Rozmowa z Natalią Pietruszewską-Golbą*, projektantką
Natalia Mazur: „Nie projektujemy krzesła, ale projektujemy doświadczenie siedzenia na krześle” – powiedziała pani podczas konferencji „Zaprojektowane po ludzku” kilka miesięcy temu. Czy to nie przesada?
Natalia Pietruszewska-Golba: Każda czynność wiąże się z lepszym lub gorszym doświadczeniem: używanie przedmiotów, przeglądanie stron internetowych, korzystanie z aplikacji w telefonie. Projektowanie doświadczeń to zmiana podejścia: chodzi nie o to, żeby „coś zaprojektować”, ale o to, żeby rozwiązać problem. Zupełnie inaczej trzeba myśleć o krześle dla osób starszych niż dla dzieci w szkole.
Stworzenie dobrego produktu wymaga nie tylko współpracy specjalistów z różnych dziedzin, także zaangażowania ze strony klienta.
Projektanci zmieniają sposób patrzenia na świat, choć czasami efekty naszej pracy pozostają niewidoczne.
A jakie będą te niewidoczne efekty?
– W Wielkiej Brytanii Design Council – organizacja wspierającą rząd oraz organizacje publiczne w wykorzystywaniu wzornictwa – zorganizowała konkurs. Jego celem było usprawnienie działania izb przyjęć.
Wszyscy wiemy, że pobyt w szpitalu na izbie przyjęć to nie jest szczególnie przyjemne doświadczenie. Nagła wizyta w szpitalu wiąże się z silnymi emocjami, nad którymi ludzie nie zawsze potrafią zapanować. Wysoki poziom agresji u pacjentów przekładał się na samopoczucie pracowników, którzy nie wytrzymując presji, odchodzili z pracy. Projektanci nie mogli przebudować szpitala, musieli też zmierzyć się z obostrzeniami wynikającymi z procedur medycznych. Jednym z rozwiązań, które zaproponowali, było nowe oznaczenie przestrzeni oraz dostarczenie pacjentom informacji dotyczących czasu oczekiwania oraz procesu leczenia. Ludzie byli na bieżąco informowani, jak duże jest aktualnie obciążenie izby przyjęć i jak długo będą oczekiwać na wizytę.
I to wszystko?
– Jeżeli spojrzymy na zdjęcia dokumentujące projekt, możemy dojść do wniosku, że zmiana nie jest imponująca, bo nie wymagała wdrożenia skomplikowanych rozwiązań technologicznych. Formalnie efektem są ekrany i tablice na ścianach. Kluczowe dla sukcesu tego projektu było zaplanowanie, gdzie i w jakiej formie mają zostać podane informacje. W tym celu trzeba było dobrze przemyśleć wszystkie kroki i interakcje, w które człowiek wchodzi w szpitalu. Zbadać, kiedy pojawiają się sytuacje trudne i konfliktowe, zastanowić się, w jaki sposób sprawić, żeby pacjenci czuli się właściwie zaopiekowani w trudnej dla nich sytuacji. Na tym właśnie polega projektowanie doświadczeń.
Projektanci pomyśleli nawet o komunikatach w rodzaju: „Jeśli ruch jest duży, może się zdarzyć, że chwilę poczekasz na wezwanie”. Masło maślane. Ale jako pacjentka rzeczywiście poczułabym, że ktoś o mnie pomyślał.
– Cały czas się mówi, że modernizacja służby zdrowia w Polsce nie jest możliwa bez wysokich nakładów. A brytyjski przykład pokazuje, że dzięki myśleniu projektowemu można wiele zdziałać. Jeżeli wisząca na ścianie tabliczka z kilkoma informacjami sprawi, że chorzy będą czuli się odrobinę lepiej albo czas wizyty w szpitalu się skróci, to czy nie warto? Projektowanie komunikacji wizualnej jest wciąż mocno niedocenianą dziedziną, a przecież jej siła jest bardzo duża.
Brzydki szyld oszpeci ulicę, ulotka będzie nieskuteczna, ale nikomu krzywdy nie zrobią. Stąd przekonanie, że można oszczędzić na grafiku.
– W projektowaniu komunikacji wizualnej odpowiedzialność za człowieka jest bardzo duża. Wyobraźmy sobie, że źle zaprojektujemy oznakowanie drogi ewakuacyjnej w budynku. To już jest groźne. Niebezpieczna może się okazać też nieczytelna instrukcja zażywania leku. Zdarzały się w historii przypadki, że źle zaprojektowana karta do głosowania wpływała na wynik wyborów, jak w 2000 r. w czasie wyborów prezydenckich w USA w hrabstwie Palm Beach (Floryda). Nazwiska kandydatów na karcie wydrukowano w dwóch kolumnach, a okienka do głosowania – w jednej, pośrodku. Kandydat demokratów Al Gore był drugi na liście, ale głosowało się na niego, skreślając trzecie okienko. Wielu głosujących nie zrozumiało tego systemu. Gore mógł w ten sposób stracić kilka tysięcy głosów i być może również szansę na fotel prezydencki.
W Polsce cztery lata temu pojawiały się podobne sugestie...
– Karta do głosowania miała kształt książeczki. Nieświadomy wyborca nie zaglądał dalej, tylko skreślał kandydata z pierwszej strony. Albo traktował każdą stronę jak nową kartę, stawiał wiele krzyżyków i głos był nieważny.
Każdemu z nas zdarzyło się odłożyć na bok książkę, którą uznaliśmy za trudną do czytania. Jednak niewiele osób zdaje sobie sprawę, że często to wina nie treści czy autora, ale sposobu, w jaki została zaprojektowana: stopień pisma i interlinia mogły być za małe, przez co podczas czytania czuliśmy się zmęczeni albo czytaliśmy po dwa razy ten sam wers, bo nasz wzrok gubił się w tekście. Klasycznym przykładem jest też mały druk w umowach stosowany po to, by utrudnić i zniechęcić do czytania.
Gdy wezmę do rąk książkę wydaną w latach 90., widzę przepaść w porównaniu z tym, co wydawcy proponują dzisiaj. Dziś książki są nadmuchane, byśmy mieli poczucie, że kupujemy więcej. Trudno je zabrać do autobusu, ale można czytać, nawet gdy trzęsie.
– Przedmioty, których używamy, odzwierciedlają czas i miejsce swojego powstania. Dostępność surowców, możliwości technologiczne oraz kontekst kulturowy tworzą ograniczenia, które wyznaczają ramy działania dla projektantów. Rozwój technologiczny spowodował, że możemy wyprodukować niemal wszystko, w dużych lub małych ilościach. Praktycznie każdy, kto ma komputer, może skorzystać z darmowego oprogramowania i stworzyć swój własny projekt, napisać i wydać książkę czy zaprojektować plakat. Bez ograniczeń koncentrujemy się na możliwościach, zapominając często o podstawowej funkcji obiektu, który projektujemy.
Książki są dziś trochę produktem kolekcjonerskim: liczy się projekt, jakość wydania, papier. Służą raczej do czytania w wygodnym fotelu niż autobusie. Generalnie projektowanie książek w Polsce ma się coraz lepiej.
Z reklamami na ulicach miast próbujemy walczyć za pomocą prawa. A potrzebna jest zmiana świadomości. Większość informacji dociera do nas przez zmysł wzroku, dlatego uważam, że to jest rzecz, o której warto dyskutować.
*dr Natalia Pietruszewska-Golba – współzałożycielka biura projektowego TENKA. Specjalizuje się w procesowym tworzeniu usług i projektowaniu komunikacji wizualnej marek
Ba - mam też regulację podświetlenia - mogę czytać przy każdym świetle jak i bez.
Ech, kliknęłam plus zamiast "odpowiedz"... A nie popieram, bo osobiście czytam i druk, i e-książki (na Kindle for PC, nie mam zamiaru kupować osobnego ustrojstwa). Nie wszystkie książki są wydane w postaci elektronicznej. E-biblioteki są w powijakach, choć byłby to sposób na łatwy dostęp do zagranicznych książek spoza kategorii "klasyka" i "przeboje wydawnicze". Jeżeli kupuję kilka książek rocznie i wypożyczam kilkadziesiąt, siłą rzeczy czytam taki format, jaki jest w bibliotece.
mam kindla i książki papierowe; wszystko ma swoje zalety i wady - to tylko nośniki tego co w książce kluczowe - treść
porównanie doświadczenia polegającego na czytaniu z ekranu - monitora czy laptopa z czytaniem z ekranu czytnika ebooków, jest jak porównanie doświadczenia zjedzenia spaghetti ze słoika z wizytą w dobrej włoskiej restauracji. Nie wszystkie są wydane w formie el. ale często te obcojęzyczne są o 2/3 tańsze
Proponuję głosowanie na najbardziej beznadziejną izbę przyjęć.
Swój głos oddaję na centrum Zdrowia Dziecka.
drukowane większą czcionką są?
więcej tam wolnego miejsca na marginesach?
większe odstępy między wierszami?
[czy, czasem, nie nadmuchuje się czytającego?]
"drukowane większą czcionką są?"
Tak.
"więcej tam wolnego miejsca na marginesach?"
Owszem.
"większe odstępy między wierszami?"
Jak najbardziej.
Polecam np. produkty Fabryki Słów.
Nie ma imbecyli. Są tylko źle zaprojektowane karty do głosowania ;-)
Niestety nie eliminuje, tylko przenosi na inne osoby... a to już jest problem.
Poza tym, że ja osobiście nie rozumiem co jest złego w tej karcie (przecież widać gdzie pokazuje strzałka), to dopuszczam, że człowiek z pewną powiedzmy wadą wzroku, lekkim stresem spowodowanym lokalem wyborczym itd, mógłby coś źle zaznaczyć...
Problem polega na tym, że eliminowała głosy imbecyli (ale też np. osób niedowidzących) tylko z jednej strony sceny politycznej. Imbecyle popierający Busha mieli zadanie ułatwione, bo był na samym początku listy.
Bez jaj, strzałka bardzo wyraźnie pokazuje gdzie dziurkować.