W środku wybudowanego za 11 mln zł budynku, który stoi na terenach po fabryce Mesko, znajduje się 15 hal – w tym dziesięć produkcyjnych i pięć magazynowych (o powierzchni 150-180 m kw.). Kilka miesięcy po oddaniu obiektu okazało się, że nie ma go kim wypełnić. – Zdarzało się, że zajętych było tylko pięć hal – opowiada Konrad Krönig, dziś prezydent miasta, a trzy lata temu miejski radny. Nie pomagało nawet to, że dla przedsiębiorców przewidziano duże obniżki czynszu.
Brak chętnych nie powinien dziwić, bo Skarżysko-Kamienna [50 tys. mieszkańców] to jedna z najbardziej zadłużonych świętokrzyskich gmin, a w powiecie jest największe bezrobocie w regionie (ponad 20 proc., choć wyraźnie spada). Ale to też miasto, gdzie uparcie wierzy się w start-upy.
Kto wierzy, a kto nie
Inkubatory technologiczne działają również w innych małych miastach (np. w Krośnie czy Stalowej Woli). – Kilka dni temu Najwyższa Izba Kontroli zawróciła uwagę, że te w niewielkich miejscowościach charakteryzuje bieda, ogólny brak wyników i często puste hale. To oczywiście nie znaczy, że trzeba je zaorać, tylko znaleźć na nie pomysł – opowiada Michał Olszewski, specjalista od start-upów.
Czy Skarżysko go znalazło? Wiele na to wskazuje. W środku wszystkie hale są już wypełnione. – Nie ma wolnych miejsc, tym samym to przedsięwzięcie staje się już rentowne – zwraca uwagę Ewelina Kaczorowska, dyrektor Centrum Obsługi Inwestora w Skarżysku. I dodaje: – Wcześniej brakowało ludzi do kontaktu, dziś na każdym etapie prowadzimy przedsiębiorcę za rękę.
Tyle że to ciągle skala mikro – w środku działa tylko siedem firm, pracuje w nich kilkanaście osób. W sąsiednim Kieleckim Parku Technologicznym umowy najmu podpisało ok. 150 przedsiębiorstw, które zatrudniają ponad 1,5 tys. osób. Zysk KPT w zeszłym roku wyniósł 6,5 mln zł. Zdaniem szefa kieleckiego parku Szymona Mazurkiewicza przewagę Kielcom daje m.in. wielkość. – Powszechnie wiadomo, że niezwykle trudno tego typu działalność prowadzić w miastach poniżej 150 tys. mieszkańców – mówi. A Olszewski dodaje: – Problemem dla malutkich, którzy chcą przyciągnąć start-upy, jest brak ośrodka akademickiego.
W Skarżysku jednak nikt nie liczy na to, że inkubator będzie zatrudniał setki osób. – Chcemy, aby te firmy zaczynały tu swoją działalność, z czasem rozwijały się, szukały nowych terenów dla siebie i zwiększały zatrudnienie – opisuje Krönig.
Jako przykład wymienia częstochowską firmę Pres Mebel, która początkowo zatrudniała w inkubatorze kilka osób, a teraz przeniosła się do dużej hali, także kiedyś należącej do Mesko.
– Do końca roku zadeklarowała zatrudnienie stu osób, a w ciągu kilku lat nawet 500 – stwierdza prezydent.
Od wypadku po biznes
W powodzenie start-upów w małym Skarżysku wierzy 26-letnia Mila Matyga. Po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi wróciła do Skarżyska i stworzyła firmę Sugarhorse produkującą asortyment jeździecki. Przedsiębiorstwo, które powstało z połączenia jeździeckiej pasji i biznesowego zacięcia, to połączenie warsztatu jeździeckiego z pracownią artystyczną. W ofercie firma ma ok. 50 produktów, m.in. derki przeciwdeszczowe i czapraki dla koni, ochraniacze, bluzy, koszulki, płaszcze.
Pomysł na ten biznes narodził się w następstwie wypadku samochodowego, w którym znajomy młodej bizneswoman stracił konia. – Koń był bez jeźdźca, ale i bez żadnych odblasków – relacjonuje Matyga. To ją zdopingowało do stworzenia sprzętu z odblaskami. Przykład: sakwy do siodeł z oświetleniem LED, do których dołączany jest powerbank.
– Nie chcę stworzyć tylko odblasku, ale też dobrze go zaprojektować. Aby to było funkcjonalne, bezpieczne i ładne – podkreśla.
Jeszcze na początku roku firma miała siedzibę w 22-metrowym garażu pod domem. Teraz przeniosła się do hali w skarżyskim inkubatorze. Na razie Matyga prowadzi sprzedaż głównie przez znajomych, ale niebawem zamierza uruchomić własną stronę internetową. – W Anglii, Szkocji, Irlandii, Holandii ludzie jeżdżą konno z odblaskami na koniach, ale w Polsce nie – zauważa.
– Wyjazd do większego miasta byłby pójściem na łatwiznę. A ja chcę pomóc temu miastu, regionowi, może uda mi się go rozsławić – opowiada z patosem. Sama o sobie mówi, że jest lokalną patriotką. I dodaje, że jej katalog oglądało już kilka firm w USA, w tym na Manhattanie. – Marzenie? Ubranie policji w mój strój. Może polskiej, może amerykańskiej – odpowiada młoda kobieta.
Biznes w małym mieście
Przemysław Romanowski swoją firmę Erweld (zajmuje się specjalistycznym spawaniem) założył w grudniu zeszłego roku. Wydał już na nią 40-50 tys. zł. Na razie firma raczkuje, zdobywa klientów.
– Gdy ją zakładałem, chodziło mi o to, aby robić coś kreatywnego i przy tym dać tu ludziom pracę. Pieniądze są na ostatnim miejscu – zarzeka się przedsiębiorca.
Romanowski wykonuje m.in. usługi dla działającej po sąsiedzku fińskiej firmy Moxx. Pracownicy przerabiają w jej zakładzie fordy rangery na... holowniki do samochodów osobowych i małych aut dostawczych. Potem są one sprzedawane w Skandynawii i na zachodzie Europy. – Czemu nie w Polsce? Są drogie – wyjaśnia Michał Maciejczyk, jeden z pracowników. Koszt: ok. 60 tys. euro.
Przerobienie jednego forda na holownik zajmuje prawie miesiąc. – Bardzo ingerujemy w zawieszenie, budowę całego samochodu – mówi pracownik. Holowniki są wykorzystywane potem tam, gdzie jest niewiele miejsca – na przykład na parkingach podziemnych i wielopoziomowych, a także w centrach miast.
Znawca rynku start-upów Michał Olszewski mimo wszystko sceptycznie ocenia szanse takich miast jak Skarżysko. – Dla firm technologicznych, które mają zdobyć nowe rynki, ten mały ośrodek jest ograniczeniem. Można się w nim wręcz trochę zadusić – przyznaje.
Matyga jest dużo większą optymistką. Jako atut wymienia na przykład mniej konkurencyjny rynek dla nowo powstających przedsiębiorstw w takich miejscach jak Skarżysko.
– Poza tym jesteśmy mobilni, internetowi. Uważam, że przy odrobinie samozaparcia można prowadzić biznes też w niewielkiej miejscowości – twierdzi.