Chcemy wyróżnić tych, którzy projektują tak, żeby w myśleniu o dizajnie nie zgubić człowieka. Chcemy też upowszechniać wiedzę o tym, że tak projektować można i warto. Oraz jak to robić. Skupiamy się na tych, którzy projektują dla domu, i czekamy na zgłoszenia wszelkich produktów i rozwiązań zaprojektowanych funkcjonalnie, użytecznie, trwale i dobrze.
Konkurs kierujemy do firm projektujących i produkujących wszystko, co tworzy dom. Meble, sprzęty, usługi i wiele innych rzeczy, których istnienia czasem nawet nie przeczuwamy.
Weź udział w konkursie i zgłoś PRODUKT bądź USŁUGĘ.
Nagrodą będzie specjalny znak jakości. O tym, kto go dostanie, zdecyduje specjalnie dobrana kapituła. Czekamy na zgłoszenia. Wyniki ogłosimy w marcu 2019 r.
Ada Chojnowska: Zdolnych mamy młodych twórców, projektantów? Mamy się czym w Polsce pochwalić?
Grzegorz Kuba Kmieciak: Zdecydowanie tak! Na pewno nie odstajemy od światowego poziomu, myślę, że z polskim designem jest naprawdę całkiem dobrze.
Dina de Białynia-Woycikiewicz: Nawet u początkujących. A znamy ich wielu, jako że od samego początku chcieliśmy promować młodych twórców, których nie stać na własne salony i showroomy. Zaczynaliśmy w 2012 r. jako Forum Mody, szybko jednak stwierdziliśmy, że warto poszerzyć zakres naszej działalności i stworzyć miejsce dla młodych designerów tworzących różnego rodzaju meble, dodatki, akcesoria. Tak powstało Forum Designu, które początkowo mieściło się w starych kuchniach hotelu Forum. W pewnym momencie przestaliśmy się tam jednak mieścić, zapadła więc decyzja o przeprowadzce na Dolnych Młynów. Byliśmy tam jako pierwsi, to miejsce dopiero się rozkręcało. Z czasem zaczęło nas odwiedzać coraz więcej osób, a jako że chcieliśmy mieć pełną ofertę, zaczęliśmy też współpracę z większymi, poszukiwanymi przez klientów markami. Po jakimś czasie znów zmieniliśmy lokalizację – kiedy usłyszeliśmy, że dawny hotel Cracovia został kupiony przez Muzeum Narodowe i będzie się tu tworzyć Muzeum Designu i Architektury, zgodnie stwierdziliśmy, że to miejsce dla nas idealne. Po trwających pół roku staraniach udało się i od listopada 2017 r. można już nas znaleźć przy ul. Focha.
Przez te lata kontaktów z młodymi twórcami na pewno wiecie, jakie są ich największe bolączki.
DBW: To prawda. Z tego, co udało nam się zaobserwować, jednym z największych problemów jest samo rozpoczęcie produkcji swoich przedmiotów. Szczególnie u tych najbardziej początkujących, którzy jeszcze studiują lub są tuż po studiach. Specjalnie dla nich stworzyliśmy Strefę Debiutów, w której ramach pomagamy ze stworzeniem prototypu produktu, organizujemy warsztaty, promujemy ich produkty i zapewniamy dostęp do pomocy prawnej. Chcemy im dać jak największe wsparcie, dlatego mogą u nas sprzedawać swoje produkty po własnych cenach, bez marży sklepu, niczego im nie narzucamy.
GKK: Żeby w ogóle zacząć myśleć o rozpoczęciu swojej produkcji, trzeba mieć warsztat. Można też rozpocząć współpracę z dużą marką lub producentem, którzy udostępnią nam sprzęt, żeby stworzyć choćby prototyp, ale trzeba się do nich w jakiś sposób przebić. Korzystając ze współpracy z dużymi markami, staramy się więc je z młodymi twórcami połączyć, przedstawić.
DBW: Dużym problemem jest też brak przygotowania biznesowego. Często w naszych kontaktach z początkującymi twórcami widzimy, że na przykład już sama kwestia faktury jest dla nich niezrozumiała. Nic jednak dziwnego – tego uczelnie artystyczne (i nie tylko) nie uczą. Taki młody człowiek ma więc głowę pełną pomysłów, ale żadnych kontaktów, narzędzi do produkcji, pieniędzy i wiedzy, jak sobie na rynku radzić. A ta osoba ma być przecież nie tylko projektantem, ale i producentem.
Ale komuś się jednak na tym rynku udaje przebić, rozwinąć skrzydła?
DBW: Na pewno, wiele marek się rozwija, wciąż też powstają nowe. Twórcy w Polsce mają naprawdę świetne pomysły, jednak przy rozwijaniu produkcji w grę wchodzi już jakiś kapitał. Mamy u nas na przykład stworzony przez projektantkę fotel. Nie możemy go jednak sprzedać, bo to jedyny egzemplarz. A projektantkę stać na stworzenie tylko jednego.
Dlaczego rzeczy są od młodych designerów są w większości tak bardzo drogie?
DBW: Kontynuując ten sam przykład – kiedy wspomniany fotel zostanie zamówiony, przychodzi pan, bierze jego dokładne wymiary i sprawdza, jak jest zrobiony, bo nie ma innego wzoru, a później spawa i tworzy. Kolejna osoba zajmuje się szyciem futerału i ostatecznie koszt wykonania takiego fotela to dla projektantki 800 zł. Dla wielkiej marki meblarskiej, która to wszystko zrobi w fabryce w Chinach, ten koszt zamknie się w maksymalnie 200 zł. Należy zrozumieć, że cena to niekoniecznie fanaberia młodego twórcy, który wysoko wycenia swoje produkty, bo jego zdaniem są takie świetne, ale przede wszystkim kwestia wyższych kosztów produkcji. Wiele produktów wymaga użycia specjalistycznych maszyn. Trudno oczekiwać, że ktoś zaczynający działalność będzie miał pieniądze na ich zakup czy nawet dzierżawę. Nie sprzedaje też swoich wytworów masowo, to często pojedyncze egzemplarze, a masowa produkcja siłą rzeczy jest znacznie tańsza. Do tego, jeśli projektantowi uda się dogadać z jakimś sklepem stacjonarnym, to i on narzuca dodatkowo swoją marżę. Oczywiście zdarzają się marki, której właścicielom już na starcie przewraca się w głowach i chcą sprzedać stół, którego wykonanie kosztowało 2 tys. zł, za 20 tys. zł Ale taka taktyka się nie sprawdza. Klient nie jest głupi i mniej więcej orientuje się w kosztach produkcji. Czasem będzie w stanie zapłacić więcej, ale jeśli marka jest znana i wyrobiła sobie pewną renomę.
GKK: Warto też pamiętać, że za wyższą ceną najczęściej idzie też wyższa jakość. To bardzo często ręczna robota, z wysokiej jakości materiałów, niezwykle czasochłonna. Samodzielne wystruganie krzesła czy stołu siłą rzeczy pochłonie znacznie więcej czasu niż masowa, maszynowa produkcja.
Jaki jest odbiór klientów? Są skłonni na taką ręczną robotę wydać nieco więcej niż na stół z Ikei?
GKK: Klienci są na pewno coraz bardziej świadomi i wymagający. Szukają rzeczy dobrych jakościowo i są w stanie wydać na nie więcej, podobnie jak są coraz bardziej skłonni do tego, by wspierać polskie młode marki. Jeśli mają wybór pomiędzy dwoma podobnymi produktami, a jeden z nich będzie pochodził właśnie od rodzimych twórców, to wybiorą właśnie ten. Nawet jeśli będzie nieco więcej kosztował.
Czy tę świadomość klientów widać też przy współpracy z architektami? Czy może dają sobie narzucać ich wizje?
GKK: Zdecydowanie nie, te czasy już minęły. Sami architekci coraz bardziej otwierają się na ludzi, nie chodzi im o zrealizowanie swoich niespełnionych wizji, a i klienci potrafią powiedzieć „nie”, są coraz bardziej świadomi i wymagający. No i mają też pojęcie, co się w świecie wnętrzarskim dzieje. Interesuje się tym zresztą coraz więcej osób, tak jak kiedyś wszyscy tańczyli, później gotowali, tak teraz wszyscy urządzają wnętrza. To widać choćby po tym, czego szukają u nas klienci. Kiedy coś pojawia się w magazynach wnętrzarskich, niemal natychmiast widzimy tym produktem czy trendem większe zainteresowanie. Nie zawsze przekłada się to na sprzedaż, ale pewne poruszenie jest.
A jakie trendy widzimy teraz? Co się najczęściej sprzedaje?
GKK: W samej sprzedaży jest pewna sezonowość, jesienią sprzedają się lampy, świeczki i akcesoria, które sprawiają, że po szybciej zapadającym zmroku ludziom ma się zrobić przyjemniej, zimą to przede wszystkim mniejsze akcesoria i dodatki, które można wręczyć komuś w prezencie. Jeśli chodzi o same trendy, to znów nie odstajemy od świata. Wnętrzarskie trendy z zagranicy przychodzą do nas już bez opóźnienia i modne jest dokładnie to samo co w Europie Zachodniej. Na pewno wciąż jest to vintage, bo tych rzeczy jest coraz mniej, przez co stają się coraz bardziej oryginalne, na pewno idziemy w kolory, na pewno też meble w stylu retro, z lat 50. i 60., choćby dlatego, że są lekkie i małych rozmiarów. Ludzi nie stać na duże mieszkania, więc często je wybierają.
A wam co się najbardziej teraz podoba? Wpadło wam coś szczególnie w oko?
DBW: Ostatnio bardzo spodobał mi się pomysł jednej z marek na stworzenie ozdobnych czujników dymu czy smogu. To bardzo fajny produkt, nikt wcześniej nie wpadł na to, że czujki wcale nie muszą być brzydkie, ale mogą być kolorowe, w formie np. ćmy. Ta sama firma robi też śmieszne, ozdobne gaśnice. To zwykłe przedmioty, które często niestety musimy w domu mieć, a zwykle psują nam wystrój. Okazuje się jednak, że można inaczej, że może to być coś fajnego, a jest jakieś 30 proc. droższe niż standardowe produkty. Podobają mi się też wyroby z papieru – osłony na donice, tapety, poduszki, torby. Bardzo uniwersalne, do tego papier jest bardzo odporny, można go nawet prać w pralce.
Ogółem to jednak bardzo ciężkie pytanie. W tej chwili mamy ok. 214 marek, a wybieramy je, kierując się nie tylko tym, co może się sprzedać, ale i naszą estetyką. W większości te rzeczy nam się po prostu podobają, a z 30 procent tego wszystkiego chciałabym mieć u siebie w domu. Niestety, tak się jednak nie da...
GKK: Na szczęście mamy okazję otaczać się nimi przynajmniej w pracy.