Rozmowa z Anną Dębicką
dyrektor Programu MSC w Polsce i Europie Centralnej
Sławek Szymański: Dlaczego te kraje z takim trudem dogadują się w sprawie kwot połowowych śledzia atlantycko-skandynawskiego? Znają przecież raporty naukowe.
Anna Dębicka: Niestety nie istnieje międzynarodowe porozumienie, które regulowałoby, w jaki sposób wszystkie te strony wspólnie korzystają z zasobów śledzia. Oznacza to, że każda strona samodzielnie decyduje o tym, ile śledzia w danym roku złowi, biorąc pod uwagę swoje interesy ekonomiczne, co nie zawsze jest dobre dla środowiska i zgodne z rekomendacjami naukowców.
W jakiej kondycji są dzisiaj te śledzie? Naprawdę trzeba się o nie martwić?
– Od 2012 r. nie obowiązują żadne umowy o podziale kwot pomiędzy stronami poławiającymi śledzia atlantycko-skandynawskiego, stąd planowane połowy przekraczają wartości wskazane przez doradztwo naukowe. Stanowi to poważne zagrożenie dla długoterminowej stabilności stada.
Załóżmy, że połowy śledzia z Atlantyku nie są w żaden sposób ograniczone: co się dzieje? Skończyłoby się tak jak kiedyś z dorszem z łowisk nowofundlandzkich?
– Przez stulecia ludziom wydawało się, że morza i oceany stanową niewyczerpane źródło ryb i owoców morza, tymczasem nadmierne połowy mogą prowadzić do zachwiania równowagi ekosystemów morskich i wymierania gatunków.
Rezultaty nadmiernej eksploatacji łowisk najlepiej pokazuje właśnie historia populacji dorsza u wybrzeży Nowej Fundlandii w Kanadzie. W 1992 roku, w wyniku wieloletnich niezrównoważonych połowów, w pozornie niewyczerpalnym łowisku dorsza zabrakło ryb. Niemalże z dnia na dzień pracę straciło 40 tys. osób z ponad 400 przybrzeżnych społeczności.
Taka sytuacja może dotyczyć każdego gatunku na całym świecie świata, jeśli połowy nie są prowadzone w sposób odpowiedzialny. Dotyczy to także śledzia w Atlantyku, który w przeszłości borykał się już z problemem przełowienia. Pod koniec lat 60. XX wieku stado śledzia atlantycko-skandynawskiego uległo załamaniu, a udało się je odbudować dopiero po 20 latach ograniczonej działalności połowowej. Mam nadzieję, że tym razem decyzje decydentów nie doprowadzą do takiej sytuacji.
A w jakiej formie jest śledź bałtycki?
– Na 2021 r. naukowcy rekomendują zmniejszenie połowów dla większości bałtyckich stad ryb. Jednak nie oznacza to, że całkowicie musimy zaprzestać jedzenia ryb z Bałtyku. Od 2018 r. certyfikat zrównoważonego rybołówstwa MSC posiadają fińskie połowy bałtyckiego śledzia i szprota, a w lipcu tego roku certyfikację pomyślnie przeszło międzynarodowe duńsko-estońsko-niemiecko-szwedzkie rybołówstwo śledzia i szprota. Warto zaznaczyć, że proces oceny według Standardu MSC przechodzą obecnie także polscy rybacy poławiający te gatunki, a decyzję niezależnych audytorów, czy są to połowy zrównoważone, powinnyśmy poznać na początku przyszłego roku.
To, czy powinniśmy jeść ryby z Bałtyku, zależy nie tylko od gatunku, ale także od konkretnego stada, stosowanych metod i narzędzi połowowych oraz wpływu, jaki połowy mają na cały ekosystem morski.
Dla wszystkich osób, które nie czują się ekspertami w tym zakresie, z pomocą przychodzi program certyfikacji MSC. Widząc niebieski znak MSC na produkcie, mamy pewność, że ryby pochodzą ze stabilnych, dobrze zarządzanych łowisk.
Czy zmiany klimatu wpływają jakoś na liczebność i zdrowie śledzi w Bałtyku i Atlantyku?
– Zmiany klimatu powodują drastyczne zmiany w funkcjonowaniu mórz i oceanów, wpływając tym samym na ich faunę i florę oraz nas samych. Przemieszczające się prądy oceaniczne i ocieplające się wody prowadzą do zmian w rozmieszczeniu stad ryb oraz w strukturze ekosystemów na całym świecie. Zmiany obszarów występowania stad ryb wymagają nowych ustaleń pomiędzy rybołówstwami i rządami państw – trudnych w szczególności, gdy stado znajduje się w jurysdykcji różnych państw lub gdy konieczne jest znaczące ograniczenie połowów. To pociąga za sobą konieczność przyjęcia nowych rozwiązań, aby móc dalej prowadzić połowy w sposób zrównoważony. Wierzę, że jest to możliwe, a dzięki odpowiedzialnym decyzjom rybołówstwa dostosują się do zmieniających się warunków.
Dużo jednak zależy także od naszych wyborów jako konsumentów. Rosnący popyt na produkty ze zrównoważonych źródeł zachęca sieci handlowe i przetwórców, by zaopatrywali się u certyfikowanych dostawców. A to z kolei skłania do wprowadzania ulepszeń i przystąpienia do Programu MSC te rybołówstwa, które dotąd w nim nie uczestniczyły.
Może powinniśmy zacząć się przyzwyczajać do łososia czy krewetek na świątecznym stole zamiast tradycyjnego śledzia?
– Zachęcamy konsumentów, aby wybierali wyłącznie śledzia ze zrównoważonych połowów z certyfikatem MSC. W te święta na pewno bez problemu znajdziemy go zarówno w najpopularniejszych sieciach handlowych, jak i osiedlowych sklepikach. Warto jednak być otwartym także na inne gatunki: w polskich sklepach dostępnych jest blisko 400 różnych produktów rybnych i owoców morza oznaczonych niebieskim znakiem MSC. Wśród nich, oprócz śledzi, znajdziemy m.in. dzikiego łososia, dorsza, mirunę, mintaja, morszczuka, czarniaka (dorsza czarnego), tuńczyka, a nawet certyfikowane małże czy krewetki.
Jeśli w przyszłości certyfikowany śledź nie będzie dostępny, to liczę, że konsumenci poszukają alternatywnych gatunków i stanie się to motywacją dla państw poławiających śledzia do wprowadzanie zrównoważonych strategii połowowych, dzięki czemu śledź z niebieską rybką powróci na sklepowe półki, a jego zasoby pozostaną w dobrej kondycji dla nas i dla przyszłych pokoleń.
W jakim stanie są morza i oceany?
Raport ONZ „The State of World Fisheries and Aquaculture 2020” wskazuje, że z roku na rok coraz więcej światowych zasobów dzikich ryb jest przełowionych. Nadmierne połowy dotyczą już? ponad 1/3 stad ryb, a odsetek ten jest ponad trzy razy wyższy niż? jeszcze w połowie lat 70. Tymczasem zapotrzebowanie na ryby wciąż rośnie. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat tempo wzrostu światowej konsumpcji ryb dwukrotnie przewyższyło tempo wzrostu liczby ludzi na świecie. Przeciętnie mieszkaniec Ziemi zjada 20,5 kg ryb owoców morza, a przewiduje się, że do 2030 roku liczba ta wzrośnie do 21,5 kg per capita. To ponad trzy razy więcej niż jeszcze w połowie lat 60.
Co oznacza niebieski znak MSC?
Certyfikat MSC możemy znaleźć na dzikich rybach i owocach morza. Gwarantuje on, że ryby pochodzą z odpowiedzialnych i dobrze zarządzanych połowów, spełniających najbardziej rygorystyczne światowe normy środowiskowe.
Zrównoważone połowy w mniejszym stopniu wpływają? na ekosystem morski i nie zaburzają? jego równowagi, pozostawiając więcej ryb oraz nie zagrażając innym zwierzętom morskim, takim jak żółwie, delfiny, morświny czy ptaki morskie.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.