24 lutego 2022 r. nasze życie wywróciło się do góry nogami. Ostatnich 30 lat przeżyliśmy w czasach pokoju, stabilności, względnego dobrobytu. Beztrosko patrzyliśmy w przyszłość, planując następne wakacyjne wyjazdy, odliczając kolejne lata spłaty kredytu za mieszkanie. Naszą polską łódkę rozchybotała wprawdzie władza PiS, ale wierzyliśmy, że to przejściowe problemy. Że przejdziemy przez to. Bo miało być tylko lepiej. Ech…
Od dwóch miesięcy oglądamy przerażające obrazy z broniącej się przed rosyjską agresją Ukrainy. Widzimy bohaterstwo ukraińskich żołnierzy, którzy skutecznie stawili czoła „drugiej armii świata”, niwecząc jej plany błyskawicznego podboju Ukrainy. Widzimy niesamowitą organizację ukraińskiego państwa, które mimo bombardowań nie przestaje funkcjonować. Widzimy niewiarygodną jedność ukraińskiego społeczeństwa, a z drugiej strony bezprecedensową jedność Zachodu, który - pomny tragicznych błędów historii - nie zorganizował drugiej konferencji w Monachium, nie uległ szantażowi, tylko wspiera Ukraińców nowoczesną bronią i pieniędzmi.
W Polsce schroniło się trzy miliony ukraińskich uchodźców. Przyjęliśmy ich do domów, okazaliśmy solidarność, życzliwość. Hasło „tradycyjna polska gościnność" wypełniło się treścią. Ale czeka nas maraton, a nie sprint. Uchodźcom trzeba znaleźć mieszkania na stałe, zapewnić pracę i miejsca w szkołach. Trzeba ich włączyć w życie naszego kraju. Część z nich zostanie w Polsce na stałe. To gigantyczne wyzwanie. Czy Polska mu sprosta?
Problem zewnętrzny to putinowska Rosja, która napadając na Ukrainę i popełniając na jej terytorium zbrodnie, pogwałciła zasady współżycia międzynarodowego, w tym te, które w przeszłości tworzyła. Stała się państwem zbójeckim, nieobliczalnym. Czy Putin w obliczu klęski w Ukrainie sięgnie po broń masowego rażenia? Czy postanowi podpalić kolejne kraje?
Nasze życie wywróciło się do góry nogami, przyszłość stała się niepewna.
W redakcji „Gazety Wyborczej" pracujemy w nadzwyczajnym trybie. Do dziś mam w uszach wystraszony głos kolegi, który budził mnie telefonem 24 lutego nad ranem przerażającym komunikatem: „Wojna". Pierwsze wojenne kolegium odbyło się o szóstej rano. Tytuł pierwszego tekstu: „Co wiemy na pewno". Odtąd nad relacjonowaniem wojny każdego dnia pracuje kilkunastu dziennikarzy, redaktorów, wydawców i fotoedytorów. Prowadzimy relację, opisujemy, co się dzieje na frontach. Piotr Andrusieczko, nasz ukraiński korespondent, objeżdża walczący kraj od Mikołajowa po Donbas.
Opisujemy reakcje w stolicach Zachodu, instytucjach UE, a także w Rosji, którą ogarnia wojenna histeria. Relacjonowanie kremlowskiej propagandy to przykry obowiązek, zwłaszcza gdy jej funkcjonariusze nawołują do mordowania Ukraińców, a nawet do wojny jądrowej. Co się stało z tym krajem? O to pytamy rosyjskich intelektualistów, którzy w większości są już na wygnaniu albo - tak jak nasz przyjaciel Dmitrij Muratow, dawny naczelny „Nowej Gazety", laureat pokojowego Nobla - są represjonowani przez reżim Putina i padają ofiarą „nieznanych sprawców". Cały nasz zespół od ponad dwóch miesięcy pracuje na zwiększonych obrotach.
Musimy mierzyć się z wewnętrznymi problemami. Jednym z nich jest galopująca inflacja, która nie jest, jak chce premier Morawiecki, jedynie efektem wojny, ale skutkiem szalonej polityki PiS. Inne to łamanie praworządności, rozwadnianie polskiej demokracji, walka władzy z wolnymi mediami. Polska kolejny raz spadła w rankingu wolności prasy Reporterów bez Granic. Lokujemy się na podobnych pozycjach co Niger, Kirgistan czy Ekwador.
Gdy dyskutowaliśmy o tegorocznym laureacie czy laureatce, było jasne, że musimy uhonorować kogoś z Ukrainy, osobę zaangażowaną w walkę. Lista zasłużonych jest bardzo długa, otwiera ją prezydent Wołodymyr Zełenski, jest na niej wicepremier Iryna Wereszczuk, są merowie Kijowa, Mariupola, Mikołajowa, Charkowa, są ukraińscy dowódcy i dyplomaci, żołnierze, ratownicy. Ukraina stała się krajem bohaterów.
Nasze dywagacje przerwał Adam Michnik, opowiadając o znakomitym ukraińskim pisarzu, który sławę zdobył jeszcze przed wojną. A gdy wybuchła, postanowił nie wyjeżdżać z Charkowa, który od rosyjskiej granicy dzieli w linii prostej ledwie 20 km. Nie wyjechał, mimo że Rosjanie bestialsko bombardują miasto Zajął się tym, do czego pisarze podczas wojny są powołani: podtrzymywaniem ludzi na duchu, pokrzepianiem ich serc, organizacją koncertów w zaadoptowanym na schron charkowskim metrze. Odwiedza rannych w szpitalu, wozi zaopatrzenie żołnierzom na froncie. A jednocześnie broni przed Rosją ukraińskiej kultury.
Po inwazji rosyjskiej armii na Ukrainę Żadan pozostał w swoim bombardowanym dzień w dzień Charkowie. Pisze teksty o wojnie dla zachodnich gazet, udziela wywiadów („Jeżeli widzi się martwe dzieci ostrzelane rakietami, to oczywiście nie wypada już rozmawiać o wielkiej humanistycznej tradycji rosyjskiej kultury"). Przede wszystkim zajmuje się pomocą humanitarną. On i jego przyjaciele pod ostrzałem dostarczają pomoc emerytom, transportują leki i żywność, organizują wsparcie psychologów dla stłoczonych w tunelach metra kobiet i dzieci.
Dla Polaków Żadan jest twarzą ukraińskiej literatury od blisko dwóch dekad, gdy jego opowiadania i powieści zaczęło u nas publikować wydawnictwo Czarne. To lektura poruszająca w dobrym sensie – pstrokata, anegdotyczna, zderzająca różne style, ale wdzięczna. Żadan nie nudzi. Pisze o ludziach bujających się gdzieś między młodością a dorosłością (jak między życiem w ZSRR a rzeczywistością poradziecką), w tym wiecznym środkowoeuropejskim czekaniu nie wiadomo na co. Bohaterowie przeżywają swoje miłości, inicjacje, nadzieje, rozczarowania, powroty, a on relacjonuje to tak, jakby odpowiadał na pytanie kolegi z podwórka, co słychać. Czasem wesoło, czasem z melancholią, często na kacu.
Żadana jest jednak znacznie więcej, i nie chodzi wyłącznie o wiersze, eseje i punkowe zespoły. Od początku spełniał się w działaniu, sympatyzował zresztą z anarchistami i rastamanami. W 1992 roku współzakładał neofuturystyczną korporację poetycką Czerwona Fira (Czerwony Ogień). Inny z jej twórców, Rostysław Melnykiw, parę dekad później wspominał w serwisie Chytomo.com, że tamtego roku po powrocie z wakacji znalazł w skrzynce pocztowej od razu kilka listów od 18-letniego Żadana. W pierwszym z radością informował o tym, że ułożył już tomik „Podróż do Chin", w ostatnim – rozpaczał, że zgubił, prawdopodobnie „w czeluściach akademika na Ołeksijewce", zeszyt z wierszami. Tak czy siak rok później wyszedł „Różowy degenerat", debiutancki tomik wierszy Żadana.
Żadan się zmieniał. W Charkowie czasów pomarańczowej rewolucji (2004) sprawował funkcję komendanta namiotowego miasteczka. Minęła jeszcze dekada i podczas Euromajdanu anarchista Żadan bronił siedziby charkowskiej administracji lokalnej przed atakiem rosyjskich bojówek. Znalazł się wśród 97 ofiar samosądu – nie chciał paść na kolana przed „ludową władzą" przywiezioną z Rosji, bili go po głowie pałkami. Gdy policja wyciągnęła go z kotła, miał wstrząs mózgu, głowę do szycia, podejrzenie złamania nosa.
W 2017 roku podczas festiwalu literackiego w Mińsku białoruska milicja zabrała go nocą z hotelowego pokoju na dołek. Pretekstem były „związki z działalnością terrorystyczną" i rzekomy zakaz wjazdu do Białorusi (w rzeczywistości do Rosji). Zakaz i deportację udało się odkręcić na szczeblu dyplomatycznym, również dzięki białoruskim pisarzom.
Urodził się 23 sierpnia (obecnie Dzień Niepodległości Ukrainy obchodzi się dzień później) 1974 roku w Starobielsku – stolica regionu nazywała się wtedy Woroszyłowgrad, dziś Łuhańsk. Rodzina była ukraińskojęzyczna. W jednym z wywiadów wspominał, że z jego radzieckiej szkoły uczniowie wychodzili z prawem jazdy na samochód albo traktor. Coś go podkusiło, by wybrać traktor, i po dwóch latach przerażających przejażdżek z instruktorem, choć umiejętności nie nabył, otrzymał dokument (który zresztą po paru latach zgubił).
W latach 90. do Charkowa przyciągnęła Żadana akademia. Ukończył wydział literatury ukraińsko-niemieckiej, zrobił doktorat z poezji ukraińskiego futuryzmu (bohater jego rozprawy Mychajło Semenko został rozstrzelany w ramach Wielkiego Terroru w 1937 roku), po czym został na Uniwersytecie Pedagogicznym im. Hryhorija Skoworody jako wykładowca.
W Charkowie debiutował jako poeta, tu w latach 1997-98 zaczął współpracować z muzykami. To zostało: na początku kwietnia zespół Żadan i Sobaky dał koncert dla dzieci z metra. Również w Charkowie Żadan został pisarzem – dokładnie w 2004 roku, tak o sobie pisze! – choć opowiadania, które złożyły się na pierwszą prozatorską książkę Żadana „Big Mac", powstały w Wiedniu.
„Sami tworzymy swoje okoliczności, sami piszemy swoją historię. Jest napisana przez nas, nawet jeśli nie chcemy jej ponownie czytać (…) Wojna czyni nas bezradnymi i bezbronnymi, trzeba mieć mocne serce, żeby wytrzymać, żeby pozostać sobą, w końcu – żeby się nie bać" – pisał Żadan w tekście dla „Książek. Magazynu do Czytania".
Odnosił się do „Internatu", swojej przełomowej książki o wojnie w Donbasie, której bohaterami uczynił zwykłych ludzi. Nikt nie wie, jak zachowa się w obliczu nieprzewidzianego. Dziś w Polsce możemy odnosić te słowa do naszej reakcji na wojnę i gwałtowną obecność milionów ludzi uciekających przed wojną, w tym tysięcy studentów z miasta Serhija Żadana. Wiemy tylko, że chcemy sprostać, chcemy być dobrzy, ale nie mamy jeszcze słów dla swoich uczuć. Tak samo nie mają ich Ukraińcy.
Pisząc „Internat", Żadan przez kilka lat jeździł na front w Donbasie, dowoził pomoc, spotykał się z żołnierzami, zbierał pieniądze na rzeczy potrzebne przedszkolom, szkołom, bibliotekom, szpitalom. W końcu w 2017 roku założył fundusz wsparcia rodzin tych, którzy zginęli. Pisał wtedy: „Charkówszczyzna i Donbas to Ukraina. Te regiony potrzebują dziś szczególnej uwagi i naszej wspólnej pracy na rzecz przyszłości". Podkreślał, że wsparcie oświaty, kultury i całej sfery humanitarnej zdecyduje o tym, jakie będzie społeczeństwo Donbasu za pięć-dziesięć lat. Czyli teraz.
Nazywają Żadana autorytetem moralnym, on się odżegnuje. Twierdzi, że zwyczajnie kocha ludzi i że nawet jeśli okazują się słabi czy niepewni, warto skupiać się na pozytywach, które są w każdym. Wydaje się tym samym idealistą, który w połowie lat 90. wkroczył na literacką scenę Ukrainy. Już wtedy śledził jego poczynania Jurij Andruchowycz, pisarz z przeciwnego, zachodniego krańca Ukrainy, dziś prawdziwy patriarcha literatury naszych sąsiadów.
Andruchowycz pisze: „Jego [Żadana] wyjątkowość polega na tym, że [osiągnąwszy błyskotliwe sukcesy w prozie] nie odwrócił się od poezji. Jego proza jest tak samo gęsta i plastyczna jak jego nieproza. Niezliczeni ludzie nie tylko w naszym kraju znają jego wiersze na pamięć, bo żyją z nimi na co dzień i na co noc, oświadczają się nimi, smucą i żartują".
Całe życie piszę jedną, niekończącą się książkę – twierdzi Żadan. Sam jest ciekaw, do jakiego finału ona zmierza.
W obliczu inwazji Rosji na Ukrainę i szerzącej się dezinformacji Fundacja „Gazety Wyborczej” wraz z partnerami stworzyła Fundusz na rzecz mediów w Ukrainie.
Zebrane fundusze są wykorzystywane na zakup wyposażenia dla dziennikarzy pracujących w strefie wojny, na wsparcie finansowe tych dziennikarzy, organizacji dziennikarskich i medialnych w Ukrainie, a także na relokację dziennikarzy do Polski i innych krajów UE.
Wesprzyj bezpieczeństwo dziennikarzy, którzy raportują o wojnie.