Każda i każdy chce oglądać budynki sądów od wewnątrz jak najrzadziej. Najlepiej tylko w przypadku sprawy spadkowej po nieznanym, bajecznie bogatym wujaszku.
Sądy jednak istnieją nie bez powodu. Pomagają regulować codzienność. Rzeczywistość stawia przed nami różne wyzwania i czasem odwołanie się do wymiaru sprawiedliwości jest po prostu niezbędne. Również działalność obywatelska, niestety, coraz częściej kończy się w sądzie.
Dobrze jest mieć dobrego adwokata, ale dużo ważniejsze jest, aby stanąć przed bezstronnym i niezawisłym sądem. Wymiar sprawiedliwości traci sens, kiedy istnieje opcja, że ktoś "wyda na kogoś zlecenie" - a Prawo i Sprawiedliwość właśnie w tempie Blitzkriegu zmieniło ustrój sądów tak, że to stanie się możliwe.
Są cztery powody, dla których trzeba teraz protestować.
Trójpodział władz wymyślono w XVII wieku - to zdarzenie wyznaczyło początek końca monarchii absolutnych i rozpoczęło marsz w stronę państwa prawa. Wcześniej wszystko - prawa, sąd i codzienne funkcjonowanie państwa – zależało od monarchy.
Pół biedy, jeśli król lub jego urzędnik był w miarę ogarnięty, choć i wtedy miało się przechlapane, jeśli cię nie lubił lub miał interes w tym, abyś przegrał. Gorzej, kiedy królem zostawał ktoś, kto się do tego nie nadawał - na przykład mianował urzędników nie ze względu na kompetencje, ale dlatego, że mieli oni urocze żony.
Wprowadzenie trójpodziału oznaczało, że sądzeniem zajęli się niezależni od niczyich kaprysów profesjonaliści, a ustawy zaczęli pisać ludzie, którzy w przeciwieństwie do monarchów żyjących w wieżach z kości słoniowej wiedzieli, jakie cele chcą osiągać. Monarcha - ograniczony do władzy wykonawczej - mógł poruszać się w granicach wyznaczonych prawem.
Oznaczało to również, że istniał bufor bezpieczeństwa, pozwalający ustawodawcy i egzekutywie wycofać się, zanim się wygłupili i zrobili ludziom z życia jesień średniowiecza. Prawo i Sprawiedliwość, niszcząc trójpodział władzy, chce wyeliminować ten bufor.
"Przecież to dobrze, jak nie ma podziału i różne piony w przedsiębiorstwie [tj. państwie] się ze sobą komunikują" - napisał ktoś na Facebooku. Tyle tylko że to argument z zupełnie innej bajki. Idąc tym tropem, można by powiedzieć, że PiS nie chodzi o “skomunikowanie pionów”, ale zarezerwowanie sobie prawa do wyboru tego audytora, który wystawi zarządowi najlepszą opinię - nawet kosztem przedsiębiorstwa.
Teraz robi to samo w Sądzie Najwyższym i wszystkich pozostałych sądach. Po zmianach będą one miały na celu ochronę nie prawa i sprawiedliwości, ale Prawa i Sprawiedliwości. To drobna, ale znacząca różnica.
Po pierwsze, Sąd Najwyższy jest najwyższą instancją odwoławczą - jeśli twoja sprawa jest nietypowa i trudna, to Sąd Najwyższy zabiera głos jako ostatni, a jego rozstrzygnięcie jest wskazówką dla wszystkich innych sędziów w Polsce.
Dlatego tak ważne było, żeby w Sądzie Najwyższym zasiadali niesamowici ludzie: superinteligentni, doświadczeni, empatyczni i etyczni zarazem. Nie ma takich wielu w przyrodzie, ale skład Sądu Najwyższego nie musi być liczny - to nieco mniej niż setka ludzi, którzy zjedli zęby w swoim zawodzie.
Teraz sędzią Sądu Najwyższego będzie mógł zostać dowolny prawnik z dziesięcioletnim stażem, a prokurator z prokuratury krajowej nawet bez żadnego stażu - a że prokuratura wprost podlega ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze, to nominacje sędziów będą zależeć przede wszystkim od niego.
Po drugie, Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyborów. Po zmianie jego składu wystarczy, że rządząca partia straci większość i będzie można wybory unieważnić - i PiS zachowa władzę
Po trzecie, pierwszy prezes Sądu Najwyższego jest z urzędu prezesem Trybunału Stanu. Jeśli mianuje go rządząca partia, a PiS uda się postawić przed Trybunałem Stanu jakiegoś polityka (Donalda Tuska? Andrzeja Dudę?) to Trybunał Stanu może skazać taką osobę na zakaz pełnienia funkcji publicznych - i wyeliminować niewygodnego polityka z gry.
Po czwarte, Sąd Najwyższy do pewnego stopnia może zastępować Trybunał Konstytucyjny w sprawdzaniu, czy ustawy przyjmowane przez Sejm są zgodne z prawem.
Do pewnego stopnia, ponieważ gdy przyjmiemy, że konstytucja to system operacyjny państwa, a ustawy to programy, to Trybunał był beta-testerem - sprawdzał, czy wprowadzenie jakiejś ustawy w życie nie spowoduje szkody dla działania całego systemu, i wyrzucał te programy lub elementy kodu, które zaszkodziłyby działaniu całości.
Sąd Najwyższy natomiast jest czymś w rodzaju niezwykle kompetentnego helpdesku - już kiedy prawo działa, można zgłosić do niego konkretny problem z jego działaniem. Sąd Najwyższy, wydając wyrok, instruował wszystkie instytucje państwa, jak postępować z takimi sprawami w przyszłości.
W ten sposób też można korygować wadliwe ustawy, ale idzie to wolniej - dlatego rozwiązanie z Trybunałem Konstytucyjnym było lepsze, choć po jego śmierci Sąd Najwyższy był nadzieją na podtrzymywanie państwa prawa przy życiu.
Idę pod Sejm, bo wakacje, lenistwo, inne obowiązki i "to nic nie da" są zielonym światłem dla PiS
Wszystkie te funkcje wymiar sprawiedliwości (od Sądu Najwyższego po sądy rejonowe) może pełnić tylko pod warunkiem niezawisłości i niezależności sędziów. To jedyny sposób, by sędziowie nie uginali się pod presją mediów i opinii publicznej oraz nie ulegają wpływowi silnych kosztem słabych, by byli zdolni postawić się nawet tym, którzy ich powołali do roli arbitrów społeczeństwa.
Dotychczas sędziowie sami wyłaniali spośród siebie ludzi zdolnych objąć odpowiedzialność, przygotowywali przyszłych sędziów i wskazywali osoby godne awansu do poważniejszych zadań. Starsi sędziowie oceniali, czy młodsi są kompetentni i gotowi orzekać.
Zmiany w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa i o ustroju sądów powszechnych pogrzebią niezależność sędziów, bo na awans wpływ będzie mieć większość parlamentarna.
Po wejściu w życie ustawy PiS może się okazać, że "zdolni do dalszej pracy", “gotowi orzekać” lub "warci awansu" są tylko ci sędziowie, którzy są gotowi wsłuchiwać się w potrzeby Partii - bo ich światopogląd jest zbieżny z poglądami władzy albo dlatego, że ze strachu przed utratą pracy zaczną stosownie modyfikować swoje poglądy i przekonania.
Dziwnym pomysłem jest również Izba Dyscyplinarna - zaplanowany w Sądzie Najwyższym specjalny pion sądownictwa, który zajmie się prawnikami.
Dotąd wymierzaniem kar prawnikom - adwokatom, prokuratorom, radcom prawnym, sędziom - zajmowały się samorządy danego zawodu prawniczego. Koledzy i koleżanki po fachu znali specyfikę swojego zawodu i wiedzieli, co jest, a co nie jest nadużyciem.
Nie był to system doskonały, bo korporacje prawnicze miały tendencję do dbania o swoich, ale zaproponowany przez PiS specjalny sąd jest dużo bardziej niebezpieczny - wszystko bowiem wskazuje na to, że to PiS wskaże sędziów do Izby Dyscyplinarnej i w ten sposób uzyska możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności każdego prawnika, który sprzeciwi się partii - od adwokatów broniących pokrzywdzonych, przez władzę, po sędziów, którzy postanowią się postawić i nie będą słuchać sugestii z ul. Nowogrodzkiej.
Obecnie nie ma i jeszcze przez parę lat nie będzie specjalnej ścieżki aplikacyjnej dla sędziów Izby Dyscyplinarnej. Nie wiadomo więc, skąd jej członkowie będą czerpać wiedzę o prawidłowym wykonywaniu profesji prawniczych albo choćby jak rozwiązana zostanie ochrona tajemnicy adwokackiej.
Wisienką na torcie są uzasadnienia ustaw PiS. Można by je opisywać w nieskończoność, ale jeden fragment jeży włosy na głowie:
“W życiu społecznym, poza normami prawnymi, funkcjonuje także system norm i wartości nie stypizowanych w ustawach, ale równie ugruntowany, wywodzący się z moralności czy wartości chrześcijańskich (…). Konflikt pomiędzy wyznawanymi wartościami a obowiązującym prawem wywołuje poczucie niesprawiedliwości. Sąd Najwyższy w swych orzeczeniach winien ów dualizm uwzględniać”.
Ten fragment oznacza po prostu, że zdaniem PiS podstawą do zakwestionowania wyroku będzie urażenie moralności lub wartości chrześcijańskich. Nie wiadomo, jak Sąd Najwyższy będzie miał taką niesprawiedliwość naprawiać.
Puśćmy wodze fantazji - wierzący katolik wytoczy sprawę osobie niemającej ślubu kościelnego za to, że głośno uprawia seks i tym zakłóca mir domowy oraz obraża uczucia religijne wierzącego
Sędziowie dwóch instancji wydadzą wyrok zgodny z prawem, stwierdzający, że jakkolwiek wierzący może poprosić sąsiada o cichsze zachowanie, to nie istnieje prawo zakazujące głośnego zachowania we własnym domu oraz uniemożliwiające aktywność seksualną osobom stanu wolnego.
Katolik te wyroki uzna nie tyle za sprzeczne z prawem, co z jego wartościami - i z uzasadnienia ustawy PiS wynika, że będzie miał szansę uznania kasacji przez Sąd Najwyższy.
Kaczyński i PiS muszą być wniebowzięci, że mają taką opozycję
Sprawiedliwość społeczna zakłada między innymi, że wszyscy są równi wobec prawa oraz że to powinno się przekładać na urządzenie instytucji społeczeństwa. Jednym z pomysłów, jak to zrobić, jest karta praw człowieka, wedle której każdy człowiek powinien mieć równy dostęp do szeregu swobód, możliwości i szans.
Ustawy PiS wprowadzają jednak zupełnie inne rozumienie sprawiedliwości społecznej - stosunki społeczno-gospodarcze podlegać mają jednej “etycznej i prawnej idei sprawiedliwości” - idei, której nikt nigdy nie opisał i nie opisze, bo ma ona stanowić narzędzie większości sejmowej i ministra sprawiedliwości.
Po wejściu w życie nowego prawa 'sprawiedliwość społeczna' będzie wówczas, gdy tak powidzą PiS oraz minister Zbigniew Ziobro - a jeśli coś PiS się nie będzie podobać, to będzie bezprawne i niesprawiedliwe
Dlatego warto protestować: nawet jeśli to prawo zostanie wprowadzone w życie i z każdym miesiącem będzie przybywać sędziów z nowego mianowania, to protesty dadzą tym ludziom świadomość, że społeczeństwo będzie im patrzeć na ręce.
Wszystkie komentarze