Don Norman (ur. 25 grudnia 1935 r.) – amerykański inżynier, psycholog poznawczy, projektant. Pracował dla Apple’a i HP. Od 2014 r. jest szefem Design Lab na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. W książce „Dizajn na co dzień” na konkretnych przykładach (drzwiach, windach, lodówkach, kranach, klockach Lego) pokazuje pułapki, w jakie wpadają projektanci, i mówi, co należy brać pod uwagę, by produkt był funkcjonalny i spełniał oczekiwania użytkowników
Don Norman Fot. materiały prasowe
NATALIA MAZUR: W miejscu, w którym kiedyś pracowałam, nie mogłam zapamiętać, który włącznik zapala świetlówkę nad moim biurkiem. W swojej książce pokazuje pan panel do sterowania oświetleniem, w którym rozmieszczenie włączników odzwierciedla układ lamp. W pana domu wszystko musi być perfekcyjne?
DON NORMAN: Nie, bo raz, nie ma rzeczy idealnych, a dwa, dość często się z żoną przeprowadzamy. Mogę jednak powiedzieć, że mieszkałem w życiu w dwóch bardzo dobrych domach. Jeden z nich został nawet opisany w piśmie wnętrzarskim. Konkretnie – nasza kuchnia. Do zaprojektowania wnętrz zatrudniliśmy architektów, ich propozycja była jednak okropna. „Nie gotujecie, prawda?”, domyśliliśmy się. Wzięliśmy się więc do pracy sami. Taśmą na podłodze zaznaczyliśmy, gdzie powinny się znajdować poszczególne sprzęty. Zrobiliśmy z kartonu modele mebli i udawaliśmy, że gotujemy. Urządziliśmy wszystko tak, by dwoje ludzi przyrządzało jedzenie, nie wchodząc sobie w drogę. Do kuchni wstawiliśmy stół jadalniany, byśmy gotując, mogli rozmawiać z naszymi gośćmi. Architekci byli zachwyceni, to oni zadzwonili do redakcji. Kuchnia, którą mamy teraz, jest cudowna. A jeśli chodzi o resztę domu? Kupiliśmy gotowy i nic nie zmienialiśmy.
Zajmuje się pan przedmiotami i tym, jak to się dzieje, że niektóre rozumiemy i używamy ich bez problemu, a inne powodują u nas frustrację. Praca wpływa na pana codzienność?
Nieustannie. Chodzę i się rozglądam. Noszę na przykład przy sobie arkusze z naklejkami. Kiedy wkłada pani klucz do zamka, obraca go pani w lewo czy w prawo?
Pojęcia nie mam! To chyba zależy od tego, po której stronie jest zamek?
Niekoniecznie. Gdy trafię na taki, który trzeba przekręcić w prawo, przyklejam przy nim małą zieloną kropkę. Wszędzie, także na uniwersytecie.
Jak znak: „Tu byłem. Don Norman”.
Ale nawet mnie zdarza się niekonsekwencja. Cztery lata temu przyłapała mnie na niej żona. Wybieraliśmy kuchenkę do naszej obecnej kuchni. Zdecydowałem się na jedną, miała wszystkie niezbędne cechy. A żona do mnie: „Zwariowałeś? Ona narusza wszystkie twoje zasady! Spójrz na te pokrętła. Nigdy nie użyjesz ich prawidłowo!”.
Jak pani rozpoznaje, które pokrętło włącza dany palnik?
To akurat wiem: przy każdym pokrętle jest obrazek.
Czyli potrzebuje pani instrukcji. To dlatego, że palniki układają się w prostokąt, a pokrętła leżą w linii. A gdyby ułożenie palników bardziej przypominało trapez i te mniejsze, w drugim rzędzie, leżałyby bliżej siebie? Pokrętła mogłyby odzwierciedlać układ palników, nawet leżąc w jednej linii. Wiele firm zresztą produkuje takie kuchenki, ale nawet one nie stosują tego rozwiązania do wszystkich urządzeń. Złości mnie to.
Zaczynał pan jako inżynier.
To bardzo przydatne połączenie, bo rozumiem i technologię, i ludzi. Byłem już profesorem psychologii, gdy zająłem się studiowaniem wypadków. Po katastrofie w fabryce czy elektrowni często słyszymy diagnozę: „Błąd ludzki”. We mnie to budzi podejrzenia. Jeśli inżynier zaprojektuje sprzęt elektroniczny i jakieś zakłócenia nie pozwalają mu pracować, co robi? Przeprojektowuje go, by był na te zakłócenia odporny. A jeśli przy tym sprzęcie ludzie wciąż popełniają błędy? Karze się wtedy ludzi. Zamiast szukać przyczyny w sprzęcie. Napisałem o tym kilka książek. Jak zapewne pani wie, znany jestem ze względu na drzwi, których się nie da otworzyć.
Tzw. drzwi Normana. Np. takie, w których uchwyt sugeruje, że należy pociągnąć skrzydło, a napis – że powinno się je pchnąć.
A co może być prostszego od zaprojektowania drzwi? Napisy „ciągnąć” i „pchać” powinny być zbędne.
- Dlaczego projektujemy drzwi, których nie da się otworzyć? Napisy 'ciągnąć', 'pchnąć' powinny być zbędne - mówi Don Norman Fot. Getty Images
A jednak często zderzamy się z drzwiami albo popadamy w konfuzję, usiłując puścić wodę pod prysznicem.
Bo inżynierowie nie rozumieją ludzi. Podczas projektowania rzeczy są przekonani, że posiłkując się logiką, poradzimy sobie z zadaniem. Ale logika to sztuczny twór, wynalazek matematyków i filozofów. Człowiek z natury nie jest logiczny.
Ktoś powie: „Jak to, ja nie rozumiem ludzi? Przecież całe życie jestem człowiekiem!”. To za mało. Ludzie mnóstwo rzeczy robią nieświadomie, dopiero potem dorabiają wyjaśnienia do swoich zachowań.
W Polsce popularne jest przekonanie, że im więcej inżynierów wykształcimy, tym więcej będziemy mieli wynalazków. Nauki społeczne nie są traktowane zbyt poważnie.
Studia inżynierskie to głównie matematyka, sama z siebie niestymulująca wynalazczości. Inżynierowie są świetni w rozwiązywaniu problemów, lecz niekoniecznie znajdują właściwe problemy do rozwiązania. Najbardziej praktyczne innowacje pochodzą od ludzi bez żadnego formalnego wykształcenia, rzemieślników, rękodzielników, od tych, którzy po prostu stanęli przed wyzwaniem i szukali sposobu wyjścia. Większość rzeczy, których używamy na co dzień, choćby nasze narzędzia kuchenne, to ich dzieło, z latami tylko udoskonalane.
Dziś produkujemy masowo, więc zatrudniamy inżynierów w fabrykach, jednak po to, by powstała innowacja, niezbędna jest współpraca ludzi różnych branż: projektantów, specjalistów od technologii produkcji, od biznesu, nauk społecznych. Sami inżynierowie tworzą świat niezbyt przyjazny. Mówię to jako inżynier.
Niezbyt przyjazny?
A dlaczego dziś, dzwoniąc do mnie, miała pani problem, by się połączyć ze Skype’em? Tylko proszę nie zaczynać od obwiniania siebie.
Ale to moja wina. Uparcie wpisywałam złe hasło. Zapomniałam, że je zmieniłam.
Hasła! To okropny wynalazek! Wymyślony przez inżynierów, prawda? A dlaczego potrzebujemy haseł? Bo cały system komputerowy, którego używamy, jest niewłaściwie zaprojektowany. Zbyt łatwo ktoś niepowołany może się dostać w miejsce, w które nie powinien zaglądać. Hasła muszą być skomplikowane, a system wymaga, byśmy je co jakiś czas zmieniali. Hasła nie są dla ludzi. Problem ze Skype’em to nie pani wina. Zapalenie światła i włączenie wody też nie powinny wymagać instrukcji.
Jest pan wymagający. Inżynierowie chyba za panem nie przepadają.
Przeciwnie, myślę, że mnie lubią. Sam jestem inżynierem, więc potrafię mówić ich językiem. Zachęcam: „Zamiast narzekać, że ludzie nie rozumieją twojego sprzętu, potraktuj to jako wyzwanie. Zaprojektuj rzecz tak, by ludzie zawsze używali jej we właściwi sposób”. A inżynierowie uwielbiają wyzwania.
Czasem pytają mnie, dlaczego testuję przedmioty na głupich ludziach. A przecież połowa ludzi w USA ma IQ niższe niż 100. W Polsce zresztą też. IQ jest tak skonstruowane, by 100 oznaczało przeciętną inteligencję. Tłumaczę inżynierom: nie możecie projektować tak, by połowa ludzi nie rozumiała waszych sprzętów.
A wtedy inżynierowie wymyślają lepsze modele, co sprawia, że chcemy kupować wciąż nowe sprzęty. W kontekście zanieczyszczenia planety staje się to istotnym problemem.
Jest słynna książka Victora Papanka, napisana jeszcze w latach 70., w której stwierdził on, że projektanci to jeden z najgorszych zawodów świata. Sam był projektantem i bardzo go to przygnębiało. Dlatego dziś zastanawiamy się, jak tworzyć rzeczy, które trwają dłużej, powstają w zrównoważony sposób, nie szkodzą środowisku. Niedawno z grupą architektów dyskutowaliśmy o tym, jak zmienić metodę projektowania biurowców. Z jednej strony chcemy, by te obiekty były trwałe, stały przynajmniej 50 lat. Z drugiej – trudno nam dziś przewidzieć, jak będzie wyglądała nasza praca za pół wieku, jak będzie wyglądał transport. Czy jest sens np. stawiać budynek z wielopoziomowym parkingiem podziemnym.
No i?
Najlepiej byłoby projektować budynki tak, by dało się łatwo zmienić ich funkcję. Na krótszą metę to może być kosztowne, ale w dłuższej perspektywie daje oszczędności.
Problem w tym, że gdy jesteś dyrektorem w firmie budowlanej, twoja premia zależy od efektywności. Jeśli wydasz dzisiaj większe pieniądze po to, by zaoszczędzić w perspektywie lat 20, nie dostaniesz nagrody.
Jak to zmienić? W Stanach Zjednoczonych co roku przyznajemy nagrody LEED (Leadership in Energy and Environmental Design) dla najbardziej zielonych budynków. Stwierdziliśmy, że kryteria mogłyby w większym stopniu uwzględniać to, że budynek nadaje się do łatwej przebudowy.
O wyróżnionych budynkach robi się głośno, łatwiej w nich wynająć powierzchnie. Społeczne uznanie jest dla ludzi ważne, może więc inwestorzy uznają, że warto wydać na nie pieniądze. Nie wiem, czy ten pomysł przyniesie sukces, ale w taki sposób staramy się myśleć.
Na tym samym spotkaniu z architektami mówiliśmy też o recyklingu. Powiedziałem: „Recykling to porażka. Nie wiem, jak wy, ale ja nie jestem dość inteligentny, by właściwie rozdzielać odpady. Założę się, że nie wie tego większość z was”. Spojrzeli na mnie zdziwieni. Zapytałem więc: „Czy każdy plastik nadaje się do recyklingu?”.
Zdaje się, że nie nadają się butelki po detergentach.
To proszę sobie wyobrazić, że ma pani butelkę, pustą. Skąd pani wie, do którego pojemnika ją wrzucić?
Z opisu na pojemniku, z ulotki.
Tymczasem wcześniejsza zawartość butelki nie ma żadnego znaczenia. Kluczowe jest to, jaki to plastik. Na butelkach są małe trójkąty z liczbami w środku. Dla mnie to jasne, że nie rozumie pani zasad recyklingu.
Czuję się zawstydzona.
Mnóstwo osób za tym nie nadąża. A jednocześnie zadziwiająco wielu ludzi jest przekonanych, że wie o recyklingu wszystko.
Zasady segregowania odpadów są skomplikowane i zmieniają się zbyt często. Inne obowiązują tam, gdzie mieszkam, inne na uniwersytecie, a jeszcze inne, gdy pojadę do innego miasta. Ci, którzy je projektowali, ponieśli porażkę, jeśli chodzi o ludzką stronę tego przedsięwzięcia.
Zabrakło zrozumienia dla ludzi.
I dlatego właśnie nauki społeczne są nam tak potrzebne.
Książka Dana Normana "Dizajn na co dzień" dostępna jest w formie e-booka w Publio.pl >>
Każdy element do wyrzucenia powinien mieć na sobie numerek ustalony globalnie (jak kod kreskowy).
Natomiast gmina powinna rozdawać ulotki/nalepki mówiące jaki numerek do jakiego koloru pojemnika.
A nie prościej taki sam numerek na pojemniku?
Inne tworzywo nakrętki, inne tworzywo butelki.
Tylko kolor dla każdego tworzywa inny może sprawę rozwiązać, ale wprowadzi to monotonię stosowania kolorów.
PP tylko zielony
PE tylko czerwony
itd.
Ciekawie wyglądałby samochód zaprojektowany w ten sposób :-)
A może tę zasadę zastosować tylko do jdnorazowych opakowań?
Spoko. Ale "globalnie"? Skoro ludzkość nie potrafi nawet "globalnie" się zgodzić czy zabijanie innych ludzi jest złe czy nie jest złe? Albo czy spalanie węgla jest złe czy nie jest? A marzy Ci się globalnie ustalony numerek na wszystkich produktach?
Są numarki, które można wygooglować. W wielu gminach nie ma rozróżnienia - plastiki, to plastiki . Natomiast nalepki na plastikach, które należy usunąć, a są przyklejone tak, że inżyniera ze specjalnym sprzętem/chemią do tego. Firmy sprzedające produkty powinny tak projektować opakowania, żeby można było je łatwo rozdzielić do odpowiednich pojemników. Jak tak nie jest, to niech płacą kary za utrudnienie recyklingu.
Jakoś w sprawie numerów kierunkowych wszyscy się dogadali. Kwestia motywacji.
Globalnie ustalono znaki drogowe i nie ma z tym kłopotu. Da się?
Niezupełnie z tymi znakami. Ograniczenie prędkości przykładowo w Polsce obowiązuje do najbliższego skrzyżowania, a w UK do odwołania. Znak niby ten sam, ale interpretacja inna i turysta z Polski może w UK w ciągu jednego dnia uzbierać mandaty za fortunę.
Ameryka jest i tak znacznie bardziej "idiotoprzyjazna" niż Europa, urządzenia są większe, elementy sterujące też większe (kto jeździł amerykańskim autem, ten wie), nie ma tej europejskiej manii chowania wszystkiego pod jakąś obudową, w ścianach albo w chodnikach. Hydranty są na wierzchu, domowa czy hotelowa hydraulika też (w Europie poupychana na stałe w ścianach, jak coś się zepsuje, trzeba płytki skuwać), wszystko jest jakieś takie wyraźniejsze i łatwiej się połapać, co do czego służy.
tia, zwłaszcza Amerykańskie baterie prysznicowe są logiczne....
Sorry, ale amerykańskie baterie są idioto odporne.
W Europie mieliśmy i mamy droższą robociznę. Materiały też droższe. Miejsca mniej. Chowamy w ścianach, bo mniej zajmuje, nie mamy też Manueli z Conchitą, żeby to ciągle wycierały, poza tym tak jest bezpieczniej, jak się poślizgniesz pod prysznicem. No i jak do hotelu zajadą die russen z braterską wizytą to ze ściany trudniej zajumać.
O przepraszam, instrukcje tostera (i innych urządzeń) piszą faceci i płacą im chyba wierszówkę! Są za długie i nieprzejrzyste!
To się powoli zmienia na korzyść. A i pewności brak, że piszą je faceci. W końcu wierszówka piechotą nie chodzi ;)
P.S. Polecam esej Umberto Eco o instrukcjach obsługi. Zabawny i pożyteczny :)
Z zasady nie czytam instrukcji obsługi.
Demokracja to fatalny ustrój ale jeszcze nikt nie wymyślił nic lepszego :)
I dzięki takim jak Ty funkcjonują wszelkie punkty napraw.
instrukcje do tostera (i innych przedmiotów) nie wynikają z potrzeby instruoawania tylko służą jako dupokrytka w przypadku procesów sądowych o odszkodowanie. Np - producent rowerów musiał zapłacić milionowe odszkodowanie facetowi potrąconemu w nocy przez samochód, bo w instrukcji roweru nie było napisane, że w nocy należy używać oświetlenia.
Hmm.
A ja od tego zaczynam. Po pierwsze, wiem jakie możliwości ma dane urządzenie, a po drugie wiem jak z nich korzystać.
PS
Instrukcji użytkowania młotka nie czytam :-)
Co jest bajka, bo kazdy cywilizowany kraj ma w kodeksie drogowym zapis o uzywaniu swiatel.
Nieznajomosc prawa nie ratuje przed skutkami tej nieznajomosci
oj tam, oj tam. Razem mają ze sto.
prezydent nigdy nie powinien miec IQ 100 tylko duzo wyzszy.
Wodz pierwotnego plemienia o przecietnej inteligencji nie moglby nim zostac
Po pierwsze syntetyczne IQ o niczym nie świadczy, ponieważ wszędzie można znaleźć ludzi z IQ przeciętnym radzących sobie w życiu o wiele lepiej niż ci z IQ 130. To tylko liczbowy wskaźnik niektórych właściwości mózgu.
Po drugie, biorąc pod uwagę błąd pomiaru kwestionariuszy (np. WAIS) zakłada się normę dla wynik (+-)1SD, więc w WAIS normą jest 85-115 IQ.
Po trzecie używanie "głupi" dla osób poniżej 100IQ świadczy li tylko o tym człowieku, któremu mylą się różne rzeczy z uwagi na jego przekonanie o wielkości. IQ to rozkład normalny, więc nie można mówić, że Ci poniżej 100 są głupi, mają tylko mniejsze możliwości poznawcze w zakresie, który jest przez test badany.
Po czwarte efekt Flynna wskazuje, że z testem jest coś nie tak.
A wracając do wodza plemienia - podobno Doda ma wysokie IQ...
Doda ma podobno wysokie IO... Sama to puściła w eter, a gawiedź kupiła. Jej twarz jest tak imbecylowata, że nigdy nie uwierzę, ż eona ma IQ powyżej 90...
W Brazylii w biurowcach jest klawiatura z wyświetlaczem, na której wbijasz numer piętra i system grupuje piętra i odsyła cię do konkretnej windy, która jedzie na ósme, dziewiąte itd. Ale jest ich 8.
Dobre. Rzeczywiście stale widzę, jak ludzie sobie nie radzą z tym przyciskiem góra-dół.
Szczególnie panie.
O blond włosach.
Z długimi paznokciami.
w moim biurze jest taka winda i jest to wymysł qrwy i szatana... serio, ktoś, kto to zaprojektował powinien byś skazany na dziesięć lat używania swojej windy
W Polsce w dużych biurowcach też tak jest
przycisk ze strzalkami gora / dol jest wlasnie pokazowym idiotyzmem bo nie jest jednoznaczny i sa mozliwe dwie interpretacje .
Strzalka w dol moze oznaczac :
1) chce jechac w dol
2) winda ma zjechac z gory na dol na pietro gdzie stoje. Decyzja gdzie jade nastepuje w windzie.
Takich rzeczy jest mnostwo w naszym otoczeniu
To jak to kurczę jest? Jeśli stoję na poziomie -1 a kabiny brak to wciskam strzałkę w dół żeby kabina do mnie zjechała z góry. Bo gdzie ma do cholery być jak nie na wyższym piętrze? Zakładam, że nie ma poziomu -2. :-)
Nie wiedziałam, że źle robię... A blondynka nie jestem i tipsów nie noszę :-)
Przypomniała się przy okazji taka zagadka:
Gościu mieszka w wieżowcu na 30 piętrze.
Co rano zjeżdża na parter i udaje się do pracy.
Gdy wieczorem wraca, wjeżdża na 27 piętro, a dalej idzie pieszo.
Dlaczego?
Przycisk oznacza oczekiwany kierunek jazdy pasażera. Ale w życiu nie widziałem jeszcze takiej, w której można by wybrać opcję niemożliwą do zrealizowania. Na skrajnych piętrach powinien być jeden przycisk. Ale może mało jeszcze widziałem...
Zapewne ma krótkie ręce i nie sięga wyżej niż do przycisku z nr 27.
Ma pan racje, i normalnie tak jest, skrajen pietra maja tylko jedna opcje.
ćwiczy
No, chyba że pada deszcz. Wtedy jedzie bezpośrednio na 30. Dlaczego? :)
Bo naciska przycisk parasolem.
Podjeżdżam do biurowca w którym siedzibę miała firma z którą musiałem się skontaktować. Wjeżdżam samochodem na 2 poziom, wchodzę do windy i wybieram piętro (powiedzmy 8). Winda nic, stoi. No to ja znów 8. Nic... Wchodzi do windy ochroniarz z gatunku obersturmbannfuhrer "co pan robi?" "chce jechać na piętro 8!" "co pan - nie wiesz pan jakie są zasady? najpierw trzeba jechać na parter wziąć przepustkę i dopiero na górę - winda z innego piętra niż parter nie pojedzie do góry!"
Człowiek pierwszy raz w życiu w biurowcu, być może przy wjeździe na parking była taka informacja, bo była jakaś tablica zapisana drobnym drukiem na 5 minut czytania ale "na plecach" człowiek ma już następnych chcących wjechać! W windzie zero informacji. Ciekawe jak radzili sobie obcokrajowcy, bo herr cieć nie wyglądał na znającego biegle obce języki (z polskim sobie ledwo radził)...
ta wiekowa zagadka dotyczy kogoś tak niskiego, że nawet wspinając się na palce i podskakując, sięga co najwyżej do przycisku '27'
Skoro tak jest to cale życie byłam w błędzie. Ancora imparo. Ale co to za przeproszeniem windę "obchodzi" jaki jest mój zamierzony kierunek jazdy zanim kabina do mnie przyjedzie? Czy nie wystarczyłby jeden uniwersalny przycisk po prostu przywołujący kabinę na piętro, na którym osoba oczekuje? Przecież od razu po wejściu do kabiny naciska się guzik z odpowiednim piętrem, jeszcze zanim zamkną się drzwi windy! Więc winda "się dowie" :-) gdzie chcę jechać jak tylko do niej wejdę. Dlaczego muszę określać to już w momencie oczekiwania na przyjazd kabiny? Anybody?
Bo winda wyżej nie dojeżdża!
Gościula
Czekasz na windę na 5 piętrze. Chcesz jechać na parter. Winda jedzie z parteru rozwożąc po drodze pasażerów na 3, 6 i 10 piętro. Po co ma się zatrzymywać na 5 piętrze, skoro jedzie na górę? Wsiądziesz, będziesz robiła zamieszanie, bo będziesz najbliżej wyjścia i wysiadający na 6 i 10 piętrze będą się przeciskali, wszyscy stracą czas. A tak winda "wiedząc" w którą stronę chcesz jechać zajedzie spokojnie na górę, wysadzi pasażerów i zjeżdżając w dół będzie zbierała tych, którzy chcą jechać na dół.
Nie. Stojąc na poziomie -1 (jeżeli nie ma poziomu -2) nie naciśniesz strzałki w dół - takowej po prostu nie ma! Jeżeli w bloku są strzałki kierunkowe to na najniższym poziomie nie ma strzałki przywoławczej w dół. Analogicznie na najwyższym piętrze nie ma strzałki w górę...
Przedestyluj się jeszcze raz, to może zauważysz, że do ściągnięcia windy nie są potrzebne dwa przyciski.
Nie wszystko Ci jedno, skąd do ciebie przyjedzie?
Właśnie o takich ludziach napisałem. Nie mogę sobie wyobrazić, jak mając dwa guziki do wyboru, mógłbym pomyśleć tak, jak w Twoim punkcie drugim. Czytałeś artykuł?
To trochę inna sprawa, acz ciekawa. Są windy obsługiwane kartami i jak nie masz uprawnień, to na dane piętro nie pojedziesz - tutaj wersja ręczna :)
Oczywiście. I świecące strzałki informujące, w którą stronę będzie jechać.
Mnie nie jest wszystko jedno. Bo chcąc jechać w dół nie będę pchał się do windy pełnej ludzi jadących w górę...
OMG!
Naprawdę nie wiesz po co? Przećwiczmy:
Dziesięć poziomów, Ty czekasz na piątym i chcesz jechać na siódme, winda zaś zjeżdża w tej chwili z ósmego na pierwsze - po co ma się zatrzymywać jadąc tą trasą i zabierać Cię najpierw na dół? Wciskasz, że chcesz jechać w górę i winda załatwi obecną trasę, a później - jadąc w górę zabierze Ciebie. To najprostszy przykład, bo w dużych biurowcach to wszystko przemnóż przez piętra i mnóstwo ludzi.
Dokładnie tak.
Ewentualnie jeżeli winda zawczasu chce widzieć dokąd mam zamiar jechać to może numer piętra wciskać przed przyjazdem windy?
za trudne :)
W Łodzi w budynku textilimepu też są takie windy (4).
Na piętrach skrajnych zwykle jest tylko jeden przycisk.
Dlatego, aby stojąc np na 4 piętrze i chcąc jechać na parter nie zatrzymywać bez powodu windy, która jedzie właśnie do góry i którą jedzie 10 osób. Zabierze panią w drodze na dół.
Dlaczego?
Bo jest mały i sięga ręką tylko do przycisku 27, ale w deszczowe dni jeździ do 30. Dlaczego?
Jest niski i nie dosięga 30 guzika ...
W Rumunii też to widziałem.
hahaha zadna blondyna ze mnie! i do datku byla studentka UXD i dopiero zrozumiałam!!!po co te strzałki hahahah
I zagadka dlaczego suweren popiera pis została rozwiązana. Jak źle pis by nie rządził, ma poprcie suwerena. Może i dobrze, że pis rujnuje nasz system oświaty.
Oczywiście dla niego.
dobry pomysł, ale co, jak ktoś nie ma? ;)
Nie da się zaprojektować wszystkich przedmiotów pasujących wszystkim ludziom.
Co nie zmienia faktu, że ergonomia skierowana "na kobiety" nie jest szczególnie popularna. A co do "że projekty sprzętów projektowane są wciąż przez mężczyzn!", to akurat nieprawda. Nie wiem jakie są proporcje płci, ale pośród projektujących różne przedmioty jest sporo kobiet.
A mi przeszkadza że meble kuchenne są projektowane dla kobiet i moje ręce są 10 cm nad blatem i 20 cm nad dnem zlewu. A jak się pochylę to plecy bolą!
Na szczęście mam duże dłonie, ale w sumie do siekiery czy piły mogliby dołączać w pakiecie męża, najlepiej dochodzącego, a do innych narzędzi - gosposię na stałe.
Ehh, rozmarzyłam się..
zamow sobie kuchnię na miarę. Wysokosc blatu kilka cm wyzsza i problem z glowy. Dobra rada od kobiety za darmo
Ta "gosposia" to dla męża?
Robi się meble na zamówienie. Mąż jest wyższy, więc poprosiliśmy o podniesienie blatów 10-15 cm. Okazało się, że dla mnie to też dużo wygodniejsze. Nie można niestety za wysoko, gdyż nie należy mieć kuchenki czy blatu za blisko oczu - dla bezpieczeństwa. Jednak szczerze polecam takie rozwiązanie. Wystarczy zrobić dłuższe nóżki, jeśli nie da się zwiększyć samych szafek. Pod szafkami można zrobić schowek, bo często stosuje się zaślepki frontowe.
równie dobrze wszystkie rzeczy, które są niewygodne dla kobiet, można zamawiać u designerów. To tylko kwestia kasy (tak jak w przypadku mebli na wymiar). Zadowolona pani z własnej odpowiedzi? Właśnie tak odpowiedziałaby pani tej kobiecie, która nie może objąć sprzętów projektowanych przez mężczyzn? "Zamów sobie indywidualnie"
Są takie klucze do odkręcania słoików. Można kupić np. na portalu aukcyjnym.
P.S.
Czasami tak się zassie, że mężczyzna też nie da rady. :)
Och, dlaczego żartem? W wielu krajach to od dawna norma, że przy projektowaniu bardzo różnych przedmiotów, obiektów, jak zadań, współpracują ludzie różnych zawodów i specjalności.
P.S. W Polsce humanistyczne projektowanie dopiero powoli kiełkuje. Że o braku myślenia "poprzez człowieka", nie wspomnę.
A co taki humanista na przykład historyk lub socjolog może zaproponować inżynierowi? Tu potrzebny jest drugi inżynier który dostrzeże wady projektu i zaproponuje rozwiązanie. Tu jest jednak problem bo eliminując jedną wadę powodujemy inną. Trzeba iść wtedy na kompromis i tak jak to jest z kompromisami, wtedy wszyscy sa niezadowoleni;-)
Nawet jest takie prawo, że "potrzeba dokonania zasadniczej zmiany konstrukcyjnej narasta w miarę zbliżania się do końca realizacji projektu".