Rafał Pikuła (1988) – kulturoznawca, copywriter, dziennikarz. Publikował m.in. w tygodnikach „Polityka” i „Przegląd” oraz magazynach ''Forbes'' i „Kontakt".
Udało nam się - przynajmniej do września, kiedy posłowie wrócą z wakacji - powstrzymać całkowite zniszczenie trójpodziału władzy. Piszę nam, bo mam na myśli wszystkich zdeterminowanych, świadomych obywateli wierzących w rzeczywiste, a nie partyjne "prawo i sprawiedliwość". Letnia przerwa od "spacerów" to zatem idealny czas na lekturę książek, które traktują właśnie o wolności i niezłomnej obywatelskiej postawie. Warto w tym kontekście przypomnieć autobiografię prof. Karola Modzelewskiego "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" z 2013 roku.
Nagrodzone w 2014 roku statuetką Nike monumentalne dzieło historyka mediewisty, opozycjonisty z czasów PRL-u oraz jednego z ojców założycieli pierwszej „Solidarności” to przede wszystkim opowieść o obywatelskiej i politycznej odwadze niezłomnego pokolenia, a przy tym oryginalny obraz najnowszej historii Polski.
Zaraz po uhonorowaniu prof. Modzelewskiego część recenzentów zarzuciła jurorom nagrodzenie nie tyle literackiego talentu, ile legendarnej postaci. Krytyka ta była jednak całkowicie niesłuszna i pochodziła najczęściej od osób, które do książki nawet nie zajrzały. Opasła autobiografia napisana jest bowiem sumiennie barwnym, często anegdotycznym językiem. „Zajeździmy kobyłę historii” czyta się lekko i przyjemnie, z pożytkiem dla zrozumienia naszej wspólnej historii.
Urodzony jako rosyjski Żyd (nazywał się pierwotnie Cyryl Budniewicz) prof. Karol Modzelewski nie napisał książki wyłącznie o sobie, choć jego życiorys jest szczególnie bogaty. Publikację wydawnictwa Iskry czyta się przede wszystkim jak świadectwo wielkiej walki o prawa więźniów, robotników, rolników, w skrócie – wykluczonych. Jako rzecznik ich praw autor spędził za kratkami łącznie 8 lat. Wyroki przyjmował z pokorą i ze zrozumieniem. W zalewie tanich – pisanych najczęściej przez ghostwriterów – autobiografii jego książka jawi się jako prawdziwa perełka.
Pozycja autorstwa prof. Modzelewskiego to opowieść o romantycznych próbach „ujeżdżania wierzchowca dziejów”, o marzycielach – takich jak jego przyjaciel Jacek Kuroń – którzy odważyli się być realistami w czasach autorytaryzmu i żądać niemożliwego. W swojej historii prof. Modzelewski akcentuje znaczenie wspólnego przeżywania wolności. Podkreśla wagę rodzącej się podmiotowości manifestujących, pokazując przy tym, że siłą robotników z Żerania w 1956 roku, młodzieży z marca 1968 roku, KOR-u i „Solidarności” była przede wszystkim ich autentyczność. Autor przekonuje, że każda władza musi przegrać z prawdziwym rewolucyjnym sprzeciwem, a polityczne kłamstwo zawsze obróci się przeciwko propagandystom.
Slogan «Niepodległość bez cenzury» przedarł się przez zgiełk mediów nie tylko dzięki audycjom Radia Wolna Europa, ale i dlatego, że piętnowały go partyjne gazety, choćby w sprawozdaniach z sali sądowej. Zakazując wystawiania «Dziadów» w Teatrze Narodowym, władze PRL przeniosły ten dramat na scenę narodową i same obsadziły się w roli Nowosilcowa
Machina propagandy, choćby najsilniejsza, musi w końcu polec.
Prawie 80-letni dziś profesor nie przemawia na manifestacjach, rzadko udziela wywiadów i nieczęsto pojawia się w telewizji. Jego autobiograficzna opowieść może być jednak dla nas, młodych Polek i Polaków, inspirującą lekcją walki i marzeń. W finale swojej książki pisze do młodego pokolenia: „Nie będę ich zachęcać ani powstrzymywać od kontestacji. Będą dostawać baty, ale to akurat nie powód, żeby dać za wygraną. Każde pokolenie ma niezbywalne prawo, aby dostawać w skórę; to jedyne prawo człowieka, którego żaden reżim nie odbierze. Na pewno nie będę im towarzyszył na ich ciernistej drodze, bo jestem zwyczajnie za stary. Nie mam już sił ani zdrowia na żadne barykady. Poza tym za dużo wiem. W świetle mojej wiedzy rewolucja jest albo niemożliwa, albo zbyt kosztowna, w każdym zaś razie kończy się nie tak, jak byśmy chcieli. Rewolucjonista nie może tego wiedzieć. Niewiedza go uskrzydla i pozwala dokonywać rzeczy niemożliwych, dzięki którym zmienia się świat”.
Lektura autobiografii prof. Modzelewskiego nie pozostawi nikogo obojętnym. PiS-owskich funkcjonariuszy z pewnością przerazi trafnością spostrzeżeń; nam, młodym, doda mądrości i energii tak potrzebnych, gdy znów trzeba będzie wyjść na ulice w obronie demokracji. Warto wówczas mieć na uwadze, że pełzającej dyktatury Kaczyńskiego nie uda się zwyciężyć bez wzajemnego zaufania i wspólnej wiary w powodzenie podjętych działań. O pierwszej „Solidarności” autor pisze, że „czegoś takiego się nie zapomina. To się opowiada dzieciom. Tą pamięcią karmił się mit. Mit jest bytem niematerialnym. Nie można zmiażdżyć go czołgami, rozstrzelać ani zamknąć w więzieniu. Wszystkie te zabiegi nie mogą zaszkodzić mitowi – przeciwnie, umacniają go. Zniszczyć mit może tylko głębokie rozczarowanie jego wyznawców, jeżeli poczują się oszukani". Czym jest dziś „Solidarność”, wszyscy dobrze wiemy. Warto z tej historii pobrać naukę.
Wszystkie komentarze