Jest Rosjanką. Doktorem filozofii
Na Słowację przyjechała za mężem, Słowakiem, którego poznała w Moskwie.
Ma 52 lata, od 20 mieszka w Bojnicach, od 15 jest przewodniczka na tutejszym zamku.
- Nasz zamek unikalny, a to dlatego, że nigdy nie był całkowicie zniszczony czy obrabowany. Owszem, był przebudowywany, ale jego jądro jest nieporuszone. A kiedy jądro jest nieporuszone, to wtedy ta energia skumulowana przez lata się trzyma.
Poza tym w tym zamku nigdy się nic strasznego nie działo. To znaczy nikt nikogo nie męczył, nie torturował. Nawet sali tortur w nim nie ma. Dlatego ta energia skumulowana w jądrze jest dobra, nie zła.
Posłuchaj.
Kiedy zaczynasz pracować na zamku, to po mniej więcej pół roku, no, może po trzech miesiącach, zaczynają się z tobą i wokół ciebie dziać przedziwne rzeczy. To znaczy zaczynasz czuć, widzieć, że tam są duchy. Ale one nie są złe, tylko straszne właśnie. I teraz albo ty to zrozumiesz i się do nich przyzwyczaisz, albo się ich wystraszysz.
Mnóstwo ludzi się wystraszyło i odeszło z pracy.
Posłuchaj.
Na początku dostrzegłam cienie. Potem zaczęłam czuć muśnięcia. Chłodne i delikatne. Aż w końcu wydarzyło się coś naprawdę strasznego...
Oprowadzałam wycieczkę w nocy. Mamy coś takiego. To była drużyna koszykarzy. 25 chłopów, ogromnych.
Jak się wędruje w nocy, to zasada jest taka, że przewodniczka idzie przodem, potem ludzie, a na końcu klucznik, który zamyka kolejne drzwi.
Przeszliśmy przez wszystkie komnaty, zeszliśmy do jaskini. I tam jest już tylko taka brama z drewnianej kraty. Zawsze otwarta. Podchodzę, a ona zamknięta. Próbuję, próbuję i nic. No to czekam na klucznika. Pięć, minut, dziesięć, nie ma. No to próbuję jeszcze raz. I znowu nic. Mówię więc do tych chłopów: - Może się zaklinowały, pomóżcie.
Naparli i nic.
- No to wracamy - mówię. Ale te drzwi, przez które weszliśmy, też są już zamknięte.
- Czy ktoś z was ma telefon?
Na szczęście ktoś z nich miał. Moskiewski, bo to była rosyjska drużyna. Wykręciliśmy numer i wtedy, nadal mi ciarki chodzą, ta kratownica zaskrzypiała i z takim jakby jękiem zaczęła się otwierać.
Byłam w sukni z XVIII wieku, podniosłam nad kolana i w nogi. A oni za mną.
Znalazłam strażnika i pytam: gdzie klucznik?
- Poszedł do domu.
- Jak to? Przecież tak nie można!
Zadzwoniłam do klucznika, a on mi się przysięga, że to było tak, że ja do niego przyszłam, normalna, taką, jaką pan mnie teraz widzi, i powiedziałam: - Nie trzeba z nami iść. My pójdziemy sami. Idź do domu.
- Idź do domu, ja cię proszę!
Po tym zdarzeniu powiedziałam sobie, że więcej do jaskini nie zejdę. I przez pół roku, jak oprowadzałam wycieczki, to tam nie schodziłam. To znaczy raz czy dwa spróbowałam, ale tak się bałam, że nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas myślałam tylko, że tam coś strasznego jest.
A potem dyrektor powiedział, że albo będę normalnie oprowadzała wycieczki, albo fora ze dwora. No to nie miałam wyboru i musiałam się przemóc.
Jeśli chcesz pracować na zamku, to musisz zaakceptować, że duchy po prostu tam są.
Pani myśli, że jest coś takiego jak Bóg?
- Coś tam jest.
Tego panią na Uniwersytecie Moskiewskim z pewnością nie uczono.
- Ale ja sama z siebie wiedziałam, że poza życiem coś jest.
A czego się pani boi?
- No właśnie duchów. Bo tego nie sposób się nie bać.
Dlaczego?
- Każdy normalny człowiek, bo za nienormalnych się nie wypowiadam, boi się tego, czego nie zna. No i z duchami jest właśnie tak, że ty zaczynasz się bać, ale nie wiesz czego.
I to jest właśnie straszne.
I co pani wtedy robi?
- Znak krzyża i idę dalej.
Wszystkie komentarze