy, w tym Węgier, muzułmańskimi imigrantami. Udaje dziś obrońcę jego wizji chrześcijańskiej Europy, która podważa wartości będące fundamentem UE. Pragnie stanąć na czele partii chrześcijańsko-demokratycznych, które mają większość w Parlamencie Europejskim.

Stany Zjednoczone ze swej strony zaogniły problemy, z jakimi boryka się UE. Wycofując się jednostronnie z porozumienia nuklearnego z Iranem z 2015 r., prezydent Donald Trump de facto zniszczył Sojusz Atlantycki. To dodatkowa presja dla pogrążonej w kłopotach Europy. Egzystencjalne zagrożenie kontynentu to już nie figura retoryczna – to ponura rzeczywistość.

Co robić?

UE stoi przed trzema palącymi problemami. To kryzys migracyjny, polityka zaciskania pasa zagrażająca rozwojowi gospodarczemu Europy i rozpad terytorialny, czego przykładem był brexit. Najlepszym punktem wyjścia byłoby opanowanie kryzysu migracyjnego. Zawsze opowiadałem się za w pełni dobrowolnym rozlokowywaniem uchodźców w Europie. Nie należy zmuszać krajów członkowskich do przyjmowania uchodźców, których nie chcą, a uchodźcy nie powinni być wysyłani do krajów, do których nie zamierzali jechać.

Ta podstawowa zasada powinna rządzić europejską polityką migracyjną. Europa musi też pilnie zrewidować konwencję dublińską, która złożyła niewspółmierny ciężar na barki Włoch i innych krajów śródziemnomorskich, powodując tragiczne skutki polityczne.

UE musi strzec swych zewnętrznych granic, ale otworzyć się na legalnych uchodźców. Zaś kraje członkowskie nie powinny zamykać granic wewnętrznych. Idea „europejskiej twierdzy”, zamkniętej dla politycznych uchodźców i ekonomicznych imigrantów, narusza prawo europejskie i międzynarodowe, nadto jest zupełnie nierealistyczna. Europa chce wyciągnąć pomocną dłoń ku Afryce i innym rozwijającym się obszarom świata, oferując namacalną pomoc prodemokratycznym rządom. To słuszna polityka, umożliwiająca tym rządom zapewnienie wykształcenia i zatrudnienia swym obywatelom, którzy byliby wówczas mniej skłonni decydować się na często niebezpieczną wyprawę do Europy.

Także umacnianie demokratycznych rządów w krajach rozwijających się – np. unijny plan Marshalla dla Afryki – przyczyni się do uszczuplenia fali uchodźców politycznych. Kraje europejskie mogłyby przyjmować migrantów z tych i innych krajów, zaspokajając w uporządkowany sposób ich ekonomiczne potrzeby. Migracja stałaby się dobrowolna – zarówno dla migrantów, jak i dla krajów przyjmujących. Niestety, obecna rzeczywistość nie dorasta do ideału.

Po pierwsze i najważniejsze, UE nie ma nadal jednolitej polityki migracyjnej. Każde państwo członkowskie realizuje własną politykę, często niezgodną z interesami innych krajów.

Po drugie, głównym celem większości krajów Europy nie jest wspieranie demokracji w Afryce i innych miejscach, tylko powstrzymanie napływu migrantów.

Sprawia to, że znaczna część potencjalnych funduszy przeznaczana jest na brudne układy z dyktatorami, przekupywanymi, by nie wpuszczali migrantów na swoje terytorium lub represjami zniechęcali ich do wyjazdu. Na dłuższą metę nasili to falę politycznego uchodźstwa.

Po trzecie, rozpaczliwie brakuje środków finansowych. Sensowny plan Marshalla dla Afryki wymagałby wypłacania rokrocznie, przez wiele lat, co najmniej 30 mld euro (35,4 mld dol.). Kraje UE stać jedynie na małą cząstkę tej sumy. Skąd więc wziąć pieniądze?

Czas wziąć kredyt

Winniśmy zrozumieć, że kryzys migracyjny jest europejskim problemem wymagającym europejskich rozwiązań. UE ma wysoką zdolność kredytową, z której w znacznej mierze nie korzysta. Kiedy zrobić z niej użytek, jeśli nie w obliczu kryzysu egzystencjalnego? Historia uczy, że podczas wojny zawsze rósł dług publiczny. Jego zwiększanie jest, owszem, sprzeczne z obowiązującą dziś ortodoksją nakazującą oszczędzanie. Ale samo zaciskanie pasa stanowi element kryzysu, w jakim znalazła się obecnie Europa.

Do niedawna można było dowodzić, że zaciskanie pasa działa – stan europejskiej gospodarki powoli się poprawia, Europa musi po prostu oszczędzać. Ale myśląc o przyszłości, widzimy, że Europa stoi w obliczu załamania się traktatu nuklearnego z Iranem i rozpadu Sojuszu Atlantyckiego, co musi mieć negatywne skutki dla jej gospodarki i spowodować dalszą dezorganizację.

Silny dolar już przyspieszył ucieczkę od walut rynków wschodzących. Niewykluczone, że zmierzamy do kolejnego wielkiego kryzysu finansowego. Bodziec ekonomiczny w postaci planu Marshalla dla Afryki i reszty rozwijającego się świata powinien zadziałać we właściwym momencie. Skłoniło mnie to do przedstawienia niekonwencjonalnego planu jego sfinansowania.

Nie wchodząc w szczegóły, chcę zauważyć, że jego elementem jest pomysłowe rozwiązanie – wyspecjalizowany instrument umożliwiający UE wykorzystywanie rynków finansowych na bardzo korzystnych warunkach bez bezpośrednich zobowiązań dla niej lub państw członkowskich. Plan oferuje też znaczne korzyści rozliczeniowe. Co więcej, ten nowatorski pomysł był już z powodzeniem testowany w innych okolicznościach – mam na myśli przychodowe obligacje komunalne w USA i tzw. masywne finansowanie (surge funding) walki z chorobami zakaźnymi.

Ale przede wszystkim chodzi mi o to, że chcąc przetrwać kryzys egzystencjalny, Europa musi się zdobyć na radykalne decyzje. Po prostu UE musi się od nowa odnaleźć.

Musi to być naprawdę oddolna inicjatywa. Przekształcenie Wspólnoty Węgla i Stali w Unię Europejską odbyło się odgórnie i zdziałało prawdziwe cuda. Ale nadeszły nowe czasy. Zwykli ludzie czują się wykluczeni i ignorowani. Dziś trzeba nam zbiorowego wysiłku łączącego podejście odgórne w ramach instytucji europejskich z inicjatywami oddolnymi niezbędnymi do tego, by zaangażować elektoraty.

Z trzech wspomnianych, pilnych problemów omówiłem dwa. Pozostała kwestia dezintegracji terytorialnej, której przykładem był brexit. To niszczycielski proces, szkodliwy dla obu stron. Jednak sytuację bez wyjścia zamienić można w taką, w której obie strony wygrywają.

Rozwód potrwa długo, prawdopodobnie ponad pięć lat, co w polityce wydaje się wiecznością, zwłaszcza w tak rewolucyjnych czasach jak obecne. Jest sprawą brytyjskiego społeczeństwa zdecydować, co ostatecznie chce robić, ale lepiej, jeśli podejmie decyzję prędzej, a nie później. To właśnie ma na celu inicjatywa „Best for Britain”, którą popieram. Pozwoliła ona zrealizować i wygrać ważne parlamentarne głosowanie w sprawie rozwiązania obejmującego opcję niewychodzenia z Europy przed sfinalizowaniem brexitu.

Wielka Brytania przysłużyłaby się bardzo Europie, rezygnując z brexitu tworzącego trudny do wypełnienia wyłom w europejskim budżecie. Jednak żeby Europa potraktowała to serio, decyzję musi podjąć znacząca większość. Z tą myślą „Best for Britain” zabiega o udział elektoratu. Argumenty ekonomiczne za pozostaniem w UE są silne, jednak stały się jasne dopiero w ostatnich miesiącach i trzeba czasu, by zapadły w umysły. W tym czasie UE musi się stać organizacją atrakcyjną dla krajów takich jak Wielka Brytania, co wzmocniłoby argument polityczny.

Taka Europa różniłaby się od obecnej pod dwoma zasadniczymi względami. Po pierwsze, będzie się wyraźnie odróżniała UE od strefy euro. Po drugie, musi uznać, że z euro wiąże się wiele nierozwiązanych problemów, które nie powinny zniszczyć europejskiego projektu.

Europa wielu ścieżek

Strefą euro rządzą przestarzałe traktaty zakładające, że wszystkie kraje UE, kiedy spełnią warunki, mają przyjąć wspólną walutę. Wytworzyło to absurdalną sytuację – państwa takie jak Szwecja, Polska i Czechy, które dały jasno do zrozumienia, że mają zamiar przyjąć euro, w rozumieniu traktatowym są nadal określane jako „kandydackie”.

Efekt nie jest czysto kosmetyczny. W obecnym układzie UE stała się organizacją, w której strefa euro stanowi wewnętrzny krąg, a pozostałe kraje członkowskie znalazły się na gorszej, marginalnej pozycji. Działa tu niejawne założenie, że choć różne państwa UE mogą poruszać się z różnymi prędkościami, jednak wszystkie zmierzają do tego samego punktu docelowego. Założenie to ignoruje rzeczywistość, w której wiele krajów członkowskich UE mówi wprost, że odrzuca cel, jakim jest „coraz ściślejsza integracja”.

Z tego dążenia należy zrezygnować. Zamiast Europy wielu prędkości celem powinna być Europa wielu ścieżek, dająca członkom szerszą paletę wyborów. Miałoby to dalekosiężne, zbawienne skutki. Obecnie przeważa niechęć do współpracy – kraje członkowskie wolą utwierdzać swą suwerenność, zamiast rezygnować z kolejnych jej obszarów. Jeśli jednak okaże się, że współpraca przynosi korzyści, nastroje mogą się poprawić i pewne cele – jak obronność, której dziś najlepiej służą koalicje chętnych – będą mogły liczyć na powszechne poparcie.

Surowe realia mogą zmusić kraje członkowskie do odłożenia na bok interesu narodowego w interesie ocalenia UE.

Do tego właśnie zachęcał prezydent Emmanuel Macron, występując w Akwizgranie, gdzie odbierał Nagrodę im. Karola Wielkiego. Jego oferta spotkała się z ostrożnym poparciem kanclerz Angeli Merkel, która ma bolesną świadomość siły jej niemieckich oponentów. Jeśli mimo przeciwieństw Macron i Merkel odniosą sukces, pójdą drogą wytyczoną przez Monneta i grupki wizjonerów. Jednak tę wąską grupę wesprzeć musi wielka fala oddolnych, proeuropejskich inicjatyw. Wraz z siecią moich Fundacji Społeczeństwa Otwartego zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by je wesprzeć.

Na szczęście Macron, co wynika jasno z jego propozycji „konsultacji obywatelskich”, wie dobrze, jak bardzo potrzebne jest szerokie społeczne poparcie i udział w europejskich reformach. Trydencki Festiwal Ekonomiczny – wielkie zgromadzenie organizowane przez instytucje społeczeństwa obywatelskiego w czasie, gdy Włochy nie mają rządu – potrwa od 31 maja do 3 czerwca. Mam nadzieję, że okaże się sukcesem i dobrym przykładem do naśladowania dla podobnych inicjatyw.

Przełożył Sergiusz Kowalski
©
Project Synditate

***

Projekt „Future is Now – Przyszłość jest teraz” jest współfinansowany przez Dyrekcję Generalną ds. Polityki Regionalnej i Miejskiej (DG REGIO) Komisji Europejskiej. Informacje i poglądy przedstawione na tej stronie są wyłącznie opiniami autorów i niekoniecznie odzwierciedlają oficjalne stanowisko Unii Europejskiej. Ani instytucje i organy Unii Europejskiej, ani żadna osoba działająca w ich imieniu nie mogą być pociągnięte do odpowiedzialności za wykorzystanie zawartych tu informacji

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Komentarze
moim zdaniem jeden z ważniejszych tekstów, jaki ukazał się w GW w ostatnich miesiącach, a może latach; i charakterystyczne, że napisany nie własnymi siłami, ale tłumaczony z "dalekich stron" oraz nielicznie czytany i komentowany; nie chodzi o to, żeby się z receptami Sorosa na kryzys zgadzać lub z nim polemizować, ale żeby stanąć osobiście naprzeciw identyfikowanych przezeń istotnych elementów rzeczywistości i jej zagrożeń i mieć wobec tego wszystkiego własny pogląd i energię działania; bo PL to taka dziura w Ziemi, w której prawie wszystkim wydaje się, że problemy globalne rozwiązują inni, nas one nie dotyczą i nie musimy mieć o nich pojęcia; nie, nie oznacza to, że zamykamy się na świat: z zewnątrz chętnie przyjmiemy należne (a co, może nie?), wszelkie dotacje, fundusze i jałmużny; no to, baranki i owieczki boże, zostańmy przy naszej chacie z kraja i przeczytajmy razem jeszcze raz tylko dwa cytaty z tekstu, które wydają mi się mieć dla nas, tu, lokalnie, charakter alarmu: 1) "Stany Zjednoczone ze swej strony zaogniły problemy, z jakimi boryka się UE. Wycofując się jednostronnie z porozumienia nuklearnego z Iranem z 2015 r., prezydent Donald Trump de facto zniszczył sojusz atlantycki." 2) "Ale myśląc o przyszłości widzimy, że Europa stoi w obliczu załamania się traktatu nuklearnego z Iranem i rozpadu sojuszu atlantyckiego" i pomyślmy wspólnie choćby tylko o tym, kto i jak będzie nas strzegł i strzygł, gdy przy całkowitej naszej apatii rzeczy rozwiną się do końca wzdłuż zarysowanej w tekście ścieżki rozpadu;
już oceniałe(a)ś
38
2
W pełni zgadzam się z komentarzem "ssss_ceptyk-a". Nie mogę się powstrzymać przed dorzuceniem kilku zdań, miejscami popartych prostymi liczbami.

1) Kwestia imigracji - głównie z Afryki
Najpierw parę liczb (dane z 2017) - cytuję z pamięci, mogę się pomylić co doszczegółów, ale chodzi o rząd wielkości:
a) ludność Afryki - ok. 1.3 miliarda, EU - ok. 500 milionów
b) PKB Afryki (całej!) - ok. 2.1 biliona USD - to mniej więcej 4 x polskie PKB czy równowartość PKB Francji. PKB EU to ... ponad 17 bilionów USD...
Dorzućmy do tego przepaść jeśli chodzi o prawa człowieka, infrastrukturę, zakumulowane bogactwo, stabilność instytucjonalną, opiekę społeczną, edukację, zdrowie...

Te dwa światy oddziela maleńkie, wąskie "morze wewnętrzne", które miejscami da się pokonać w pontonie...
Jeśli ktoś (europejskie elity, ale również ogół społeczeństw) udaje, myśli, że tę niewiarygodną różnicę CIŚNIEŃ w rozwoju cywilizacyjnym da się zatkać przy pomocy jakichś marginalnych środków polityczno-policyjnych (straż morska, zwiększenie budżetu Frontex-u o miliard czy dwa), to jest lunatykiem lub populistą.

Europa jest skazana na masową imigrację z Afryki i potrzebna jest wizjonerską odważna polityka na skalę całej EU, żeby przynajmniej spróbować ten proces w miarę kontrolować, a być może, przynajmniej cześciowo wykorzystać dla dobra Europy (demografia w EU, czy nowe rynki zbytu).

W tym kontekście, pomysł Sorosa (chyba nie on jeden na to wpadł) zakładający zmobilizowanie znacznych funduszy, z jednej strony na ochronę przed niekontrolowaną, chaotyczną imigracją, a z drugiej na "plan Marshalla dla Afryki" - moim zdaniem ma sens.
I powinny to być środki znaczące, np. 50-100 mld USD/EUR rocznie (!), które Europa powinna inwestować w Afryce na zasadzie "kasa za reformy". Można za to zbudować kawał infrastruktury, w tym np. dokonać rewolucji w energetyce (odnawialnej), zwiększyć lokalną produkcję żywności, poprawić systemy edukacyjne, status kobiet (co wg ONZ daje fantastyczne efekty, itd.). Zauważmy, że 50-100mld USD to 0.3-0.6% unijnego PKB... W długim okresie taka inwestycja mogłaby się opłacić Europie zarówno politycznie, jak i gospodarczo. Podobne działania ( z sukcesem) zastosowano w l. 90-tych wobec Europy Wschodniej, która z jednej strony dostała środki (przedakcesyjne a potem dotacje EU) w zamian za reformy instytucjonalne, a z drugiej znaczna cześć tych kwot została z powrotem przetransferowana do zachodnich firm i instytucji za towary i usługi...

2) Kryzys instytucjonalny EU
Dlatego Soros tak ostro piętnuje stan Unii, która, pogrążona w kryzysie instytucjonalnym, nie jest w stanie dokonać "szarpnięcia cuglami", czyli zdobyć się na odważne wizjonerskie posunięcia. Dotyczy to zarówno kryzysu imigracyjnego, jak i ( o ile dobrze rozumiem tezy Sorosa) np. zdolności EU do emisji ogólno-europejskichh obligacji (niekoniecznie papierów wyłącznie strefy Euro!), które mogłyby finansować zarówno reformy samej EU jak i wielkie projekty cywilizacyjne, a w tym programy dla Afryki.
Przyzwyczajeni do socjalu (tak jakby istniał on od wieków), pogrążeni w sporach, pozbawieni dynamizmu, wizji i sterowności politycznej, Europejczycy nie widzą, że Europa tonie...a za "śródziemnomorskim stawem", czekają dziesiątki milionów...
@peter_blade
O ile się nie mylę Syria nie leży w Afryce. Wykluczamy z rozumowania, czy pokażemy że mamy gest? Jest jeszcze Pakistan, Afganistan, Bangladesz i sporo innych krajów. Przyjmujemy wszystkich do klubu? Jeśli nie, to gdzie postawimy granicę?
już oceniałe(a)ś
2
3
@peter_blade @ssss_ceptyk
100/100 zgoda. To wielka przyjemność natrafić (wreszcie) na takie komentarze - o meritum problemu, a nie o ideologicznych uprzedzeniach i stereotypach.
już oceniałe(a)ś
2
0
@peter_blade
Tymczasem plan dla Afryki coraz intensywniej realizują Chiny, dla których własna siła robocza napędzająca godpodarkę kończącego się etapu rozwoju staje się zbyt droga i zbyt wyrafinowana.
już oceniałe(a)ś
2
0
"Zawsze opowiadałem się za w pełni dobrowolnym rozlokowywaniem uchodźców w Europie. Nie należy zmuszać krajów członkowskich do przyjmowania uchodźców, których nie chcą, a uchodźcy nie powinni być wysyłani do krajów, do których nie chcą jechać."
***
Ogolnie milo mi bylo spotkac sie z tak wielkim zaangazowaniem i troska o dobro pieknego przedsiewziecia pn. UE.
Opinia zawarta w cytowanym fragmencie wydaje mi sie jednak niezbyt spojna, jesli nie wewnetrznie sprzeczna. Bo wynikajaca z niej konkluzja jest taka, ze to uchodzcy maja decydowac dokad chca jechac. Co byloby moze prostym rozwiazaniem gdyby nie opor krajow docelowych, a konkretniej obywateli tych krajow. W konsekwencji uchodzcy moga jechac tam gdzie ich przyjma - a z przyjmowaniem sa coraz wieksze problemy. Gdyz kraje europejskie stac jest na pomoc ograniczonym populacjom imigranckim, podczas gdy do przeniesienia sie stoi w kolejce pol Afryki, jesli nie wiecej. Krotko mowiac cytowana porada mocno nie trzyma sie kupy.
@duszpastuszek
A ja to zrozumiałem inaczej - że musi być obopólna zgoda. Czyli uchodźcy chcą do kraju X i kraj X chce tych ludzi przyjąć. I to ma sens. Inne warianty kiepsko wróżą i dla jednych, i dla drugich. Zresztą już chyba wszyscy zdają sobie z tego sprawę, choć nie zawsze mają odwagę powiedzieć to głośno.

Widać jednak, że nawet lewicowe media zaczynają dostrzegać negatywne konsekwencje wymuszonych osiedleń. Niedawno w "Polityce" Szostkiewicz opisywał sytuację z berlińskiego osiedla, dziś w dużej mierze zamieszkałego przez muzułmańskich imigrantów. Otóż jakiś nastolatek wypchnął z windy rodowitą Niemkę, krzycząc, że nie będzie jechał z niewierną. Jego matka spokojnie na to patrzyła, najwyraźniej nie widząc w zachowaniu syna niczego zdrożnego. Oczywiście autor wprost wszystkiego nie dopowiedział, ale było jasne, co mu się nie podoba.

A w Polsce nie ma partii, której wyborcy zgodziliby się na swobodny napływ migrantów, jak to miało miejsce choćby w Niemczech. Lewica, prawica, katolicy, ateiści - akurat w tej kwestii opór jest spory wszędzie.
już oceniałe(a)ś
7
0
W glownej mierze USA sa odpowiedzialne za kryzys migracyjny, wiec one powinny wesprzec finansowo UE, niestety nie za rzadow orangutana Trumpa.
@hardy
Oto "pobożne życzenie"
już oceniałe(a)ś
0
0
Plan Marshalla trafił do krajów o rozwiniętej kulturze prawnej oraz o ludności porównywalnej z ówczesnym USA. Tymczasem w Afryce mieszka 2,5 raza więcej ludności niż w UE, korupcja jest tam wszechobecna. Pamiętajmy, że setki miliardów dolarów trafiły do Afryki w ciągu ostatnich dziesiątek lat i bez efektu. A co do przyjmowania imigrantów, to Autor popada w sprzeczność: z jednej strony jest przeciwny przymusowej dyslokacji migrantów, z drugiej chce dać im prawo kraju docelowego imigracji. W grę wchodzą oczywiście tylko Niemcy i kilka małych krajów okolicznych, gdzie są wysokie zarobki. Czyli kraje zamieszkałe przez 120 mln ludzi mają wpuścić wszystkich chętnych Afrykanów (1,3 mld ogółem)?
już oceniałe(a)ś
5
1
Soros akurat odrabiał lekcje, to co się w tej chwili dzieje na arenie międzynarodowej jest wysoce niepokojące.
już oceniałe(a)ś
1
0
Czy ja dobrze rozumiem: on chce aby UE zadłużyła przyszłe pokolenia aby sprowadzić tutaj hordy ludzi niechcianych nawet przez ich własne kraje, nieprzystających kulturowo, społecznie i edukacyjnie do tej części świata? Co UE i jej obywatele mieliby z tego mieć, jaką korzyść by odnieśli? Bo o ile dzisiejszy model emigracji, mimo że mocno niedoskonały, to jednak przepuszcza silne i zaradne jednostki, mogące się włączyć w życie społeczne, to ściągnięcie tutaj wszystkich jak leci spowoduje fatalne skutki w każdej dziedzinie życia i drastycznie obniży jakość życia w UE, na co zgody jej obywateli nie będzie.
już oceniałe(a)ś
1
1
Żydzi i komunizm. To już przerabialiśmy. Nie tylko w Polsce.
już oceniałe(a)ś
1
1