Filip Chodkiewicz - ur. w 1982 r., absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, instruktor harcerski. Przez wiele lat prowadził w Augustowie firmę eventową. Radny miejski w poprzedniej kadencji, w 2019 r. został wiceburmistrzem Augustowa
FILIP CHODKIEWICZ: Pamiętam doskonale, mróz był podobny, tylko my byliśmy młodsi.
– Zaraz ugrzęźniemy w nostalgii albo samozachwycie. Wystrzegajmy się jednego i drugiego.
– Tak było. Zobacz, jedziemy ulicą, która w tamtym czasie, przed budową obwodnicy, pełna była tirów. O, tutaj był zawsze korek, ciężarówka za ciężarówką, a to jest wjazd od strony Suwałk i główna droga biegnąca przez całe miasto. Hałas, smród spalin, wibracje. Tam jest szkoła, tu liceum, kawałek dalej, w prawo – największy pracodawca w Augustowie. Chodziło tędy mnóstwo ludzi, wypadki i kolizje co kilka dni. My tu mieszkaliśmy, z tirami pod nosem. Argumenty o miodokwiacie krzyżowym, któremu budowa obwodnicy w wariancie przez Dolinę Rospudy miała zagrażać, średnio do nas trafiały. Stąd to nastawienie.
– Nie, to była argumentacja, nad którą w Augustowie mało kto poważnie reflektował. Oczywiście były osoby świadome zagrożenia. Działałem wtedy w harcerstwie, sami zapraszaliśmy na zbiórki ekologów. Przychodzili, opowiadali o zagrożeniu. Słuchaliśmy ich uważnie, naprawdę chcieliśmy się dowiedzieć, o co w całej tej historii chodzi. Ale wychodziliśmy z tych zbiórek i widzieliśmy korek tirów, musieliśmy się między nimi przeciskać w drodze do domu. W ekologach, zwłaszcza tych, którzy przyjeżdżali z Warszawy, widzieliśmy jedynie zagrożenie, że obwodnica nie powstanie. Że te tiry będą już zawsze.
– Tak, ten protest rozkręcił ówczesny burmistrz, zrobił na tym karierę, został później posłem. Ja dziś widzę, że samorząd został po prostu wplątany w ten konflikt, stał się zakładnikiem sporu, ale wszystko, co ważne, działo się ponad naszymi głowami. Ale tymczasem zbliżamy się do kładki, która jest symbolem tej całej historii.
– Tak, gdy się okazało, że Komisja Europejska zablokuje budowę przez Rospudę, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wybudowała nam w centrum miasta kładkę, żeby dało się przejść nad tymi tirami. Kosztowała 6 mln zł i nadaje się chyba tylko do patrzenia na samochody z góry. Nikt przecież nie chce się wspinać po schodach tylko po to, żeby przejść na drugą stronę ulicy. To było jednak rozwiązanie, które miało nam osłodzić gorycz oczekiwania na obwodnicę w nowym wariancie. Kosztowny, ale bezużyteczny bibelot.
O, a tutaj mijamy moje liceum. Korek tirów utrudniał wyjazd ze szkoły, co było dramatem wielu młodzieńców ostatnich klas, którzy mieli już prawo jazdy. Byłem wśród nich. Przez ciężarówki nie dało się zrobić rundy honorowej autem na dużej przerwie. Te dramaty, jak widzisz, rozgrywały się na wielu poziomach.
– Właśnie do niej dojeżdżamy. Jest z nią związanych kilka rozczarowań. Chodzi nie tylko o opóźnienie, ale też o jej szerokość. Tylko na niektórych fragmentach ma dwa pasy w jedną stronę. W przeważającej większości jest węższa. A to znaczy, że gdy zepsuje się jakaś ciężarówka albo dojdzie do wypadku, wszystko się tu zatrzymuje, a ruch zostaje przekierowany z powrotem przez miasto.
– Oczywiście, w czasie samorządowej kampanii wyborczej. Obok ministra infrastruktury stanął ten były burmistrz, który tak zawzięcie bronił wariantu przez Rospudę. Teraz musiał szybko odnaleźć się w nowej sytuacji i ogłosić, że sukcesem jest ta obwodnica, która wrażliwy fragment doliny omija. Odnalazł się doskonale.
– Nie mogło być inaczej. Dotyczyła problemu, który wszystkim doskwierał, polaryzowała, wyzwalała emocje. Ale to nie był jedyny fetysz. Mamy ich tu więcej.
– Przez lata wmawialiśmy sobie, że Augustów jest miastem turystycznym. Prawdopodobnie z tego jest znany w Polsce, ale to wcale nie znaczy, że turystyka jest najważniejszą gałęzią naszej gospodarki. Z usług turystycznych i okołoturystycznych utrzymuje się raptem garstka mieszkańców i wystarczy spojrzeć w dane statystyczne, by zrozumieć, że stawianie na turystykę to zaklinanie rzeczywistości. Oczywiście dla tej branży obwodnica była kluczowa, głupio się chwalić dzielnicą uzdrowiskową, obok której przejeżdża codziennie kilka tysięcy ciężarówek.
– Są dwie branże, które dają zatrudnienie największej liczbie mieszkańców. Pierwsza to produkcja papierosów dla brytyjskiego koncernu, mamy tu fabrykę. Druga to przemysł stoczniowy – produkcja łódek, w Augustowie jest kilkanaście firm, które produkują doskonałe jachty motorowe, głównie dla globalnych marek. Trochę żałuję, że nie mamy jeszcze żadnej silnej augustowskiej marki łodzi, ale może to tylko kwestia czasu.
Co ciekawe, obie branże zaczynają się zmagać z brakiem pracowników. W fabryce papierosów są pracownicy z Turcji, oddelegowani przez ten koncern tutaj. W branży stoczniowej zaczynają się pojawiać augustowianie, którzy ostatnie lata spędzili w stoczniach w Wielkiej Brytanii czy Holandii. Odkrywają, że płace w Polsce wzrosły na tyle, że opłaca im się wrócić. My ich tu witamy z otwartymi ramionami.
Dla tych dwóch branż obwodnica zdaje się nie miała wielkiego znaczenia. Toczy się natomiast dyskusja o przebiegu trasy Via Baltica. Niektórzy załamują ręce, że będzie ona biegła bliżej Ełku niż Augustowa. Moim zdaniem to rozwiązanie ma też dobre strony, odsuwamy od siebie korytarz intensywnego ruchu. Ale dojeżdżamy do Suwałk.
– I tak, i nie. Od niedawna zresztą jesteśmy jej częścią. Stworzyliśmy w Augustowie strefę aktywności gospodarczej i została objęta zapisami suwalskiej strefy. Jej utworzenie i uwolnienie sporej części Augustowa spod ograniczeń ustawy uzdrowiskowej miało stworzyć warunki rozwoju przedsiębiorcom, których już mamy. Zależy nam również na inwestorach z zewnątrz, ale niekoniecznie na tych, którzy chcą dać zatrudnienie przy najprostszych zajęciach za najniższą krajową. Taki jest właśnie przypadek suwalskiej strefy.
Stawiamy na rozwój lokalnego biznesu, bo on uwzględnia lokalne uwarunkowania. Cieszymy się, że mamy nowoczesną fabrykę papierosów, ale wiemy, że decyzje o jej istnieniu zapadają gdzieś daleko, np. w londyńskim City. Gdy ktoś tam uzna, że bardziej opłacalna produkcja jest gdzieś indziej, bardziej na wschodzie czy południu, tysiąc mieszkańców straci pracę. Dlatego wolimy nie uzależniać się od jednego pracodawcy.
Wracając do suwalskiej strefy, wielu mieszkańców Augustowa przyjeżdża tutaj do pracy. I tu wraca wątek obwodnicy.
– Tak, ale nie dzięki wybraniu nowej drogi. Oni z niej nie korzystają. Mnie to jakoś nawet zachwyca. Zjechaliśmy z obwodnicy i właśnie wracamy do Augustowa. Chciałem zrobić tę pętlę, żeby ci to pokazać. Pojedziemy starą drogą, niegdyś pełną tirów. Dzisiaj całkiem spokojną.
– No właśnie. Tu było mnóstwo wypadków, kilkadziesiąt osób tu pewnie zginęło. Jednak teraz tiry jadą obwodnicą, ale mieszkańcy Augustowa jadą do Suwałk do pracy albo na zakupy tędy. Bo tu jest ładniej, fajnie się jedzie, te lasy są przecież olśniewające. Obwodnica sprawiła, że można się znów zachwycić okolicą. Miejscowi to doceniają.
– Właśnie tam jedziemy. Chciałbym cię zabrać w okolice dawnego obozu ekologów. Tam dalej jest knajpa człowieka, który dowoził im jedzenie. Jako jeden z nielicznych tutejszych wspierał ten protest. Mówiło się, że widział zagrożenie dla swojego biznesu w budowie obwodnicy, stołowali się u niego kierowcy ciężarówek, bał się, że upadnie.
– Nie, ma się doskonale. Biznes mu się rozwija, klientela jedynie uległa zmianie.
– Tak, uznaliśmy, że można ten system wykorzystywać nie tylko do głosowania w budżecie obywatelskim. Jest na tyle bezpieczny, że pozwala prowadzić coś w rodzaju referendów także w innych sprawach. Ostatnio mieszkańcy głosowali w sprawie płatnej strefy parkowania. Uruchomiliśmy to rozwiązanie także przy okazji wybierania gwiazdy Dni Augustowa. W tym drugim przypadku obniżyliśmy wiek uprawnionych do głosowania do 13 lat.
– Ale wtedy zorganizowano referendum, większość opowiedziała się za obwodnicą przez Rospudę. Frekwencja była jednak za mała i referendum nie było wiążące. I tak by zresztą nie było. Referendami nie można uchylać obowiązującego prawa. Sam fakt jego zorganizowania uważam więc za szkodliwy, bo tamten spór był sporem prawnym.
Nie mam nic przeciwko pytaniu ludzi o zdanie, w ubiegłorocznym głosowaniu o strefę parkowania w mieście opowiedzieli się przeciw. Ja uważam, że to była błędna decyzja, ale podczas posiedzenia rady miasta nasz klub zagłosował tak, jak chcieli mieszkańcy. Bo po to ich pytaliśmy. W przypadku obwodnicy nie moglibyśmy uwzględnić ich głosu. To byłaby farsa.
– Sam jestem zdziwiony, jak wielką ewolucję przeszedłem. Bo wtedy nie bez oporów, ale wybrałbym opcję pomarańczowej wstążki. Z tymi tirami naprawdę nie dało się żyć. Co więcej, ja jestem państwowcem, wierzę, że państwo jest potrzebne. I ono mnie oraz wszystkim mieszkańcom mówiło, że wszystko jest legalne, że to się dzieje w poszanowaniu prawa krajowego i europejskiego. Wszystkie zaangażowane w to instytucje zapewniały, że nie ma się czym martwić.
– Wszyscy wieszali tu wtedy psy na tych oszołomach ekologach, że pieniacze, że ekoterroryzm i tym podobne rzeczy. A okazuje się, że to oni mieli w tym sporze rację. Od początku mówili, że obwodnica w Dolinie Rospudy łamie unijne prawo i nie może powstać. To upór strony rządowej spowodował opóźnienie tej inwestycji, nie ekolodzy. Trzeba sobie to powiedzieć jasno. Ale tych dodatkowych sześć lat czekania nie jest w tym przypadku największym kosztem.
– Utrata zaufania do państwa. Wiesz, przyjeżdżał minister środowiska, słuchał postulatów ekologów i mówił: „Nie da się estakady? To nie szkodzi, wybudujmy pod Rospudą tunel!”. To było skrajnie nieodpowiedzialne!
Myślę, że wielu mieszkańców wyszło z tej historii z przekonaniem, że instytucjom państwowym nie można ufać, że one są niesolidne, nierzetelne. W dodatku nie umieją się przyznać do własnych błędów. Bo ja nie wierzę, że te wszystkie urzędy, ministerstwo, GDDKiA nie wiedziały, że brną w ślepą uliczkę.
Ja straciłem sporo z mojego zaufania do państwa przy okazji sporu o Rospudę, a dziś jako samorządowiec w relacjach z instytucjami centralnymi staram się zachowywać daleko posuniętą ostrożność. I wydaje mi się, że to jest największy koszt całej tej afery.
Oto kolejny wywiad z naszego nowego cyklu „In situ” („Na miejscu”). Rozmowy prowadzone są w bezpośrednim sąsiedztwie obiektów zbudowanych dzięki funduszom unijnym – inwestycje są punktem wyjścia dla szerszej refleksji na temat polskiego krajobrazu.
Filip Springer – dziennikarz, fotograf i autor nagradzanych książek reporterskich – wybiera się na spacery z architektami, aktywistami miejskimi, inwestorami czy intelektualistami w miejscach takich jak: dworzec Łódź Fabryczna, Filharmonia im. Karłowicza w Szczecinie, Centrum Nauki i Sztuki „Stara Kopalnia” w Wałbrzychu czy Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku.
Springer rozmawia o tym, co te miejsca mówią o Polakach – ich twórcach, użytkownikach i krytykach – i jaka wizja wspólnoty oraz przyszłości z nich wynika.
***
Projekt „Future is Now – Przyszłość jest teraz” jest współfinansowany przez Dyrekcję Generalną ds. Polityki Regionalnej i Miejskiej (DG REGIO) Komisji Europejskiej. Informacje i poglądy przedstawione na tej stronie są wyłącznie opiniami autorów i niekoniecznie odzwierciedlają oficjalne stanowisko Unii Europejskiej. Ani instytucje i organy Unii Europejskiej, ani żadna osoba działająca w ich imieniu nie mogą być pociągnięte do odpowiedzialności za wykorzystanie zawartych tu informacji.
Wyborcza to Wy, piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Brakuje nazwiska ministra środowiska który chciał budować tunel.
To był JAN SZYSZKO. Tak, ten sam od wycinki Puszczy Białowieskiej, odstrzału żubrów i dzików.
A ten rząd, który upierał się budować nielegalnie drogę to był rząd PiS z premierem KACZYŃSKIM.
Dlaczego tego nie napisano?
Natomiast wspomnianym burmistrzem, który chciał obwodnicy przez Rospudę był Leszek Cieślik, niestety z PO.
Szkada rowniez, ze nie wspomniano o zaangazowaniu Rydzyka w te sprawe - te demonstracje z krzyzami, ataki fizyczne na ekologow. Szyszko zawsze mial radyjo w odwodzie.
Nie może za bardzo pyszczyć, bo Cieślik jest radnym i zdaje sie szefem radnych PO w tej kadencji, a pisowców też sporo w radzie.
Bo beton PiS robi to dla pieniędzy Kaczyński od 30 lat zajmuje się jumaniem pieniędzy państwowych, w tym zdobyli mistrzostwo
Zwróć uwagę że PiSlamczykom wychodzi pisanie ustaw pozwalającym im się dorobić... Wszystkie inne to buble prawne.... Tak bardzo im zależy na naprawie państwa... No sprawne państwo by już ich dawno pozamykalo.
Rządy proletariatu, kompetencji zero, przemocy dużo.
Mrozkowskie Edki.
Rządy złodziei, nie ploretariatu
Masz rację, nie proletariatu. Proletariat ich tylko wybrał, resztę załatwiają sami.
Wywiady z kumplami to kiepski pomysł.
Doczytałem tylko do fragmentu:
"Tylko na niektórych fragmentach ma dwa pasy w jedną stronę. W przeważającej większości jest węższa. A to znaczy, że gdy zepsuje się jakaś ciężarówka albo dojdzie do wypadku, wszystko się tu zatrzymuje, a ruch zostaje przekierowany z powrotem przez miasto."
I stwierdziłem, że mamy do czynienia z osobą roszczeniową, której nic się nie podoba. Typowy millenials - jemu zawsze wszystko się należy, zawsze i wszędzie.
Ciekaw jestem i proszę o twarde dane, jak często następuje takie zdarzenie zakorkowania całej obwodnicy. Jaką długość mają odcinki jednopasowe. Czy na tych odcinkach nie ma poboczy zdatnych do zjechania zepsutych pojazdów?
"Czy na tych odcinkach nie ma poboczy zdatnych do zjechania zepsutych pojazdów?"
Nie ma. Tam nie ma żadnych utwardzonych poboczy, a nieutwardzone są bardzo wąskie i od razu rowy.
Tak, na gugle maps widać, że obwodnica jest poprowadzona w miejsce drogi (chyba) powiatowej. Wygląda na to, że tam nic nie robiono z tą drogą (koszty mniejsze), tylko położono nowe podłoże i nową nawierzchnię. Nie poszerzano. Ale jedną rzecz zrobiono - postawiono wiadukty, dzięki czemu obwodnica jest bezkolizyjna. Wiadukty mają możliwość puszczenia dodatkowej nitki (oprócz jednego, który tam zobaczyłem), więc jest potencjał do rozbudowy. Z tego wszystkiego najdroższe wiadukty i skrzyżowania - one nabiły koszty.
Drugi pas jest na skrzyżowaniach, które są co kilka kilometrów, a więc rozsądny kierowca jakoś się doczłapie do zjazdu i zjedzie, by nie blokować.
Jeśli rzeczywiście się rozkraczy na jednym pasie, to zostaje ruch wahadłowy, a więc z mniej niż połową wydajności, ale też powinny służby to monitorować cały czas (przez CB radio oczywiście). Nie powinno to powodować tak dużych niedogodności, nawet przy puszczeniu ruchu przez miasto - natężenie będzie około połowy dawniejszego ruchu, bo ta jedna nitka na obwodnicy będzie przejezdna. Tylko policja musi się spisać. Pytanie tylko, czy oni są w stanie to monitorować, pojechać na miejsce, jeśli trzeba, czyli ruszyć się z miejsca, a nie łaskawie czekać na zgłoszenie, gdy już wszystko stoi. Zresztą może mają kamery, powinni.
Całkiem niezły kompromis za najniższą w tych okolicznościach możliwą cenę (czyli w wersji bez poszerzania, ale nie przez Rospudę) i nie ma co narzekać.
Wiele osób mieszka właśnie przy takich drogach i nie mają nic do powiedzenia, choćby w Warszawie... I co mają robić, gdy nie można wytrzymać hałasu? Nie mają żadnej siły przebicia, nie mogą urządzić demonstracji, nosić wstążek. Mogą tylko czekać na elektryki, a te przecież nie do końca wyeliminują hałas - szum powietrza zostanie. Marnie.
Zauważyłem, że w całej Polsce odpie....lamy jakąś debilną manianę przy modernizacji dróg i właściwie to mimo porządnej modernizacji podłoża, nośności i odwodnień to prawie wcale nie robi się dróg z poboczami.
A pobocza mogą służyć nie tylko do awarii samochodu, ale również do umożliwienia przez jazdę poboczem bardziej bezpiecznego wyprzedzenia, jak ktoś jedzie szybciej, ale też radykalnie poprawia bezpieczeństwo rowerzysty kiedy jedzie poboczem.
xxxx
Teraz to mam przerażenie w oczach jak rowerzysta ze strachu próbuje zjechać na pobocze na zmodernizowanych trasach, gdzie nie ma równej trawy tylko posypane, łupane kamulce, które mogą postawić rower w słup lub rzucić rowerzystę na 2-3 metry w kierunku samochodu. Po prostu się wtedy zatrzymuję.
"Według ekologów w?wyniku budowy, a?następnie użytkowania drogi nastąpiłaby dewastacja dziewiczych terenów. Innego zdania jest Henryk Tomaszewicz, emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego w?dziedzinie ekologii i?hydrobiologii. On jako jeden z?niewielu naukowców miał odwagę twierdzić, że?droga nie doprowadzi do?dewastacji biologicznej środowiska Doliny Rospudy. ??Roślinność, z?którą mamy tam do?czynienia, mogła się rozwinąć dlatego, że?tereny te przez wieki były zagospodarowane przez miejscową ludność ??wyjaśnia specjalista. Wyjaśnijmy też, że?Dolina Rospudy powstała głównie dzięki działalności człowieka, czyli budowę Kanału Augustowskiego w?XVIII?w."
Niezbyt mądry ten naukowiec, wychodzi z błędnych założeń, że skoro człowiek stworzył, to człowiek ma prawo zniszczyć. To tak samo jak z łąkami kośnymi w górach, które koszono ręcznie lub wypasano i dzięki temu rozwinęły się tam i przetrwały unikalne gatunki, które nie mają możliwości przeżycia w innych warunkach. Teraz są do tych obszarów dopłaty (z Unii), właśnie żeby je utrzymać w tym stanie "naturalnym", tzn. takim, w jakim były od setek/tysięcy lat. A co było kiedyś... zanim jeszcze człowiek skolonizował i przekształcił wszystkie ziemie... była większa różnorodność środowisk i więcej zwierząt, które wyjadały trawy, więc naturalnie znajdowały się miejsca, w których takie gatunki mogły się utrzymać. Teraz tych dodatkowych miejsc nie ma (wszędzie są uprawy), a te, które są, stanowią ostoję i przechowalnik, który trzeba bronić za wszelką cenę.
Takim właśnie miejscem jest dolina Rospudy i dlatego potrzebna była jej ochrona.
W dodatku teoria o antropologicznym pochodzeniu Doliny Rospudy wydaje się wątpliwa. Nikt tam nie wykasza łąk a związek z budową Kanału Augustowskiego to w ogóle jakiś stek bzdur.