- piątek, 13 lipca 2012
-
My się z Wami żegnamy, dziękujemy za żywą dyskusję. I obiecujemy, że będziemy uważnie śledzić prace parlamentarzystów w sierpniu, bo zgodnie z zapowiedzią marszałek Ewy Kopacz projekty o związkach partnerskich trafią wtedy do Sejmu. A to oznacza, że temat nie raz jeszcze powróci, a my z z chęcią będziemy z Wami o tym rozmawiać. W poniedziałek relację poprowadzi Sebastian Kucharski. Miłego weekendu!
-
Ewa Wanat tak opisuje klimat z domu: - Od dziecka wiedziałam, że wujek Roman i Andrzej mieszkają razem. Kiedy jako nastolatka podkochiwałam się w pewnym aktorze z Łodzi, to mi mama powiedziała: "Nie masz żadnych szans, bo on jest homoseksualistą". Zwykła informacja, bez żadnej oceny.
A jak jest u Was? Rodzice z Wami na ten temat rozmawiali? Czy Wy ze swoimi dziećmi o tym dyskutujecie? nazywo@agora.pl -
Była szefowa TOK FM Ewa Wanat w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim w najnowszym "Dużym Formacie" opowiada o swoim powrocie do Polski z Monachium na początku lat 90. Przez przypadek została reporterką.
- Jako reporterka zaczęłam dotykać prawdziwego życia. Takiego, jakim żyje większość Polaków. Takiej Polski nie znałam. Może gdybym znała, tobym z tego Monachium nie wróciła.
Bo co zobaczyłaś? - Ludzi, którzy natychmiast oceniają innych ludzi, zawsze źle. Nie znoszą inności pod każdą możliwą postacią. Nie tolerują tego, że ktoś się inaczej zachowuje, ubiera, mówi. Nagle dowiedziałam się, że istnieje świat, w którym piętnuje się gejów!
Przecież mieszkałaś w takiej Polsce wcześniej. Peerel był purytański. - Nigdy nie mieszkałam w Polsce zaściankowej. Dom pełen był aktorów, ludzi ze środowiska artystycznego, przychodziły też na obiady pary gejowskie. Przyjaciele mojej mamy.
I co mama o nich mówiła? - Nic nie musiała mówić, to było oczywiste! Od dziecka wiedziałam, że wujek Roman i Andrzej mieszkają razem. Kiedy jako nastolatka podkochiwałam się w pewnym aktorze z Łodzi, to mi mama powiedziała: ?Nie masz żadnych szans, bo on jest homoseksualistą?. Zwykła informacja, bez żadnej oceny. Potem był Teatr Ósmego Dnia, no to wiadomo, że w środowisku wokół funkcjonowały najdziwniejsze konstelacje i pary. Potem Monachium, wieża Babel, przemysł filmowy i moda. W knajpach, w których myłam gary i kelnerowałam, siedziały niemieckie gwiazdy, obściskiwały się pary gejowskie, pracowałam w knajpie z rewią drag queen i nie budziło to sensacji. Polska, którą zobaczyłam po powrocie, wydała mi się po prostu kołtuńska. Najbardziej zaskoczył mnie polski katolicyzm w wersji triumfującej. Przecież kilka lat wcześniej sama w tym byłam. I nie pamiętam, żeby w kościołach panował klimat dulszczyzny!Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
-
bezimienna_fantagiro nie jest przekonana, czy upoważnienie notariusza za każdym razem załatwia sprawę, szczególnie, jeśli chodzi o ubezpieczenie zdrowotne. [Marta]
No to moja proza życia. 2 lata temu poważnie się rozchorowałam, na tyle, by nie móc wykonywać pracy zawodowej. Jestem z tego świetnego pokolenia, które liczy na cud tyrając na śmieciówce, w tamtym czasie właśnie tak pracowałam. W związku z moją niedyspozycją umowa nie została przedłożona, w przy z czym straciłam jakiekolwiek ubezpieczenie. Moja partnerka nie mogła objąć mnie własnym ubezpieczeniem (jak to jest w małżeństwach gdzie tylko jeden z partnerów pracuje), kolejna sprawa jest taka, że podczas mojej choroby, gdy zlecenie nie miało racji bytu, jedna wypłata szła na dwoje. I w świetle prawa w budżetowym molochu, gdzie jeszcze istnieją różne dodatki okazało się, że wypłata brutto mojej partnerki świadczy o tym, że żyje jak pączek w maśle i się nie należy. Otwierając wówczas lodówkę zastanawiałam się gdzie ten paczek, bo w środku była jedynie cebula. Dziś ciesze się zdrowiem, trzymam kciuki by jak najdłużej, bo nadal jestem zatrudniona na zleceniu, niebawem planuję się przekwalifikować na freelancera, i znów biada mi gdy się pochoruję.
-
Martyna dziwi się takim wyznaniom: Cześć jestem X, byłam z mężczyzną w związku małżeńskim 30 lat a teraz jestem lesbijką. To napisała w liście do nas:
Jedyne czego dzisiaj nie można bez oświadczenia notarialnego to: brak wspólnego rozliczania podatków i brak możliwości wzięcia kredytu. Jestem z moją dziewczyną 2 lata i jeszcze ani razu nie miałyśmy problemu, np. z odebraniem poczty, odebraniem wyników badań, złożeniem wniosku itp. Upoważnienia piszemy sobie na szarych kartkach papieru bez żadnej pieczątki. Pan/Pani w służbie zdrowia pyta jedynie kim dla siebie jesteśmy i kiedy odpowiadamy, że partnerkami - nie robi żadnych zgryźliwych uwag ani nie odmawia pomocy. Piszę raczej w innej sprawie. Za cholerę nie umiem zrozumieć (jako zdeklarowana lesbijka, wolałabym użyć słowa osoba homoseksualna) o co chodzi z tymi historiami: Cześć jestem X, byłam z mężczyzną w związku małżeńskim 30 lat a teraz jestem lesbijką. Nie dziwię się, że większość osób, homoseksualizm uważa za dewiację i chorobę na tle seksualnym. To samo, mogliśmy przeczytać ostatnio w gazecie Pana Tomasza Lisa. Ostatnia historia Ewy i Karoliny, gdzie Ewa jest rozwiedziona z dwójką dzieci. Nie pojmuję "odnalezienia" siebie po tylu latach bycia, współżycia z mężczyzną.
-
Ewa Tomaszewicz z akcji "Miłość nie wyklucza" w rozmowie z naszym kolegą zapowiada: - Rozpoczęliśmy akcję wysyłania maili i odwiedzania posłów. Namawiamy ludzi z całej Polski, żeby wybrali się do biur poselskich swoich posłów, i to niezależnie od ich orientacji politycznej; a więc tak do SLD czy PO jak i PiS-u. Chcemy ludziom, których wybraliśmy na naszych przedstawicieli, opowiedzieć o sobie; zapytać, co zamierzają zrobić w naszej sprawie, w jaki sposób nam pomóc i sprawić, by żyło nam się lepiej. Relacje z takich spotkań będziemy zamieszczać na naszej stronie. Mamy nadzieję, że w ciągu kilku lat stworzymy pełną bazę danych na temat wszystkich posłów i posłanek. Uważamy, że wiele osób jest przeciw, dlatego że nigdy nie mieli okazji spotkać się z osobami, które chcą zawrzeć związek partnerski, i posłuchać o ich problemach. Wynika to z niewiedzy, a nasi posłowie nie różnią w tym od reszty społeczeństwa.
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
-
Lidia z Krakowa też upomina się swoje prawa. [Marta]
Kompletnym absurdem wydaje mi się być kłopot jaki narósł w kwestii związków partnerskich. Jak niedojrzałym, zaślepionym i przede wszystkim nieodpowiedzialnym społecznie krajem musi być Polska, a konkretnie warstwa, którą pozwolę sobie nazwać warstwą decyzyjną? Jest to upokarzające, że w kwestii moich podstawowych, NATURALNYCH praw wypowiadają się ludzie, którzy wszystko dostali na tacy. To nie chodzi o walkę ideową, nie chodzi o to aby "paradować heterykom przed oknami", implementować inny styl życia, narzucać inne wartości czy wreszcie aby unieszczęśliwiać i indoktrynować dzieci... Związek partnerski, a konkretnie jego legalizacja w Polsce to nie jest rewolucja obyczajowa.. to jedynie pierwszy, solidny szczebel w drabinie ku osiągnięcia pełni praw. Ponoć żyjemy w wolnym kraju, kraju demokratycznym gdzie szanuje się prawa człowieka, a wszyscy ludzie są równi względem prawa. Więc pytam gdzie się podział szacunek do mnie? Dlaczego nie mam prawa, pomimo takich samych predyspozycji, do szczęścia? Nie mam prawa do spokoju? Nie mogę zaplanować swojego życia tak, jakbym chciała bo banda osób, które tak naprawdę nie mają z tym nic wspólnego rzucają mi kłody pod nogi bo tak im się podoba. I nikt nie pomyśli o tym, że w większości Ci wszyscy Panowie i wszystkie Panie, które tak zacięcie zabraniają dostępu do szczęścia, potem wracają do swoich domów gdzie przeważnie czeka na nich ich kochająca rodzina. Nalegam, proszę, niech mój kraj umożliwi mi spokojny powrót do domu, stworzenie rodziny, która w niczym nie będzie gorsza od tych rodzin, które już dziś mogą cieszyć się pełnią praw. Mam dość bycia obywatelem drugiej lub nawet trzeciej kategorii.
-
Nasza redakcyjna koleżanka odpowiada elem901, który w komentarzach do naszej dyskusji powołał się na badania Marka Regnerusa i napisał, że z badań wynika, że dzieci wychowane przez pary homoseksualne miały znacznie gorsze wyniki w 25 spośród 45 punktów branych pod uwagę w czasie badań.
Odpowiadamy zatem: - W badaniach Marka Regnerusa z Univeristy of Texas nie porównywano osób wychowanych w rodzinach homoseksualnych (gdzie dzieci są wychowywane przez rodziców tej samej płci) i heteroseksualnych (gdzie dzieci wychowywane są przez rodziców dwóch różnych płci). W badaniu pytano jedynie o to, czy rodzic był kiedyś w związku z osobą tej samej płci. W badaniu porównano ze sobą rodziny heteroseksualne z rodzinami, w których doszło do rozpadu związku rodziców. Publikacja Regnerusa spotkała się z krytyką,w której zwracano uwagę na błędy natury metodologicznej. A kto chce sam poczytać, badania znajdzie tu -
Dyskusja trochę zeszła nam na związki homoseksualne, a przecież ustawa o związkach partnerskich dotyczy też par heteroseksualnych. Oto przykład z życia Marii:
Dzień dobry. Mam 30 lat i za sobą rozwód. Mój partner ma 40 lat i również rozwód za sobą. Nie braliśmy ślubu dla rozrywki i nie z kaprysu nasze małżeństwa zakończyliśmy. Kochaliśmy w dobrej wierze, włożyliśmy w ratowanie naszych związków dużo wysiłku i oboje nie daliśmy rady. Podkreślam wysiłek i odpowiedzialność naszych decyzji, bo zbyt często słyszę, że w dzisiejszych czasach tak łatwo się ludzie rozwodzą, że byle problem w związku i zaraz koniec. Otóż, nie. Nikomu nie polecam. Nie zmienia to faktu, że teraz żyjemy w związku bez ślubu i ślubu nie chcemy. I podejrzewam, że takich jak my może być więcej. Nie mamy złudzeń, nie rozumiemy słów "na zawsze, póki śmierć nas nie rozłączy, co znowu nie oznacza, że nie podchodzimy do naszej relacji z troską, uwagą i odpowiedzialnością. Nasza miłość i nasz związek są naszą dorosłą decyzją. Oczywiście, mój partner mógł napisać dla mnie upoważnienie jak był w szpitalu, oczywiście, możemy spisać testament, oczywiście zajmuję się jego dzieckiem robiąc to najlepiej jak potrafię, dzieląc emocję z jego prawdziwą mamą. Oczywiście też - chciałabym być traktowana jak pełnoprawny obywatel. Nie zionę już cynizmem na widok małżeństw, niech każdy ma co chce. Ja nie chcę. Mam dość. Chcę żyć z moim ukochanym jak najdłużej. W zdrowiu i chorobie - to akurat łykam w całości. I nie potrzebuje do tego wody święconej, ani urzędniczej mowy. Nie potrzebuję ceremonii. Bo celebruję każdą chwilę, a to mi wystarcza aż nadto. Dlaczego o tym piszę? Prawicowcy i wszyscy ci, którzy mają kłopot z tolerancją haczą się gdy mowa o homoseksualistach. Ok - ewidentnie mają z tym jakiś problem. Ale związki partnerskie to prawo wszystkich dorosłych ludzi do odpowiedzialnego bycia razem, do stanowienia rodziny bez przymusu zawierania małżeństwa. Nie chcę już być żoną żadnego męża. Mamy związek partnerski - zmywamy razem gary, chowamy razem dziecko, pracujemy razem na życie, podróżujemy, wspieramy się w chorobie, szanujemy swoją autonomię, jak i wspólną przestrzeń. Nasze rozwody wiele nas nauczyły. Być może dzięki nim wiemy, czego nam potrzeba, a czego nie chcemy powtarzać za skarby świata. Nie stanowimy zagrożenia dla polskiej rodziny, co więcej, myślę, że jeśli zdecydujemy się na wspólne dziecko, to będzie ono miało świetny dom i świetnych rodziców.
-
Druga część listu Katarzyny, tym razem dotycząca jej problemów z zalegalizowaniem w Polsce ślubu, który wzięła z partnerką zagranicą i wynikających z tego konsekwencji. [Marta]
Od 8 już lat jestem w małżeństwie z moją żoną. Jako pierwsze w Polsce zawarłyśmy małżeństwo humanistyczne, po dwóch kolejnych latach - zagranicą - ślub cywilny. Ponieważ nie ma w Polsce ustawodawstwa dla związków osób tej samej płci w naszej ojczyźnie jesteśmy traktowane jako obce (!) sobie osoby. Jakie są tego konsekwencję? Wielorakie. Niski status społeczny, nieuszanowanie naszej woli traktowania nas jako związku formalnego (np. wymaganie składania fałszywych oświadczeń (!), że jesteśmy związkiem nieformalnym - jak w wypadku mojej próby objęcia mojej żony ubezpieczeniem NNW w pracy). Z polskim USC toczymy sprawę sądową o umieszczenie w naszych (!) polskich aktach stanu cywilnego informacji, że jesteśmy po ślubie zagranicą. Brak tej informacji powoduje, iż nasze polskie akta USC zawierają fałszywe informacje o naszym stanie cywilnym!, a przecież akta stanu cywilnego powinny ściśle odzwierciedlać rzeczywisty stan cywilny każdej osoby. Poza wymiarem osobistym, taka praktyka jest ogromnie niebezpieczna, ponieważ może powodować, że państwo polskie sprzyja bigamii: mając niezgodne z rzeczywistością dane w aktach stanu cywilnego, USC mogą wydawać zgodę na zawarcie małżeństwa zagranicą osobom, które wcześniej małżeństwo zawarły z kim innym w innym kraju. W szpitalach gdy jedna z nas znajduje się tam w charakterze pacjentki - mimo wpisania odpowiednich informacji w karcie przyjęcia o relacji z wpisaną osobą do decydowania o zdrowiu i udzielania informacji o zdrowiu chorej. Staramy się nie myśleć co będzie, gdy któraś - nieprzytomna - trafi do szpitala i będzie potrzeba podejmowania ogromnie ważnych decyzji o życiu i zdrowiu (choć odpowiednie pełnomocnictwo notarialne oczywiście mamy, lecz przecież nie jest on noszone w kieszeni)... Znamy też przypadki, gdy owdowiałym osobom - tej samej płci - odmawiano wydania zwłok (!) i możliwości podjęcia decyzji o pochówku ukochanej, zmarłej, osoby! Płacimy - jak wszyscy - obowiązkowe podatki, składki na ubezpieczenie społeczne, lecz kiedy dochodzi do konieczności skorzystania z nich okazuje się, że nie mamy do tego prawa (!). Tak było gdy ja zachorowałam i wymagałam całodobowej opieki. Moja żona wzięła zwolnienie lekarskie na mnie (14 dni, na członka rodziny). Urlopu w pracy nie miała, więc zwolnienie lekarskie było jedyna możliwością. ZUS odmówił mojej żonie wypłaty świadczenia za czas korzystania ze zwolnienia lekarskiego na chorego członka rodziny. Straciłyśmy pół miesiąca dochodów, a przecież płacimy tak samo składki zdrowotne i dodatkowo same o siebie się troszczymy, bo to oczywiste, prawda? Kto miałby się opiekować chorą osobą, jak nie partnerka / partner życiowy? Po to płacimy składki społeczne, by w takich wypadkach móc z nich skorzystać. Uważamy, że gdy para życie, prowadzi wspólne gospodarstwo domowe powinna mieć możliwość wspólnego rozliczania się z podatków niezależnie czy jest małżeństwem czy nie - na tych samych zasadach. Nie jest sprawiedliwe, że płacąc tak samo podatki nie mamy również tej możliwości. Sprawiedliwą byłaby sytuacja - alternatywnie - gdyby żadna para wspólnie nie mogła się rozliczać. Tak, jak jest dziś, sprawiedliwe nie jest. Kiedy w Polsce będzie w końcu dla nas wszystkich normalniej?
Od lat z moją żoną toczymy spory przed polskimi sądami o uznanie naszych praw. Wspieramy kampanię na rzecz związków partnerskich w Polsce: Miłość Nie Wyklucza. Razem możemy dokonać więcej. W najbliższym czasie kierujemy jedną ze spraw sądowych - jakie toczymy - do Trybunału Europejskiego.
-
Witam. Dyskusja o legalizacji związków partnerskich jest dla mnie równie interesująca co dla Was, dlatego postanowiłam do niej dołączyć. Zachęcam do przeczytania bardzo osobistego listu, który przed kilkoma minutami otrzymaliśmy od Katarzyny. Ponieważ jest długi, na początek wybrałam kwestię posiadania dzieci w nieformalnych związkach i tego, czym tak naprawdę jest rodzina. [Marta]
Chciałabym opisać, jak ta sprawa wygląda u nas: w codziennym naszym życiu. Przed wielu laty, moja starsza siostra rodziła swoje kolejne - nieślubne - dziecko. Była w związku nieformalnym, nie pracowała zajmując się dwójką wcześniej przez siebie urodzonych małych dzieci. Szpital wystawił jej rachunek za poród (szczególnie trudny, z 'cesarskim" cięciem', a zatem bardziej kosztowny). Zamiast cieszyć się z syna, wraz ze swoim partnerem, rwali włosy z głowy z czego teraz zapłacą ten rachunek. Cała rodzina to bardzo przeżywała. To było trzecie już dziecko, zatem każdego dnia mieli wystarczająco dużo wydatków, by każdą złotówkę przed jej wydaniem oglądać z każdej strony. Byli załamani tą sytuacją, długo starali się by szpital wydał zgodę na spłatę rachunku w ratach, a przecież jej partner był ubezpieczony! Dzieci były ubezpieczone z jego ubezpieczenia, lecz jego partnerka - moja siostra - już nie. Ja nigdy w swoim życiu nie miałam takiego pomysłu na swoje życie, by żyć w związku nieformalnym. Jak mam z kimś dzielić życie, to wszystko - tworząc rodzinę - do końca swoich dni i w pełnej łączności: łoża i portfela. Po ślubie! Dwadzieścia lat byłam w związku małżeńskim z mężczyzną - zgodnie z filozofią, którą w tej sferze się kieruję. Podpisując akt ślubu, jednym podpisem nabyłam pełnię praw ze ślubem związanych, zostałam objęta przez państwo pełną ochroną, jako osoba tworząca rodzinę: nabywając wysoce społecznie szanowany status osoby tworzącej rodzinę właśnie. Cała rodzina (niezależnie od sytuacji indywidualnej poszczególnych jej członków) uzyskała ochronę prawa, państwa. Nie miałam dzieci, co ważne jest w tych rozważaniach o tyle, iż są osoby, które próbują przekonywać, że małżeństwa mają pełnię praw ze względu na wychowywanie dzieci właśnie. Wszystkie prawa ludzie uzyskują ze względu na decyzję o ślubie (jej realizację), a nie z powodu urodzenia i wychowywania dziecka. Jest wiele par nieformalnych z dziećmi, będących rodziną, którym odmawia się praw jakie przecież mają bezdzietne małżeństwa. Ta nierówność jest okrutną niesprawiedliwością! Ludzie powinny mieć takie same prawa, gdy decydują się na życie rodzinne, niezależnie od tego czy zawierają małżeństwo, czy nie. Prawa związane z urodzeniem i wychowaniem dzieci winny być ściśle związane wyłącznie (!) z tym faktem i w żaden sposób nie wiązać się ze statusem samego związku (małżeński / niemałżeński). Dlatego potrzebna w Polsce jest instytucja związków partnerskich dla wszystkich niezależnie od płci osób związek tworzących oraz otwarcie instytucji małżeństwa dla par jednopłciowych. Ludzie winni mieć pełne prawo wyboru charakteru związku, w jakich chcą żyć, a państwo obowiązek pełnej ochrony każdej rodziny, niezależnie od jej modelu.
-
Prof. Magdalena Środa przekonuje też w rozmowie z Agnieszką Wirtwein-Przerwą:
Wcale nie jest tak, że dzieci wychowywane przez homoseksualistów stają się homoseksualistami. Homoseksualiści rodzą w rodzinach heteroseksualnych. A jak słyszę, jakie potworności dzieją się w tzw. rodzinach tradycyjnych, to mi się włos jeży na głowie. W rodzinach homoseksualnych dzieci nie są maltretowane ani mordowane. Dobra rodzina to taka, która zapewnia dziecku miłość, bezpieczeństwo i rozwój. Powinniśmy walczyć z przemocą, agresją w rodzinie, a to czy rodzice są hetero czy homoseksualni, to sprawa absolutnie drugorzędna.
Fot. Jan Zamoyski / Agencja Gazeta
-
Dancewicz: - Gdyby coś mi się stało, powierzyłabym synka znajomej parze homoseksualnej.
Renata Dancewicz w rozmowie z Agnieszką Wirtwein-Przerwą mówi: - Jestem sobie w stanie wyobrazić sobie taką sytuację, że mnie i mojemu partnerowi stanie się coś złego. W takiej sytuacji opiekę nad synkiem powierzyłabym jednej z dwóch znajomych par homoseksualnych. Płeć rodziców, ich orientacja seksualna nie mają dla mnie żadnego znaczenia. I jeżeli ktoś chce przechodzi przez te wszystkie procedury adopcyjne, to powinien mieć prawo do bycia rodzicem. Tyle jest niechcianych dzieci, które czekają na dom.
Fot. Grzegorz Skowronek / AG
-
Adam z Łodzi:
Związki partnerskie są w Polsce przedstawiane jako sprawa ideologiczna. Tymczasem jest to przede wszystkim problem finansowy i prawny. Szykuje się mnóstwo problemów wynikających z przynależności Polski do Unii Europejskiej. Jak wiadomo, związki partnerskie funkcjonują w znakomitej większości krajów UE. Partnerzy ci, jako obywatele Unii, maja prawo do swobodnego przemieszczania się w celach zarobkowych i turystycznych. Wcześniej czy później dojdzie do sytuacji, w której jakaś tragedia dotknie osoby będące w takim związku i przebywające w Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie. Jeżeli obywatel Niemiec dostanie wylewu i umrze w Polsce i polskie prawo odmówi jego partnerowi prawa do informacji o stanie zdrowia, podjęcia decyzji o leczeniu, odmówi transportu zwłok czy tym podobne - dojdzie do kompromitacji dyplomatycznej i najprawdopodobniej ogromnego odszkodowania przyznanego przed ETS czy ETPCz. Takie sytuacje będą zdarzały się - mocą nieubłaganych praw statystyki - coraz więcej, ponieważ każdego roku par partnerskich jest w Europie o kilkadziesiąt tysięcy więcej. Skutki finansowe i polityczne będą coraz wyraźniejsze. W świecie prymatu praw europejskich nad krajowymi jakiekolwiek niezgodności spowodują tylko problemy. I to nie kraj przegra, zawsze wygra Europa, która - przypomnę - nie jest darmowym mieszkiem ze złotem do wzięcia lecz wspólnotą mającą na celu poprawienie szans Europejczyków na światowym rynku pracy, gospodarki, nauki i rozwoju społecznego. Dlatego instytucja związków partnerskich jest po prostu niezbędna, choćby w formie ograniczonej, o której mówią projekty leżakujące w szufladzie marszałkini Ewy Kopacz.
-
Jeszcze jeden głos do wypowiedzi posła Błaszczaka, o tym, że rodzina jest najważniejsza. Krzysztof napisał:
Jestem homoseksualistą i całkowicie się z nim zgadzam. W mojej rodzinie (bo taką tworzę z moim partnerem) będą dzieci i wspólnie je wychowamy, nie ważne jak bardzo będzie się to nie podobało komukolwiek. Bo najważniejsza jest rodzina! Państwo powinno ją wspierać, zatem czekam na to wsparcie! Z wielką niecierpliwością! Cieszę się, że poseł PiS wspiera mnie i związki partnerskie (mimochodem).
-
Fantastyczna historia ze Szwecji, u nas niestety chyba ciągle niewyobrażalna. Związek dwóch osób, z których jedna należy do partii liberalnej (ja), a druga do głównej partii opozycji (moja żona). Z Amelie von Zweigbergk, szwedzką polityczką, rozmawiała dla "Wysokich Obcasów" Ludwika Włodek. I usłyszała historię ich miłości, kobiety są już po ślubie. - Obie wcześniej byłyśmy mężatkami. Ja mam troje dzieci, Irene też ma trójkę. Byłam mężatką przez 21 lat, ona przez dziewięć, jej mąż zmarł. Zależało nam, żeby było jasne, że nasze wcześniejsze życie, moje i mojej żony, nie było udawane. Najpierw byłam zakochana w Thomasie, moim mężu. Przeżyliśmy wiele dobrego razem. Potem się rozwiedliśmy i poznałam Irene - opowiada Amelie von Zweigbergk.
Fot. Robert Eklund/BE&W Stella Pictures
-
Maciek:
Dostaję od Was coraz więcej postów, za które dziękuję. Wrzucam teraz dwa z nich:
Cześć! Chciałem tylko powiedzieć, że wkurza mnie, co mówią politycy o związkach partnerskich. Bo dla mnie związki partnerskie to nie jest temat zastępczy, żadna rewolucja obyczajowa ani homopropaganda. Dla mnie to w ogóle nie jest polityka - to jest moje życie. Bo chciałbym wreszcie móc żyć ze swoim ukochanym w spokoju i bez konieczności ciągłego liczenia na to, że lekarz, urzędnik, bankowiec, czy sąd łaskawie nie uzna nas za dwie zupełnie obce sobie osoby. I nie, nie wszystko da się załatwić aktami notarialnymi.
Staszek:
Witam, problem dotyczy mnie osobiście, od paru lat mieszkam za granicą mimo mojej awersji do tutejszej mentalności i języka. Z wielu jednak powodów życie tutaj jest łatwiejsze. Pomijam naturalnie czynniki ekonomiczne, bo tylko dla nich bym się nie męczyl, a tak serce mi się kraja co miesiąc jak muszę oddać polowe pensji tutaj zamiast w Polsce. Nie wracam do Polski, bo boję się dostać w mordę od jakiegoś chłystka za to że nie nosze dresów tylko zielone spodnie, albo nie-daj-boże za to ze trzymam za rękę mężczyznę. Ustawa o związkach partnerskich to z jednej strony trochę za duży krok dla zaściankowej Rzeczpospolitej, gdzie ciągle się leje gejców i lesby na ulicy, a politycy nie są ganiani za ksenofobię, z drugiej strony może taki krok dodałby odwagi i otuchy ludziom którzy żyją pod ciężarem własnych kłamstw.Myśli ze cokolwiek by się nie działo wyjdzie to mniejszości na dobre, ale musimy pamiętać, że najwięcej zależy od nas samych, to nasze zachowanie i postawa wobec społeczeństwa w którym żyjemy jest podstawą do akceptacji i tolerancji.
-
Trwa akcja "Miłość nie wyklucza". Na stronie www.zmiloscia.pl i na profilu na Facebooku pojawiły się zdjęcia dziewięciu par (homo- i heteroseksualnych), które są w związkach, ale z różnych powodów nie mogą ich sformalizować. - Nie chodzi o jakieś przywileje, ale o równość społeczną. W Polsce osób nieheteroseksualnych jest wedle różnych szacunków od 2 do 10 proc. Jest to największa mniejszość, która jest zarazem najbardziej wykluczona. Z jednej strony zależy nam na zrównaniu w prawach osób homo- i heteroseksualnych, a z drugiej o danie jeszcze innej możliwości tym parom różnopłciowym, dla których instytucja małżeństwa jest zupełnie obca - mówi Marcin Szczepkowski, animator akcji. - W tym momencie państwo wyklucza pary jednopłciowe wyłącznie z powodu orientacji seksualnej, na którą te osoby nie mają wpływu. A powinno nie tylko stać na straży równości, ale i samo nie może dyskryminować - dodaje.
-
Mamy też odpowiedź do wypowiedzi posła Mariusza Błaszczaka, który stwierdził, że "najważniejsza jest rodzina i państwo powinno ją wspierać."
Karol odpowiada: Czy państwo powinno wspierać tylko te rodziny, w których rodzą się dzieci? Czy np. bezdzietni, ubodzy, starsi ludzie nie zasługują na państwową pomoc? -
Agata odpowiada posłance PiS Iwonie Arent, która stwierdziła "Akceptuję, że są związki homoseksualne, ale czy muszą się z tym obnosić? Przecież ja się z tym nie afiszuję, nie opowiadam jak uprawiam seks. Tak samo nie chciałabym, by mi narzucali na ulicy, tego co robią."
Agata w odpowiedzi pisze: - Pary heteroseksualne afiszują się dużo bardziej niż te homoseksualne. Przecież noszą obrączki. Wrzucają swoje zdjęcia na facebooku. Chodzą za rękę i przytulają się w kinie. Powiem więcej - nawet mają biologiczne dzieci, co skłania do refleksji, że pewnie mają też wspólne życie seksualne! Jak mogą! Uznanie związków partnerskich nie sprawi, że wyjdziemy na ulicę i będziemy krzyczeć "uprawiam seks tak i tak, wolę to i to etc". Po prostu w sytuacjach kryzysowych nie będziemy martwić się, że któryś z 20 aktów upoważniających do konkretnych czynności został w domu. Nie afiszujemy się ze swoimi seksualnymi preferencjami. Co najwyżej z miłością do konkretnych osób, ale też nie w sposób Toma Cruise'a w programie, który prowadzi Oprah. Przestańmy mówić sloganami, które każdy dobrze zna. Zastanówmy się głębiej - nie zapraszam nikogo do mojej sypialni. Pokazuję tylko, że ja, moja żona i nasze dzieci również tworzymy rodzinę i jesteśmy taką samą jak inne, te "katolickie". I nie zmieni tego żaden zapis w Konstytucji. A ustawa jedynie (albo aż!) ułatwi wiele spraw. Czy żądamy aż tak wiele?
-
List od Mateusza: Każdy rodzi się człowiekiem, nie gejem, nie lesbijką
Irytuje mnie to, że w naszym kraju uważa się, że monopol na słowo "małżeństwo" ma kościół. Zacznijmy od tego, że jesteśmy państwem świeckim i wiążące małżeństwa są udzielane przez urzędników, a nie księży. Kolejną sprawą jest to, że związek partnerski nie równa się związkowi małżeńskiemu. Prawa dane osobom w związku partnerskim są ograniczone względem małżeństwa, ale pozwalają na podstawowe i godne funkcjonowanie w społeczeństwie i życie razem, jako para. Ze swoim parterem jestem od roku i, choć jestem niepoprawnym optymistą, to boję się, że pewnego dnia coś mu się stanie i trafi do szpitala, a ja nie będę mógł się niczego dowiedzieć o jego stanie zdrowa. Przykre jest też to, że przeciwnicy związków partnerskich, na których skorzystać mają nie tylko pary homo ale też (może nawet przede wszystkim) heteroseksualne, sprowadzają prymitywnie temat do seksu gejowskiego. Czy tak ciężko jest zrozumieć, że osoby homoseksualne to także kobiety, a seks w naszym życiu odgrywa taką samą rolę jak w życiu pary heteroseksualnej? Wygląda to tak jakby dziecko rodziło się albo człowiekiem, albo gejem. Nie - każdy rodzi się człowiekiem - człowiekiem, który czuje, ma pragnienia, potrzeby, godność. Człowiekiem, który ma taką a nie inną orientacje seksualną, a ta nie ma żadnego wpływu na uczucia. My, geje i lesbijki w związkach, kochamy swojego partnerkę tak samo jak chłopak kocha swoją dziewczynę czy żona męża.
-
Niecałe dwa lata temu rozmawiałam z posłanką PiS Iwoną Arent. To była długa, babska rozmowa, ale znalazły się w niej też wątki, o których dziś dyskutujemy. Przytaczam fragment rozmowy, bo utkwiła mi w pamięci. I prowokuje do zadania pytania: Jak mamy się porozumieć, skoro tolerancję każdy definiuje jak mu wygodnie?
Arent: - Popieram to, że szkoła katolicka ma prawo odmówić zatrudnienia zadeklarowanej lesbijki. Przyjmijmy hipotetycznie, że zapisuje syna do szkoły katolickiej i płacę niemałe pieniądze a od szkoły oczekuję, że będą tam przestrzegane wartości katolickie. Wymagam pewnych zachowań nauczycieli i ich poglądów. I przychodzi osoba, która publicznie mówi o innych wartościach.
Ja: - Przecież nie opowiada o tym, jak seks uprawiają dwaj mężczyźni.
- Ale oficjalnie mówi, że jest zdeklarowaną lesbijką co dla katolików nie jest naturalne.
No to jest. A pani odcinając syna, myśli, że go chroni?
- Nie. Mój syn lubi dziewczyny. I się bardzo z tego cieszę.
A gdyby przyszedł i powiedział, że lubi chłopców?
- Nie wyobrażam sobie tego.
Ale mogłoby się tak zdarzyć.
- Nie wiem. Nie wyobrażam sobie.
Nie zna pani homoseksualistów?
- Znam. Mam przyjaciela homoseksualistę. Bardzo się przyjaźnimy. Noce potrafimy przegadać. Wytykam mu, że jest chory, że powinien się leczyć. On się śmieje, że to ja jestem chora. Ale szanujemy się. Nie narzucamy sobie swoich poglądów. On ma męża. Mieszkają w Niemczech. Dobrze im się żyje. Po cichutku.
Po cichutku?
- A po co głośno? Czy ja wychodzę na ulice i krzyczę, że lubię facetów? Oni rozumieją, że mam inne poglądy. Jak mój syn był mały, zawsze trzymali dystans, gdy przyjeżdżali do mnie. Dwóch wujków. Teraz mój syn już wie, że są małżeństwem. Jestem tolerancyjna, zawsze mają otwarte drzwi u mnie. Akceptuję, że są związki homoseksualne, ale czy muszą się z tym obnosić? Przecież ja się z tym nie afiszuję, nie opowiadam jak uprawiam seks. Tak samo nie chciałabym, by mi narzucali na ulicy, tego co robią.Fot. Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
-
Oto list od Krzysztofa, który na pewno powinien przeczytać poseł PiS Stanisław Pięta tak często powołujący się na naukę Kościoła.
Chciałbym się odnieść do opinii o rzekomej sprzeczności związków partnerskich z zasadami chrześcijaństwa. Jest ona zupełnie nieuprawniona! Przecież w związki są legalne w wielu krajach o tradycjach chrześcijańskich i katolickich. Katolicyzm jest dominującym wyznaniem w Hiszpanii (a zalegalizowała ona nawet nie związki, ale pełnoprawne małżeństwa osób tej samej płci!), a także w wielu krajach Ameryki Płd., gdzie takie prawo w ostatnich latach wprowadzono. W krajach skandynawskich z kolei dominują wyznania protestanckie, a do kościołów przynależy po kilkadziesiąt procent obywateli i również nie stanęło to na drodze do legalizacji związków partnerskich. Sam wziąłem udział w kampanii na rzecz wprowadzenia związków partnerskich w Polsce, bo uważam, że powinniśmy u nas w kraju mieć takie same prawa, jakimi cieszą się ludzie mieszkający zaledwie godzinę lotu samolotem stąd - w Niemczech, Czechach, na Węgrzech czy w Szwecji. Mam nadzieję, że politycy przestaną wreszcie używać tej sprawy jako argumentu w partyjnych sporach ideologicznych, a zrobią coś, by w sposób realny przyczynić się do poprawy sytuacji tysięcy par, które obecnie nie są w żaden sposób przez państwo zauważane i nie posiadają podstawowej nawet ochrony prawnej.
-
Jak rozmawiać z takimi posłami? Może wcale nie rozmawiać w myśl zasady, że przekonanego nie przekonasz?
-
Henryk na FB proponuje:
Owszem tak, niech prawnie nastąpi legalizacja związków partnerskich jakichkolwiek płci, ale bez korzyści finansowych, np. wspólnego rozliczania się z podatku. Niech związek heteroseksualny prawnie ma inną nazwę niż obecnie "konkubinat" bo to bardzo brzydkie nazewnictwo, niech się związki nazywają np. "małżeństwo de facto", tak jak w krajach anglosaskich, a związki tej samej płci np. "związki partnerskie".
-
Znalazłam wypowiedź szefa klubu parlamentarnego PiS Mariusza Błaszczaka, który tak oto wyjaśnia dlaczego partia jest przeciwna związkom partnerskim:
Najważniejsza jest rodzina i państwo powinno ją wspierać. Bo to w rodzinie rodzą się dzieci. Nic nam do tego, co robią dorośli ludzie u siebie w domu.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Hmmm
-
Dostaliśmy odpowiedź na list Ani. Napisała do nas szczęśliwa mężatka z Norwegii, która poprosiła, by jej dane zachować do wiadomości redakcji.
Chciałabym odpowiedzieć na maila Ani, w którym pisze ona o emigracji osób homoseksualnych z Polski. Jestem szczęśliwą hetero-mężatką, ale również opuściłam kraj, między innymi, ze względu na ogólny klimat polityczno-społeczny. Posiadam wyższe wykształcenie, znam 5 języków obcych, nie była to zatem emigracja stricte ekonomiczna. Wyjechałam, ponieważ chcę żyć w otoczeniu ludzi, którzy szanują demokrację i szanują prawa człowieka. Uważam, że osoby homoseksualne powinny mieć takie same prawa obywatelskie, jak osoby heteroseksualne i nie widzę żadnych powodów, dla których miałyby być dyskryminowane prawnie i społecznie. Aktywnie wspieram organizacje walczące o prawa osób homoseksualnych i mam nadzieję, że już niedługo każdy dorosły obywatel RP będzie miał prawo do zawarcia związku partnerskiego. Pozdrawiam z Norwegii.
-
Napisała Agata, której ustawa o związkach dotyczy bezpośrednio. Dziękujemy za list:
Nie sądzę, aby udało się zalegalizować związki partnerskie za tej kadencji. A już na pewno nie w takiej formie, jaka proponowana jest przez RP i SLD. Niestety. Mimo, że jestem zwolenniczką takich rozwiązań i dotyczą mnie one bezpośrednio, patrząc realnie, nie wiem jak musiałyby działać wszelkie akcje oraz organizacje pozarządowe, aby "zmusić" PO i ich prezydenta (taka prawda), aby byli łaskawi zauważyć coś więcej niż czubek własnego nosa. Bo tak na prawdę - czy te regulacje wejdą w życie, czy nie - pary homoseksualne będą sobie żyły w Polsce i na świecie, będą miały dzieci, wspólne mieszkania. Utrudnienie im (nam) życia nie sprawi, że znikniemy. A chyba tego oczekują politycy.
-
I jeszcze dane z TOK FM, o tym, które kraje zalegalizowały małżeństwa jednopłciowe: Holandia (2001), Belgia (2003), Hiszpania (2005), Norwegia (2009), Szwecja (2009), Portugalia (2010), Islandia (2010), Dania (2012).
-
Dostaliśmy kolejny list, dziękuję! Ania napisała:
Politycy muszą zrozumieć, że związki partnerskie to naturalna kolej rzeczy. Że dotyczy to nie tylko par homoseksualnych, ale również heteroseksualnych (dobry przykład Francji). Jeśli nic z tym nie zrobią, ludzie poradzą sobie inaczej - zmienią kraj... Już dzisiaj borykamy się z emigracjami ekonomicznymi, ale już milimetry dzielą nas od "emigracji politycznych". Nikt osobom homoseksualnym nie wmówi jak mają żyć... Jeśli nie tu, to można gdzie indziej. Szczególnie że same związki nie rozwiązują sprawy. Jest jeszcze mentalność i mnóstwo innych czynników, które sprawiają że Polska jest złym krajem, a ponieważ człowiek woli łatwiejsze rozwiązanie, postawa kraju zmusza do wyjazdu w bardziej cywilizowane części świata.
Macie wśród przyjaciół osoby, które zdecydowały się na wyjazd zagraniczny z powodów, o których pisze Ania?
nazywo@agora.pl
-
Kolejne Wasze głosy:
-
Na Facebooku zapytaliśmy Was, czy to ze strachu przed Kościołem politycy nie chcą ustawy o związkach partnerskich? Są pierwsze Wasze opinie:
Bezimienia Inazwiska nie do końca jestem przekonana czy to strach przed kościołem. Wiele się jednak zmieniło w Polsce w tym temacie. Niechęć polityków do związków partnerskich tłumaczyłabym bardziej niechęcią osobistą do homoseksualistów. Cały czas niewielu jest heteroseksualnych mężczyzn (zwłaszcza mężczyzn ) uznających homoseksualne związki za coś oczywistego, normalnego i naturalnego.
-
Statystyka za TOK FM. Oto kraje, które zalegalizowały związki partnerskie: Dania (1989), Szwecja (1995), Islandia (1996), Francja (1999), Niemcy (2001), Finlandia (2002), Portugalia (2001), Luksemburg (2004), Wielka Brytania (2005), Słowenia (2005), Andora (2005), Czechy (2006), Szwajcaria (2007), Węgry (2009), Austria (2010), Irlandia (2011) i Liechtenstein (2011). Polska kiedy? nazywo@agora.pl
-
Mamy pierwszy głos w dyskusji:
Jesteśmy chrześcijanami ponad tysiąc lat. Nikt nie może zakazać nam podstawowego prawa, wyznawania swojej religii i postępowania według jej zasad. Politycy najzwyczajniej w świecie starają się nas ogłupić a niektórzy, nieświadomi się na to zgadzają. Zasady w życiu są ważne.
Marek
-
Jeszcze jedna historia tych, którzy czekają na zmiany w polskim prawie. Hubert (29 lat) - absolwent filozofii, przez trzy lata uczył w jednym z warszawskich gimnazjów. Obecnie zajmuje się tłumaczeniami i pisze fabułę gry komputerowej dla dorosłych o Kopciuszku. Oktawiusz (29 lat) jest socjologiem. Pracuje w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Chociaż do dat wagi nie przywiązują, doliczają się pięciu wspólnie spędzonych lat. O to, że kwestia związków partnerskich w Polsce wciąż nie jest załatwiona, obwiniają polityków. Zdaniem Oktawiusza, to gra i przekonanie, że unikanie drażliwych kwestii pozwoli utrzymać dobre notowania w sondażach. - Gdyby ludzie wiedzieli, o czym jest w ogóle mowa, sytuacja wyglądałaby inaczej. Przecież to prawo większości w ogóle nie dotyczy, natomiast zmienia olbrzymią ilość rzeczy w życiu tych, którym w tym momencie nie przysługują pewne prawa. Bo w tym wszystkim chodzi po prostu o równość. Gdybyśmy mieli związki partnerskie, wreszcie poczułbym się w tym kraju jak w domu - dodaje Hubert.
Fot. Monika Bereżecka
-
Na początek dyskusji głos tych, których sprawa dotyczy.
Agnieszka pracuje w banku. Gosia (20 lat) - w knajpie wegetariańskiej, uczy się w szkole muzycznej śpiewu klasycznego. Razem od 9 miesięcy. Związki partnerskie? Agnieszka: - Gdybyśmy żyli w społeczeństwie, w którym związki jednopłciowe to rzecz zupełnie zwyczajna, to ja byłabym w tym społeczeństwie ''konserwą''. Na pewnym etapie bycia razem bardzo istotne jest dla mnie przystemplowanie tego jakimś rytuałem. Moja mama bardzo na to czeka. Ułatwiłoby im to życie, szczególnie w sytuacjach skrajnych. Agnieszka kilku lat temu miała poważny wypadek. - Byłam półprzytomna, gdy wkładali mnie do karetki, a mojej ówczesnej dziewczynie nie powiedziano nawet do jakiego szpitala mnie wiozą. Przeleżałam cztery dni bez kontaktu ze światem, w tej samej bluzce. Jak odzyskałam przytomność nie miałam nawet szczoteczki do zębów, ani butelki wody. Gosia: - To przykre, że część polityków wciąż reprezentuje taki typ myślenia, że za tydzień nam się zmieni i stwierdzimy, że jednak będziemy w ''normalnym'' heteroseksualnym związku, weźmiemy ''normalny'' kościelny ślub z osobą innej płci. Bo ja uważam się za normalną. Agnieszka: - Nie rozumiem, dlaczego to jest pojmowane jako zamach na tradycyjne wartości. Przecież my też żyjemy zgodnie z tymi wartościami, jesteśmy względem siebie uczciwe i lojalne.Fot. Monika Berezecka
-
Dziś chcę Was wciągnąć w rozmowę o związkach partnerskich. W parlamencie jest nareszcie (a może nie nareszcie?) projekt, zgodnie z którym umowę związku partnerskiego będą mogły zawrzeć dwie osoby pełnoletnie, które złożą zgodne oświadczenie, iż chcą pozostawać ze sobą w "stałym pożyciu". Stałe pożycie definiowane jest jako związek oparty na więzi "gospodarczej i emocjonalnej". Uważacie, że to poważna zmiana? Bo obserwując dyskusję temu towarzyszącą, można odnieść wrażenie, że zmiana jest rewolucyjna. Piszcie do nas nazywo@agora.pl
Kuba Atys / Agencja Gazeta
Porozmawiajmy o związkach partnerskich
Agata Kondzińska