Matka z córką na kolanach mówi o "żydowskim robactwie", ktoś urządza kurs strzelania do "islamskich fanatyków". Pracownik uniwersytetu chce wziąć na celownik demonstrujące pod Sejmem "bydło". To polska lipcowa rzeczywistość. Odpowiedzią twórców horrorów jest film "To przychodzi po zmroku".
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Gabriel Krawczyk (1991) – publicysta filmowy, autor bloga „KinomanHipomaniakalny”

Kozioł ofiarny, włożony do szufladki z napisem „winny” pozwala wyładować negatywne emocje społeczeństwu w kryzysie. Przemocy zwykle dokonuje się w białych rękawiczkach - ale co stanie się, gdy rękawiczki są dziurawe, a krwi z dłoni zmyć się już nie da?

Takie pytanie opanowanym przez lęki i paranoje społeczeństwom stawia „To przychodzi po zmroku”. 28-letni Trey Edward Shults nazywa swój film horrorem, ale to tylko wabik - tak naprawdę reżyser śmieje się z widza spragnionego upiorów.

Czteroosobowa rodzina dobrowolnie izoluje się w chacie w środku lasu. Broni się przed wirusem, który sprowadził na ludzkość apokalipsę. Zaraza atakuje niespodziewanie, natychmiastowo i bez skrupułów. Nie ma na nią leku.

O skali strachu świadczy to, że po dobie od pojawienia się u dziadka objawów jego zięć i wnuk wywożą go na taczce za dom, pakują kulkę między wciąż jeszcze żywe oczy, a ciało zakopują uprzednio jeszcze paląc.

"Poznałam kilku uchodźców. Są kulturalni, ręce trzymają przy sobie. Z jednym spędziłam nawet noc na plaży"

Alina Czyżewska będzie przez trzy tygodnie wolontariuszką w obozie Moria na greckiej wyspie Lesbos
Alina Czyżewska będzie przez trzy tygodnie wolontariuszką w obozie Moria na greckiej wyspie Lesbos  Alina Czyżewska / Facebook

Skąd my to znamy?

Tajemnica czai się za rogiem i drażni podświadomość. Ze świata przedstawionego pulsują niedopowiedzenia, niespiesznie opowiadany film podtrzymuje strach w głowach widzów. Wyglda to tak, jak gdyby niewiadome z ekranu znalazły wspólny mianownik z lękami nieznajdującymi ujścia w naszym świecie.

Gdy niepewność bohaterów zamienia się w paranoję, a ta – w motywowaną bezpieczeństwem, posiadającą konkretnego adresata fobię, wówczas to człowiek okazuje się człowiekowi wilkiem - zombie, obcym, potworem. Zamiast odlatywać w rejony fantastycznej nibylandii, reżyser stoi twardo na ziemi, patrząc nam głęboko w oczy. Nasłuchuje: czy beczy tu jakiś kozioł?

Spójrzmy za okno, włączmy telewizor, przewróćmy internetowe łamy (np. Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych). Lęki etniczne i rasowe, poglądy polityczne, etykiety klasowe i różnice religijne przeradzają się w krwawo realizowane fobie społeczne.

By to zauważyć, wcale nie trzeba horroru na dużym ekranie. Po co nam zatem fikcja, skoro współczesność nie pozostaje daleko w tyle? Właśnie po to, by dostać obuchem w łeb, gdy w fikcji zwłoki nie wstają, kozioł beczy tuż obok, a horror serwuje nam sama rzeczywistość.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Komentarze
Zaloguj się
Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem