Klasztor Bernardynów od domu pana Zbigniewa dzieli 200 metrów. Mimo to żaden z księży nie przyszedł, by odebrać od niego klucze i podpisać protokół dokonania eksmisji. Duchowni wysłali na miejsce świeckiego pracownika. Telefon od nas rozłączyli, zasłaniając się "ważnym spotkaniem".
AKTUALIZACJA: Bernardyni z Kalwarii Zebrzydowskiej: "Nie skrzywdziliśmy pana Zbigniewa". List kustosza Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej w sprawie opisanej w "GW" eksmisji.
10 minut - tyle formalnie trwała eksmisja pana Zbigniewa z domu przy ul. Bugaj 3. Mężczyzna mieszkał tu od urodzenia.
Na wniosek księży bernardynów z położonego tuż obok klasztoru w Kalwarii Zebrzydowskiej, którzy sprawę oddali do sądu, miał opuścić lokum. A ponieważ tego nie zrobił, bo nie miał dokąd się wyprowadzić, bernardyni sprawę skierowali do komornika, który w czwartek przymusowo eksmitował mężczyznę z domu.
Wszystkie komentarze
Opodatkowac kościół i księży jak wszystkie inne korporacje i osoby fizyczne. Od zaraz.
Nie słyszał? A Papież?
Dopóki nie zrówna się tej instytucji w prawach i obowiązkach z wszystkimi innymi działającymi na obszarze RP, będzie jak jest. Czyli protektorat.
A Ty mialbys je dla dzikyxh lokatorow?
Ja nie jestem świętym braciszkiem. Gość tam mieszka od urodzenia, to jaki dziki? Może trzeba było jakieś wsparcie zapewnić, zaoferować pracę przy klasztorze? Jak tam w Ewangelii napisane? "Coście uczynili dla tych braci moich najmniejszych..."
dawno zrobione. i co z tego? wszyscy dookola dalej swiruja...
Religia to opium dla ludu...