Historia podrzędnego gangstera Artura Ui, który szybko i dosłownie po trupach zdobywa władzę, jest modelowa i poręczna w niespokojnych czasach. Takich jak obecne.
Brecht napisał ten dramat w 1941 roku, gdy Hitler wydawał się niepokonany. Nikt nie miał i nie ma wątpliwości, że choć akcja rozgrywa się w Chicago, wśród handlarzy jarzyn i kwiatów, tekst Brechta dotyczy dojścia Hitlera do władzy. I utrzymania się przy niej. Jest też przestrogą przed rozmaitymi Ui – ostatnie słowa sztuki brzmią: „Płodne wciąż łono, co wydało zwierza”.
Gładko i jakby bez wysiłku
W spektaklu Remigiusza Brzyka Arturo Ui (Michał Majnicz) wygląda całkiem poczciwie i swojsko. Chłopek roztropek, niezbyt lotny, nikt pięciu groszy by za niego nie dał. Na początku spektaklu człapie przed sceną, stroi miny, coś tam sobie pomrukuje, słowa nie chcą mu się formułować. Tak jakby nic nie potrafił, nie był uformowany, czekał dopiero na wejście w coś, czego być może jeszcze nie rozumie.
Wszystkie komentarze